Jap… że co?!

Archiwum / Marta Szewczuk / 14.09.2011

W wakacje byliśmy w bajce. Każdy z nas inny, każdy ze swoim bagażem doświadczeń, ze swoim charakterem i swoimi przyzwyczajeniami. Trafiliśmy do jednego kotła, w którym – jak się wkrótce przekonaliśmy – ugotowała się jedna z najlepszych zup w naszym życiu!

Na tegorocznej Wędrowniczej Watrze na swojej natropowej chuście nosiłam pierścień w kształcie klucza wiolinowego. Prosty, zrobiony z kawałka druta. Zaskoczyło mnie, jak wiele obcych mi osób chwaliło ten pierścień. Gdy mówiłam, że dostałam go od japońskich skautek, od razu wywiązywała się rozmowa, w trakcie której orientowałam się, że… trafiła mi się tak niesamowita przygoda, o jakiej ani ja, ani żaden z moich rozmówców nie śnił.

Japońscy skauci zaprosili nas – zwykłych harcerzy z hufca Warszawa-Ochota – do siebie. Nasza współpraca z nimi trwa już 17 lat i gościliśmy ich także w Polsce, trzy razy. W 2003 roku ekipa z Polski została po raz pierwszy zaproszona do Japonii. Tym razem trafiło się i mnie. Do dnia wylotu nie wierzyłam, że jacyś azjatyccy weseli ludzie w mundurkach chcą gościć nas swoim jedzeniem, bambusowymi matami, rajską przyrodą, egzotycznymi atrakcjami i wspólnym myciem się na golasa…

Trzeciego sierpnia dziewiątka harcerzy z polskiej stolicy odleciała samolotem w siną dal, by przeżyć dwanaście dni wśród rzeczy i zdarzeń, „o których nie śniło się filozofom”. Wszyscy chcemy wam troszkę o tym opowiedzieć, ale tak od początku do końca to się nie da. Setki zdjęć, tysiące wrażeń. Polecamy!

Najpierw przedstawię ekipę. Oprócz osób wymienionych poniżej była z nami jeszcze Marzena – dziewczyna z Polski zakochana w Japonii. Obecnie przebywa tam na dwuletnim stypendium, studiuje na Uniwersytecie Tokijskim. Podczas wyjazdu pełniła rolę naszego tłumacza. Była bardzo dzielna, bo czasem gadaliśmy głupoty i popełnialiśmy mnóstwo gaf…

 

Sylwia Gutowska – szef wyprawy, „Druhna Kierownica”. To ona zna tych skautów od samego początku. Mama 2,5-letniego Mateusza i zapalona florystyka.

Adam Bielański – w pracy programuje, a w domu zajmuje się swoją małą córeczką. Jego zdroworozsądkowe podejście do wszystkich spraw nieraz uratowało nas w Japonii!

Ola Bielańska – najmniejsza i najbardziej otwarta z nas. Mama dwuletniej Zosi. Zawsze potrafiła zrobić tak, żebyśmy robili coś razem z Japończykami.

Paweł Gutowski – z wykształcenia automatyk, z zamiłowania fotograf i podróżnik, z wyboru – tata Mateuszka. „Stary” chłop, który potrafi wykrzesać z siebie niesamowite pokłady młodzieńczego humoru.

Sylwia Adamczuk – przyszła mama – niesamowicie dzielna w gorącym, ciężkim do zniesienia klimacie. Łagodziła większość konfliktów i poprawiała wszystkim humor.

Asia Walewska – miłośniczka gór i biegania – rzadko kiedy można ją było zatrzymać. W Japonii nie było takiej rzeczy, która by jej nie zachwyciła.

Arek Wróbel – wielki chłop, który przy Japończykach wygląda jak Godzilla, a świetnie się z nimi dogaduje. Lubi wędrówki, a za to nie lubi łazić z babami po sklepach (po japońskich również…).

Asia Zagalska – drużynowa zafascynowana stomatologią i podróżami. Można się z nią i powygłupiać, i poważnie porozmawiać. Fanka japońskich automatów do robienia zdjęć.

No i ja – Marta Szewczuk. Może mnie już trochę znacie.

 

Jak było?

 

Największe wrażenie wywarło na mnie…

…bliskie spotkanie z ludźmi, którzy przeżyli marcowe tsunami – ich opanowanie i dojrzałość, gdy opowiadali o tym, co przeżyli.

