Jak z jajka wykluwa się kura

Archiwum / Filip Springer / 19.05.2008

Myślisz, że napiszesz tekst, przyślesz go nam, a jutro przeczytasz go na łamach Na Tropie? Przeczytaj o tym, jaką drogę musi pokonać Twoje dzieło w redakcji Na Tropie, byście mogli je przeczytać!

1. W głowie Autora pojawia się pomysł na Wiekopomne Dzieło. Autor siada i w przypływie euforii pisze tekst na 45 tysięcy znaków.

2. O 3 w nocy wysyła go do redakcji. Rano autor otrzymuje e-mail: „Dziękujemy za zainteresowanie naszą gazetą, przesłaliśmy tekst do odpowiedniego szefa działu. Następnym razem prosimy, abyś przed napisaniem tekstu skontaktował się z redakcją i skonsultował zamiar pisania materiału. Oszczędzi to i Tobie, i nam wiele pracy”.

2a. Wersja alternatywna – tekst autora zapodział się gdzieś w przepastnych skrzynkach redaktora naczelnego i Autor musi mu trzy razy przypomnieć na GG, zanim dostanie maila z punktu 2.

3. Po kilku dniach autor otrzymuje e-mail od szefa działu: „Witaj, dostaliśmy Twój tekst, skróć go o 35 tysięcy znaków, popraw błędy ortograficzne i zmień tezę. Dodaj też tytuł i lead, podpisz się proszę pod tekstem, bo anonimów nie publikujemy, i doślij nam zdjęcie swego szlachetnego oblicza. Serdecznie pozdrawiamy. NA TROPIE. PS Jeśli chcesz, aby tekst ukazał się w najbliższym numerze, musisz to wszystko zrobić do ubiegłej środy”.

4. Autor, zmotywowany ciepłymi słowami redakcji, postanawia nie iść do szkoły i wziąć wolne w dorywczej pracy. Zasiada do komputera i skraca tekst według uwag. O 3 rano znad dziesięciu kubków po kawie wysyła tekst znów do redakcji.

5. Rano Autor otrzymuje maila, jednak na skutek wycieńczenia czyta go dopiero po przebudzeniu, czyli około godziny 16: „Witaj, popraw proszę tekst zgodnie z naszymi uwagami. Możemy na niego czekać do wczoraj”.

6. Jeśli autor ma poczucie humoru, siada, poprawia tekst i wysyła.

7. Tekst trafia do szefa działu. Ten sam dokonuje drobniejszych poprawek (czytaj: zmienia lead, tytuł, pierwszych kilka zdań, kasuje to, co niepotrzebne) i wysyła do wydawcy numeru, czyli redaktora naczelnego bądź jego zastępczyni.

8. Wydawca numeru odbiera e-mail z tekstem, dokonuje niezbędnych uwag i odsyła szefowi działu, żeby ten skontaktował się z autorem, który ma nanieść poprawki.

9. Szef działu nie może się dodzwonić do autora, jego maile są odbijane, a GG milczy. Sam więc dokonuje niezbędnych poprawek i odsyła tekst do wydawcy numeru.

10. Wydawca numeru dokonuje kilku kolejnych niezbędnych poprawek (czytaj: zmienia lead, tytuł, pierwszych kilka zdań, kasuje to, co niepotrzebne) i wysyła go fotoedytorowi działu, w którym tekst ma się ukazać.

11. Fotoedytor jest akurat na wakacjach i nie ma dostępu do internetu.

12. Po siódmym SMS-ie „A może byśmy do jasnej cholery wydali numer” fotoedytor wraca z wakacji. Jego pojawienie się na GG sprawia ulgę wydawcy numeru.

13. Fotoedytor czyta tekst i szuka zdjęć, które mogłyby go zobrazować.

14. Po wpisaniu w okno Google słowa „Harcerz”, po raz kolejny fotoedytorowi objawia się ta ponura gęba jegomościa w musztardzie, którego zdjęcie ma pecha być indeksowane jako pierwsze. Fotoedytor rezygnuje i wpisuje słowo „Scout”. To zawsze działa. Harcerze są ponurzy, a skauci uśmiechnięci.

15. Fotoedytor wrzuca tekst do systemu i dodaje obrazek. Gdy klika „Zapisz”, na jego ekranie pojawia się napis „Terror 503, virtual Server is overloaded” (czyli że ZHP ma za słabe serwery). Fotoedytor mówi pod nosem „A niech to gęś kopnie” i zabiera się do pracy po raz drugi.

16. W międzyczasie fotoedytor odbiera na GG dziesięć wiadomości w stylu „Cześć mistrzu, długo jeszcze?”. Profilaktycznie na nie nie odpowiada, myśląc w duchu „Było wysłać tekst tydzień temu, to by wszystko było na czas”.

17. W końcu fotoedytorowi udaje się zapisać tekst w serwisie i może zabrać się za następne.

18.  Za czytanie tekstu zabiera się korektorka. W połowie czytania przeciera czerwone oczy i postanawia napisać do wydawcy: „Czy my możemy robić korektę na plikach Worda, a nie w serwisie? Oczy mi zaraz wypadną od tych literek i nie będzie korekty”.

19. Wydawca wie, że to taki korektorski rytuał i biadolenie, ma gotową formułkę zapisaną w osobnym pliku. Wkleja więc w okno GG korektorce: „Nie, ponieważ dramatycznie przedłużyłoby to proces wydawniczy”.

20. Korektorka odpisuje ze łzami w czerwonych oczach: „Zawsze piszesz to samo”, a potem znów zabiera się za poprawianie tekstów.

21. Trzy dni po planowanym wydaniu numeru w systemie gazety jest zalogowanych 10 osób, a ich GG gotuje się od dyskusji. O godzinie 2 w nocy szef fotoedytorów pyta wydawcę: „Puszczamy?”.

22. Wydawca wychodzi spod biurka i resztką sił pisze: „Puszczamy…”

23. Szef fotoedytorów robi czary mary i numer jest już w sieci. Na GG członków redakcji pojawia się entuzjastyczny opis „Nowy numer Na Tropie już w sieci”.

24. Wydawca pisze szefowi fotoedytorów: „Albo nie… zapomniałem o okładce”.

25. Jakimś cudem na GG pojawia się inny fotoedytor z pomysłem na okładkę.

26. Po kilkunastu minutach okładka jest gotowa. Szef fotoedytorów znów pyta: „Puszczamy?”

27. Wydawca nie odpowiada.

28. Szef fotoedytorów wysyła SMS.

29. Wydawca pisze: „Sorki, skończyła mi się kawa. Puszczamy”.

30. W momencie ukazania się numeru o 3 w nocy ma on już pierwszy komentarz MaćkaP. Komentarz jest nieprzychylny.

 

Filip Springer - redaktor naczelny "Na Tropie", szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter współpracujący z prasą ogólnopolską.