Konstytucja dla Europy
Obecnie mówi się o kryzysie integracji europejskiej. Dyskusje te wzbudzane są aktualnie przez kryzys finansowy, ekonomiczny, bankowy… kryzys strefy euro, kryzys instytucjonalny, kryzys personalny – czy może z nieco innej perspektywy – kryzys odpowiedzialności i zaufania. Towarzyszą one europejskiemu jednoczeniu praktycznie od początku – często będąc zresztą istotnym czynnikiem inspirującym postęp w procesie integracji.
W tym właśnie czasie, gdy z jednej strony słyszymy o bankructwie lub upadku Grecji, problemie ponadnarodowej międzyrządowości i wiążącym się z nią absolutnym wręcz brakiem transparencji europejskiego procesu decyzyjnego, tzw. Europie dwu prędkości itd. – zachęcam do refleksji na temat postaci niemal zupełnie w Polsce i Europie pominiętej i zapomnianej, a która mogłaby tym i owym co nieco podpowiedzieć. O kogo chodzi? O Wojciecha Jastrzębowskiego.
Wojciech Jastrzębowski był człowiekiem wybitnym. Urodził się w rodzinie szlacheckiej już po śmierci swojego ojca, natomiast zanim osiągnął wiek zaledwie młodzieńczy – stracił również matkę i odtąd opiekował się nim starszy brat (notabene napoleoński legionista). Nieszczęsny los upadłej Rzeczypospolitej niejako towarzyszył i odzwierciedlał losy młodego Jastrzębowskiego. Wkrótce po śmierci matki zachorował na tyfus. Pokonał jednak chorobę bez asysty lekarza.
Wbrew nastrojom czasów, w których przyszło mu żyć, nie uległ charakterystycznej mal du siècle i zamiast bajronicznych przygód i wypraw ku stepom akermańskim – studia jakie podjął dotyczyły spraw zupełnie zdawałoby się nieromantycznych: historii naturalnej, miernictwa, budownictwa. Dzięki wprawnemu „szkiełku i oku” już jako student często wyręczał profesorów, a także wynalazł „kompas, czyli gnomograf”, który miano nazwać od jego nazwiska kompasem Jastrzębowskiego, jednak młody wynalazca zaprotestował i „gnomograf” został „kompasem polskim”, w czasach gdy Polski nie było na mapach.
Wkrótce potem Uniwersytet Oksfordzki zaproponował mu kontynuowanie badań w Anglii, niestety błyskotliwą karierę naukową przerwała historia. Wybuchło Powstanie Listopadowe, do którego przystąpił jako ochotnik Gwardii Narodowej. Zresztą brał udział także w Powstaniu Styczniowym (wtedy już wraz z synami i wychowankami) – i podobnie jak za pierwszym razem walka „za wolność naszą i waszą”, przerwała mu pracę naukowo-dydaktyczną. Zajmował się bowiem Jastrzębowski zoologią, mineralogią, fizyką i botaniką. Jako nauczyciel, sławiony w pieśniach przez swych uczniów, założył „eksperymentalną” osadę resocjalizacyjną, stworzył pojęcie ergonomii i nowatorską filozofię pracy. W tym krótkim artykule chciałbym się jednak skupić na innym aspekcie jego działalności.
Leżąc w okopach podczas bitew pod Olszynką Grochowską czy Grochowem wśród wystrzałów, huku armat, pisał swój wizjonerski traktat zatytułowany „Wolne chwile żołnierza polskiego, czyli myśli o wiecznym przymierzu między narodami cywilizowanymi – Konstytucja dla Europy”, która została opublikowana jako tajny druk w 1833 w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
Traktat składa się z 77 artykułów oraz krótkiego filozoficznego uzasadnienia przedstawionych w nim tez. Zdaniem W. Jastrzębowskiego „nie masz dziwniejszego fenomenu pod słońcem nad ten, że ludzie najwięcej pragną pokoju, a najmniej starają się o jego utrzymanie” – bezwzględnym warunkiem „wiecznego przymierza między narodami cywilizowanymi” jest wyrzeknięcie się przez ich władców ambicji imperialnych, „wzajemnych mordów i barbarzyństwa”. Królowie stać się powinni „patriarchami” – elekcyjnymi ojcami narodów, których zadaniem miałoby być strzeżenie i wykonywanie prawa.