…śpiew Japończyków – śpiewają tak ślicznie, melodyjnie i rytmicznie, że nie sposób się oderwać!

…po prostu ludzie – mili, sympatyczni i pomocni. Byli żywo zainteresowani moimi problemami.

…różnice kulturowe – mimo najlepszych chęci, przeczytanych lektur o obyczajach japońskich i odbytej już wcześniej podróży do Japonii, miałam wrażenie, że faux pas to moje drugie imię…

…to, jak czyste są tam ulice. Żadnych papierków, żadnych gum, walających się torebek – mimo że trudno tam znaleźć kosz na śmieci!

 

Najdziwniejsza rzecz, jaką widziałem/am…

…autostrady w Tokio przechodzące na wysokości 6. piętra!

…ostrokrzew o wysokości ok. 7 m. Jeśli chodzi o roślinność, to momentami czułam się jak na innej planecie – nawet dąb (co poznałam po żołędziach) miał inne liście!

…przyrząd do drapania się W UCHU wyglądający jak minimiecz samurajski. A z dziwnych rzeczy zasłyszanych – fakt, że nie mają ogrzewanych domów!

…wręcz bajecznie ubrani młodzi ludzie. Tego nie ma w kulturze europejskiej – na pewno nie na ulicy. Przy tysiącach mijanych osób wrażenie było piorunujące.

…sedesy „na narciarza” we wszystkich publicznych toaletach – muszle w podłodze, bez deski, nad którymi się kuca.

…samochody zaparkowane ciasno pod domami w niewielkich wnękach w taki sposób, że zastanawiałam się, czy wyjazd stamtąd jest fizycznie możliwy!

…psy wożone w wózkach specjalnie do tego dostosowanych – widzieliśmy nawet specjalny sklep z wózkami dla psów!

…stojaki na parasole przed domami, hotelami i sklepami, gdzie parasol można było zapiąć na klucz! W Japonii mało kto zabezpiecza swój rower na ulicy, ale parasole owszem. Rowerów nikt nie kradnie – parasole nagminnie.

…oczywiście trzęsienie ziemi! O trzeciej w nocy obudziłam się i poczułam, że jadę na traktorze… Niesamowite uczucie – wiesz, że trzęsie się WSZYSTKO w promieniu kilkudziesięciu kilometrów!

 

Najsmaczniejsza rzecz, jaką jadłem/am to…

…surowy tuńczyk. Ale prawie wszystko było smaczne – warto spróbować.

…sushi z krewetkami (za to słodycze mają koszmarne!).

…okonomiyaki, czyli potrawa składająca się z dwóch placków, między którymi znajduje się dużo różnych składników (m.in. prawie zawsze makaron i kapusta). Potrawę smaży się na rozgrzanej blasze, bezpośrednio z której klient może pałaszować te pyszności.

…wszystko było pyszne. A co najważniejsze – zawsze ładnie wygląda na talerzu.

… krewetki i ryby smażone lub gotowane – są tam takie świeże…

…ichnie „kanapki”, czyli trójkątne, ryżowe zlepki z jakimś wsadem (glony, tuńczyk lub owoce), zawinięte w nori. Pyszne, pożywne i nietuczące!

… melony! Do tej pory w Polsce nie zdarzyło mi się jeść DOBREGO melona, a tam były przepyszne!

…kanapka z makaronem. Tak właśnie – w bułkę od hot-doga upchnięty był przyprawiony japoński makaron. I tyle.

 

Japońscy skauci są…

…inaczej zorganizowani niż my – żeński związek jest osobny od męskiego, mają obozy letnie bardziej komfortowe niż my, ale za to trwające tylko kilka dni.

…całkowicie inni od naszych. Przede wszystkim strukturą i programem przypominają amerykańskich skautów.

…jak dla mnie wciąż wielką tajemnicą…

…takimi samymi braterskimi skautami jak pozostali w 188 innych krajach.

…po przełamaniu pierwszej nieśmiałości – bardzo otwarci i uczynni, ale niestety mało zaradni i muszą podpierać się radą starszych.

…tak bardzo podobni do nas! Tylko ich liderki – prawie pół wieku starsze, ale żywotne jak niejedna nasza 20-latka!

…pełni energii i chęci do zabaw.

 

Najfajniejsza rzecz, którą robiłem/am to…

…poznawałem Japonię. Byłem w onsenie, spałem na futonie, jechałem Shinkansenem, jadłem sushi… muszę wymieniać dalej?

