Jeśli nie wiesz dokąd idziesz, nie masz szansy się zgubić.

Archiwum / 26.11.2006

Udało się! Zakwalifikowałem się do składu XIII Poznańskiej Wyprawy Polarnej – Spitsbergen 2006. Był to dla mnie sukces – pierwszy krok do spełnienia marzenia o przygodzie za kołem polarnym. Jednocześnie był to początek drogi usianej przeszkodami. Wyrastały w najdziwniejszych i najmniej przewidywalnych momentach.



phm.Krzysztof Piotrowski


– A właściwie to jak chcesz się tam dostać? – to pytanie, które zadawało mi wielu znajomych. Z przyczyn praktycznych musiałem znaleźć na nie odpowiedź.
– Zastanawiam się czy jechać przez Szwecję czy przez Finlandię – odpowiadałem – jeszcze nie mogę się zdecydować, z której strony Bałtyk ominąć.
– Jak to?
– Autostopem – wprawa niosła z sobą wiele niewiadomych, jednak gdy wykluczony został mój udział w rejsie statkiem bezpośrednio z Gdyni, sprawa wyboru środka lokomocji była dla mnie jasna. Autostopem na północ Norwegii – do Tromso, dalej samolotem.
– Dlaczego Autostopem?
– Ponieważ… tak będzie… ciekawiej, taniej
– dalej wyłuszczałem, że w ten sposób więcej zobaczę niż z okien samolotu, poznam kulturę regionów, ludzi.

W ciągu kilku lat jeżdżenia autostopem stał się on dla mnie czymś więcej niż tylko sposobem pokonywania przestrzeni. Dla mnie to rodzaj filozofii, sposób życia. To niewątpliwie odcisnęło się na moim postrzeganiu podróży. Mam przyjemność, na łamach „Na Tropie” przedstawić krótką fotorelację. Wplotło się w nią kilka moich ulubionych podróżniczych cytatów.


Skandynawia z punktu widzenia autostopowicza wygląda tak:

                 
2006-07-11 15:46 Ruszam z Piły. Zabiera mnie Batman, swoim nowiuśkim Batmobilem. Szybko nie jedziemy, ale za to z jaką pompą. On na Grunwald, ja na Spitsbergen. Z jedną przesiadką docieram do Olsztyna, gdzie spędzam kilkanaście minut i już jadę pięknym ciężarowym autem (Volvo FH) do samej Rygi.

                

Ruszając w trasę mającą w najkrótszej wersji ponad 2000 km zastanawiałem się ile dni muszę zarezerwować – ponieważ na samolot nie mogłem się spóźnić. Zdecydowałem, że 20 wystarczy… ale czy na pewno? Co będzie jak utknę gdzieś w środku Laponii?
Moje obawy poszły w zapomnienie, kiedy to 12. lipca, popołudniu, w nieco ponad dobę po wyruszeniu z domu dotarłem na przystań promową w Tallinie. Tu przenocowałem – u poznanych w mieście chłopaków.
Następnego dnia, ok. 8:30 mijam główki portu w Helsinkach. Prom kosztował mnie 25 Euro i był to najznaczniejszy wydatek całej, 20 dniowej, podróży. Łącznie z zakupami jedzenia w Polsce na całą podróż do Tromso wydałem poniżej 300 zł

                
Helsinki należą do tych miast, które mnie urzekły. Zdeponowałem swój bagaż w przechowalni (polecam tą praktykę) i cały dzień włóczyłem się po stolicy Finlandii. Wieczorem złapałem pierwszy w Finlandii samochód.
                 
Skandynawskie drogi – (tylko) na pierwszy rzut oka podobne do Polskich. Nie spotyka się na nich dziur, w to miejsce wielu ludzi na rolkach i rowerach.

                

Pojezierze Fińskie – cudowna kraina jezior i lasów. Szkoda tylko, że nie miałem czasu zostać tu dłużej niż kilka dni.

                
Która godzina? Północ? Tutaj (w Joensuu) się jeszcze ściemniało nieco. Kolejne noce rozpoznawałem po lekko zaróżowionym niebie i nieco niżej świecącym słońcu.
               
W pierwszą białą noc, lokalni „szamani” wykonali na moim namiocie magiczne znaki (farbą olejną), które miały mi zapewnić opiekę duchów w dalszej części podróży – i zapewniły.

               

Dalej na północ przez pojezierze Fińskie. Krajobrazy prześliczne – jedne z najpiękniejszych w Europie. Tak dotarłem do Oulu – nad zatoką Botnicką. To kolejne miasto, które na długo zapadło mi w pamięci.

              
Dotarłem do legendarnego Rovaniemi, które nie zapadło mi szczególnie w pamięć. Wspominam jednak o nim dlatego, na północ od niego przekroczyłem Koło Podbiegunowe Północne (na nim znajduje się przedstawiony na zdjęciu urząd pocztowy Świętego Mikołaja) tak wkroczyłem w obszary dnia i nocy polarnej.

