Korona Śmiechu
Czworo poznańskich harcerzy w trudzie i znoju zdobyło Koronę Poznania. Informację o tym wyczynie opublikował poznański dodatek Gazety Wyborczej. A ja po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnąłem się na wieść o harcerzach.
Było tak: w 2007 roku dwóch dziennikarzy lokalnego dodatku Gazety zrobiło sobie jaja i opisało wyprawę „wysokogórską” szlakiem najwyższych poznańskich wzniesień (najwyższe ma 153 m n.p.m). Niestety na skutek niefortunnego zrządzenia losu nie udało im się wtedy wejść na wszystkie szczyty. Informacja o tym wyczynie i tak znalazła się jednak w wydanym niedawno w Poznaniu alternatywnym spacerowniku „Zrób to w Poznaniu”. Wyzwanie podjęła11. Poznańska Drużyna Harcerzy „Tajga”. Czterech śmiałków postanowiło zdobyć Koronę. I to zimą! Relację z tej pasjonującej i niebezpiecznej wyprawy można przeczytać tutaj: http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,9022058.html
Na pierwszy rzut oka panowie zrobili z siebie durniów. No bo kto poważnie traktuje wchodzenie „północną ścianą” na wzgórze, na które można wjechać taksówką? W tym właśnie rzecz, że do całej sprawy podeszli z dystansem. Swoim dzienniku wyprawy opisują „gwarny plac Wielkopolski niczym Katmandu” i „załamanie się warunków pogodowych”. Do zdjęcia pozują z czekanami i kijami trekingowymi. Widać że mieli tam niezły ubaw, że wchodząc na Wzgórze Przemysła (76 m n.p.m) pewnie i mówili do siebie górskim slangiem i żartowali o rozrzedzonym powietrzu, ale zaraz potem poszli na herbatę, bo co będą tak sterczeć na mrozie.
Trzeba się jakoś do tej historii ustosunkować. Choćby dlatego, że nieczęsto zdarza się by harcerze robili coś zabawnego w sposób, który śmieszy jeszcze kogoś poza nimi. Chłopakom z „Tajgi” się to udało. I wielka im za to chwała! Spuścili trochę powietrza z balonu w jakim zwykliśmy przebywać. Napisała o tym gazeta, harcerze zaistnieli w niej nie obok pomnika i wieńca ale w żartobliwym, pozytywnym kontekście. Może i trochę zwariowanym, ale dlaczego by nie?
Często jest tak, że „śmianie się z siebie” jest w harcerstwie utożsamiane z „robienie z siebie wariata”. Może i boli nas potem brzuch od śmiechu ale ludzie wokół czują raczej zażenowanie, a postanowienie by nie puszczać swojego dziecka do harcerstwa zakorzenia się silnie w ich głowach. W opozycji do takiej postawy jest śmiertelna powaga. Ile razy na zlotach w Krakowie czy Kielcach przyszło mi się zetknąć ze ponurym kolegą z HSP? Z jego miny można było wywnioskować, że jest z obsługi wizyty Baracka Obamy na terenie zlotu. Z otoczenia, w którym się znajdował można było natomiast wyczytać, że po prostu pilnuje kilku toalet.
Gdy do jednego z poprzednich numerów NT napisałem wymyślony w całości wywiad z wyimaginowanym członkiem Głównej Kwatery w tejże Głównej Kwaterze rozpoczęto dociekania, z kim tak naprawdę rozmawiałem. Można by nawet uznać, że w związku z tym dochodzeniem ZHP ma jakąś spójną politykę informacyjną. Oburzenie było bowiem powszechne. Tymczasem mój całkowicie wyimaginowany rozmówca modulował głos, mówił raz jako kobieta, innym razem jako mężczyzna, a na głowie miał papierową torbę. Wydawało mi się, że satyra była dość czytelna. A nawet jeśli nie była, to pod tekstem było napisane i to po polsku, że jest on w całości wymyślony. To nie zniechęciło dzielnych tropicieli z zarządu naszej organizacji by dochodzić prawdy. Do jakich wniosków dotarli tylko oni wiedzą.
Bo harcerstwo nie jest poważną sprawą. Było w trzydziestym dziewiątym i czterdziestym czwartym ale dziś już nie jest. Z drugiej strony – harcerstwo nie jest rzeczą głupią. Więc śmiać się z niego należy w sposób mądry. Np. taki, który służy czemuś więcej niż pustemu śmiechowi.
Oczywiście jest jeszcze taka kategoria śmiechu, z którą w harcerstwie borykać musimy się coraz częściej. Gdy na przeznaczonej dla mediów stronie ZHP czytam, że harcerzy jest 125 297, to zastanawiam się skąd się ta liczba wzięła? Bo na pewno nie z rzeczywistości. I wtedy też się śmieję, ale już przez łzy.