…nocna sesja zdjęciowa. Ale nie wiem, czy to się nadaje do publikacji…

…jedzenie i zażywanie kąpieli w tradycyjnej miejskiej łaźni.

…zakupy! Tam każda dzielnica jest jak miasto, w którym jest coś wyjątkowego, co po prostu muuusisz mieć!

…pobyt w luksusowych hotelach SPA w regionie Tohoku, gdzie zażywaliśmy licznych kąpieli w onsenach, a po hotelach chodziło się w lekkich yukatach (rodzaj cienkiego, bawełnianego kimona). Wieczorem masażystka rozluźniała mi napięte mięśnie głowy i dłoni, a nocą zdzierałam gardło z resztą szaleńców na karaoke – to było coś!

…korzystanie z dobrodziejstw japońskich łaźni i gorących źródeł, tzw. onsenów. Odprężenie, spokój i rozmowy ze współtowarzyszkami (nagimi!).

…zabawa na wspólnym ognisku pod koniec obozu skautowego. Bardzo dobrze zorganizowane, żwawo poprowadzone i oczywiście melodyjnie.

 

W Japonii nauczyłem/am się…

…chodzić lewą stroną chodnika i że z perspektywy Japończyków Norwegia to prawie to samo co Polska („Jesteście z Polski? A byliście w Norwegii?”).

…pewnego dystansu do samego siebie, żeby nie traktować wszystkiego na poważnie.

…doceniać polskie lato – dotąd myślałam że mamy upały.

…jeść pałeczkami – jak prawdziwy Japończyk, a nie jak dziecko.

…szacunku do ludzi starszych i młodszych, jakiego nie ma u nas.

…pokory wobec własnego organizmu – czwarty miesiąc ciąży w nowym, dobijającym klimacie potrafi dać w kość. Ale też odkryłam, że kiedy już naprawdę brak ci sił – zaciskasz zęby i idziesz dalej!

…kilku nieznanych mi wcześniej zachowań z „niepisanej etykiety” oraz przezwyciężać własne słabości – nie jest łatwo (na szczęście tylko pierwszy raz) wejść do sento [łaźni miejskiej – przyp. autorki] nago z obcymi ludźmi, a jeszcze trudniej z tymi, których się zna!

…tego, że body language załatwi każdą sprawę! Bariera językowa nie stanowi większego problemu, jeśli ludzie są tak przyjaźnie nastawieni, jak byli do nas Japończycy.

 

Chciałbym/chciałabym tam wrócić, żeby…

…pojechać na męski obóz, odwiedzić Hiroshimę, Kioto i więcej czasu spędzić w Akihabarze [dzielnica elektroniki – przyp. autorki].

…spotkać starych i nowych znajomych, razem połazić po przepięknych miastach i świątyniach oraz zwiedzić inne części Japonii niż te dotychczas.

…w końcu po swojemu obejrzeć Japonię, a szczególnie jej ogrody!

…zobaczyć, jak kwitną wiśnie.

…zobaczyć wszystko raz jeszcze, a także to, czego nie zdążyłem… Święta góra Fuji, Kioto i oczywiście daleka północ. I to koniecznie jesienią, w towarzystwie kolorowych krajobrazów. Chciałbym przez chwilę poczuć się Japończykiem!

…podebrać liderkom trochę ich energii. U nas 17-letni drużynowi mówią, że się wyczerpali. Niech zobaczą 70-latkę zasuwającą z całą drużyną!

…dalej móc odkrywać ten niesamowity, zadziwiający, szokujący i pełen sprzeczności kraj, w którym nowoczesna technika kontrastuje z tajemniczym mistycyzmem i wieloletnią tradycją.

…na górę Fudżi! A przynajmniej zobaczyć ją na żywo. Tym razem się to niestety nie udało – ciągła mgła. Wkładam to więc w zakładkę „marzenia”.

…odwiedzić wszystkie miejsca, o których pisze Haruki Murakami i nauczyć się gotować tych wszystkich śmiesznych rzeczy.

 

Życzymy każdemu, żeby kiedyś znalazł i odwiedził „swoją Japonię”. Taką jak my. Piękną, zaskakującą, szokującą, powalającą na kolana, zadziwiającą, czasem straszną. Nieważne, czy będzie to w Azji, na Hawajach, na Biegunie Północnym, czy na Marsie. Powodzenia!