             

Autostop nie jest w Skandynawii popularny. Na szlaku spotkałem czterech innych autostopowiczów: Australijczyka (na zdjęciu), Fina i dwóch Czechów. Natomiast samo łapanie stopa było rewelacyjne – średnio 20 minut oczekiwania. Czasami nie zdążyłem kartki napisać. Twierdzę, że autostop dokonuje selekcji ludzi, z którymi podróżuję – w końcu nie każdy się zatrzyma. Kto się zatrzyma –coś w sobie dobrego ma.

              
Ludzie na trasie to nie tylko kierowcy. Poznałem ludzi z prawie całej Europy i kilku krajów świata. Tylko połowę noclegów spędziłem pod namiotem – resztę w gościnie. Wynikała ona zawsze spontanicznie i nieoczekiwanie. Na północy Europy spędziłem przemiłe cztery dni w towarzystwie przewodników turystycznych rodem z całego świata – od Kostaryki po Tajlandię, a to tylko dlatego, że spotkałem (zupełnie przypadkowo) Monikę, która rozpoznała we mnie rodaka i Gosię, która zaproponowała gościnę.
             
Mieszkając na Mageroy przez kilka dni przyglądałem się od kuchni biznesowi turystycznemu rozkręconemu na „pełny gaz”. Codziennie promy przywoziły na kilka godzin setki turystów spragnionych „niepowtarzalnych wrażeń”.

                   
Nie byłbym sobą, gdybym nie zdementował powszechnego mniemania, że Nordkapp (na zdjęciu) jest najdalej na północ wysuniętym punktem Europy. A nie jest! Po pierwsze nie leży na stałym lądzie – ale na wyspie Mageroya. Po drugie na tej wyspie jest odległy o kilka kilometrów przylądek Knieveskjolodden, którego szerokość geograficzna to 71o 11,124’N.  Dla porównania Nordkapp leży na 71o 10,350’N (tylko :). Na pierwszym planie logo Wyprawy Wędrowniczej 2007- pamiętajcie, zostało tylko kilka dni na zgłoszenie swojego udziału w przedsięwzięciu:)

              
Szczęście to podróż a nie cel.
Różnica polega na tym, że na Nordkapp wiedzie droga asfaltowa (tysiące turystów w autokarach), natomiast na Kniveskjolodden trzeba deptać pieszo. Na trasie tej wędrówki czułem się jak w Sudetach, ponieważ spotkałem tylko Polaków i Czechów.

             
Uprzedzając pytania stanowczo potwierdzam – w Laponii (Finlandia) i Normandzie (Norwegia) żyją renifery! Z Rudolfem nawet rozmawiałem.

            
… natomiast gdy rozbijałem namiot, to często przychodziły pogawędzić ze mną trole.

           
Jak już wspomniałem woziły mnie różne autka: od „Batmobilu”, przez czarne, volvowskie limuzyny, po takie dzieła jak widoczny na zdjęciu Biuck z 1953r.
             
Na legendarne fiordy miałem przyjemność spoglądać z wysokości ponad 2 metrów. Widok tak zachwycający, że nie podejmuję się komentować…

             
               tego również…

           
Podążaj szlakiem tęczy,
Podążaj szlakiem piosenki,
A wszystko wokoło ciebie stanie się piękne.
Z każdej ciemnej doliny
Jest jakieś wyjście,
Jakiś tęczowy szlak.”
   Pieśń Indian Nawajo

                 
Nie idź tam gdzie wiedzie droga. Wkrocz na bezdroża i wytycz szlak!
Sam przejazd zajął mi 10 z 20 dni, które przeznaczyłem na podróż. Uradowała mnie możliwość urządzenia sobie kilkudniowej wędrówki przez góry. Na zdjęciu jeden z najpopularniejszych fińskich szlaków trekingowych prowadzący na najwyższy szczyt kraju – Halti (1328m n.p.m.).

        
Jest to jeden z nielicznych zagospodarowanych szlaków trekingowych. Rozmieszczone co ok. 10 km urocze, przepełnione duchem gór chatki pozwalają pokonać ten szlak nawet mało wprawnym turystom.

 

          

Moją podróż (a raczej jej pierwszą część) zakończyłem w Tromso po przejechaniu 3889 km w 33 autach. Kolejne etapy to ekscytujący pobyt na Spitsbergenie oraz autostopowy powrót do Polski przez Szwecję i Norwegię, ale to już inna op
owieść…
            
WIERZ. MARZ. MIEJ ODWAGĘ.
(CREDO WALTA DISNEJA)
phm. Krzysztof Piotrowski – wiceprezes Harcerskiego Klubu Turystycznego „10,5 km” im. Jerzego Kukuczki–Piła, Komendant Trasy Rowerowej Wyprawy Wędrowniczej 2007. Doktorant na Wydziale Geograficznym Uniwersytetu im.Adama Mickiewicza w Poznaniu.