Nie ogranicza się jednak wizja zjednoczonej Europy W. Jastrzębowskiego do monarchów. Co ciekawe proponuje on również utworzenie swoistego parlamentu – Kongresu Europejskiego, gdzie pełnomocnicy każdego z narodów mieliby tworzyć prawo wspólnotowe, którego akty miałyby zaczynać się od preambuły „Pokój w Europie jest trwały i wieczny”.
Co ciekawe jednak mimo iż podobnie jak ponad 120 lat później „ojciec” zjednoczonej Europy Robert Schuman w swej słynnej książce „Dla Europy”, W. Jastrzębowski stwierdza, że Europa podzielona granicami „jest anachronizmem”, to podkreśla on znaczenie pojęcia narodu. W jego koncepcji narody miałyby kultywować swoje dziedzictwo, język, tożsamość, „posługiwać się własnymi prawami” – miałyby się jedynie wyrzec „barbarzyńskich” metod militarnych, a sprawy sporne rozstrzygać, jak przystało na „narody cywilizowane”. Co szczególnie istotne w kontekście polskim, ale tez szerzej całej Europy XIX wieku, tej „pięknej epoki koncertu mocarstw”, W. Jastrzębowski przyznaje prawo samostanowienia każdemu narodowi – „tyle w Europie będzie patriarchii, ile narodów”. Nie wyklucza również W. Jastrzębowski narodów eksterytorialnych (by nie powiedzieć „imigrantów”): Żydów i Cyganów, które również miałyby prawo posługiwania się własnymi prawami (obok praw patriarchii, w której by zamieszkiwali).
W kompleksowej wizji Europy znalazło się również miejsce dla swego rodzaju „funduszy strukturalnych”. Nasz rodzimy europejski wizjoner postuluje inwestowanie w „rozkrzewianie nauk, sztuk, przemysłu”, jednocześnie jednak zaznacza, iż należy również dofinansowywać „ubogich a rządnych członków narodu” – zatem nie tylko innowacyjność, „inteligenty i zrównoważony rozwój”, lecz także „fundusz spójności”. Jako gorliwy pedagog podkreśla rolę wychowania „ludzi do realizowania określonej wizji przyszłości” jak i konieczność pracy nad pewnym ogólnoeuropejskim historycznym konsensusem, wedle którego należałoby uznać wszelkie „wspomnienia historyczne zdolne obudzać nieprzyjazne uczucia między narodami” za „zabytki barbarzyństwa”.
Idea wiecznego i trwałego europejskiego przymierza zrodziła się niejako wobec 19 tysięcy poległych – zarówno Rosjan, jak i Polaków podczas bitwy pod Grochowem. Były to czasy, mimo oświeceniowego pudru i mirażu la belle époque – krwawe i cyniczne. Gdy Polaków, ale nie tylko my przecież walczyliśmy wtedy o swe prawo do wolności i niepodległości – nazywano „najszaleńszymi buntownikami” i „najkrwawszymi jakobinami”, przeciwko czemu również protestował w swym dziele Wojciech Jastrzębowski.
Niestety zarówno wołanie o uznanie „dobroczynnej roli” walczących z despotami, jak i projekt europejskiej konstytucji odniosły podobny skutek.
Po co nam dziś to idealistyczne, pewnie też trochę naiwne dzieło (zwłaszcza biorąc pod uwagę późniejsze dzieje Starego Kontynentu)? Przede wszystkim do czytania i refleksji. Oczywiście nie ma się co łudzić, że nagle konstytucja Jastrzębowskiego zasili korpus prawa pierwotnego UE. Ale nic złudnego nie ma już w fakcie, że ponad 120 lat zanim Europejczykom przyśniło się o „wiecznym przymierzu między narodami cywilizowanymi”, jeden z naszych dzielnych, powszechnie przez europejskie dwory ignorowanych, powstańców – w „wolnych chwilach żołnierza polskiego” stworzył dzieło co najmniej tak prorocze, jak wizje naszych natchnionych wieszczów. Nie jest też złudne, że wiele z jego słusznych – nawet nie tych „marzycielskich” pomysłów wciąż czeka na „ludzi do realizowania określonej wizji przyszłości”.