Kumają czy nie?

Archiwum / Katarzyna Pietrasik / 20.04.2009

Rodzice nie są wyrozumiali, dużo wymagają i ciągle mówią o szkole. Młodzież jest krnąbrna i uparta oraz koniecznie chce popełniać błędy, przed którymi rodzice chcą ją ustrzec. Czy tak właśnie jest?

Czy zasada, że pierwszą połowę życia zatruwają ci rodzice, a drugą dzieci, jest czymś w rodzaju samosprawdzającej się przepowiedni? I w końcu: czy z rodzicami można porozmawiać o chłopakach i poradzić się w sprawach randkowo-sercowych?

Relacje między dziećmi i rodzicami nie należą do łatwych. I rodzice, i dzieci mają swoje racje i argumenty w tym odwiecznym sporze. Rodzice nie są wyrozumiali, dużo wymagają i ciągle mówią o szkole. Młodzież jest krnąbrna i uparta oraz koniecznie chce popełniać błędy, przed którymi rodzice chcą ją ustrzec. Czy tak właśnie jest? Czy zasada, że pierwszą połowę życia zatruwają ci rodzice, a drugą dzieci, jest czymś w rodzaju samosprawdzającej się przepowiedni? I w końcu: czy z rodzicami można porozmawiać o chłopakach i poradzić się w sprawach randkowo-sercowych?

Kazik w swojej piosence śpiewa, że starzy to już kompletnie nic nie kumają. Różnica wieku między rodzicami i dziećmi rzeczywiście jest bardzo dużą  barierą stanowiącą istotny problem w relacjach i kontaktach. Dodać do tego należy jeszcze zupełnie inną od naszej rzeczywistość, w której żyli. Opowieści o kolejkach, które ustawiały się za wszystkim, bikiniarzach, butach na słoninie i dżinsach, które były marzeniem każdego, dla nas są tylko zabawnymi opowieściami – a dla nich były rzeczywistością. I to rzeczywistością, w której dorastali i kształtowali swoje charaktery, podejmowali życiowe wybory.

Rodzice zazwyczaj starają się uchronić swoje dzieci przed złem całego świata, z rękawa sypią radami i nie rozumieją, że mając osiemnaście lat, nie zawsze działa się w pełni dojrzale i racjonalnie oraz że każdy wiek rządzi się swoimi prawami. A będąc w liceum i na studiach, nie rządzimy się na ogół zbyt wieloma prawami logiki. Mimo że sami nieraz robili różne szalone i głupie rzeczy, nie chcą, aby ich dzieci w ten sam sposób przeżywały swoją młodość górną i durną. Oczywiście rozumiem, że rodzice chcą uczyć dzieci na swoich błędach i woleliby, żeby nie musiały one doświadczać wielu przykrości. Czasami jednak – zgodnie z zasadą, że dopóki się nie przewrócisz, to się nie nauczysz – niektóre błędy trzeba popełnić samemu i samemu ponieść konsekwencje swoich niekoniecznie trafnych decyzji.

Z rodzicami sporo się też walczy i kłóci, i to chyba bez względu na ich potencjalną wrodzoną łagodność lub spokojne usposobienie dzieci. Bez awantur się czasami nie da, bo dla większości rodziców ich dorastające dzieci za mało się uczą i za późno wracają do domu, rodzice natomiast – co jest powszchnie wiadome – wymagają za dużo i spodziewają się po nastolatkach co najmniej Nobla z fizyki lub chociaż perspektywy kariery w najlepszej na naszej półkuli kancelarii prawniczej.

A my? Z nami też rodzice łatwo nie mają. Większość z nas sądzi, że ma monopol na rację i wszystkie rady rodziców i starszych można spokojnie włożyć gdzieś między bajki. Upór to chyba wada, jaką najczęściej rodzice moi i moich przyjaciół nam przypisują, zaraz po nim pada brak pokory.

Podsumowując, ta kilkudziesięcioletnia różnica wieku to również różne doświadczenia, to inna postawa życiowa. Na tak grząskim gruncie trudno budować relacje. My często zapominamy o tym, że rodzice byli młodzi i  mimo że może przezywali podobne rozterki w nieco innej rzeczywistości, to były to rozterki i wahania podobne do  naszych dzisiejszych. Rodzice nie do końca odnajdują się w obecnych realiach, bo obce im są internetowe znajomości, my chodzimy na imprezy do klubów, oni na potańcówki do znajomych (to tylko różnica w  formie, a nie treści). Powodów, dla których trudno jest się z rodzicami porozumieć, jest mnóstwo; pytani przeze mnie znajomi wymieniali różne pola, na jakich głównie dochodzi do konfliktów i spięć. Powodów było tyle, ile przepytanych osób.

Ale czy Kazik ma rację? Czy starzy naprawdę nic nie kumają? Czy nie warto się ich radzić, zwierzać im się, pytać, korzystać z ich doświadczeń?

– Mam problem ze zwierzaniem się rodzicom. Wiem, że to najbliżsi mi ludzie i zawsze chcą mi pomóc, ale jakoś nie umiem – mówi Ewa.
– Doskonale wiem, że moi rodzice chcą dla mnie jak najlepiej – ale nie umiem im opowiadać o swoich problemach, boję się, że moje problemy są błahe w porównaniu z ich zmartwieniami – pisze Michał.

Podobnych wypowiedzi jest więcej. Oczywiście pojawiają się wśród nich takie, których autorzy mają superkontakt z rodzicami i mówią im absolutnie o wszystkim i o wszystkim mogą z nimi porozmawiać. Lecz takich jest jednak znacznie mniej. Dlaczego? Pewnie Michał, który nie chce się wydać swoim rodzicom dziecinny (przecież oni mają tyle na głowie…), nie jest odosobniony w poglądzie, że ma zmartwienia mniejszego kalibru od swoich rodziców.

A co na to druga strona?

– Oczywiście dla każdego jego problemy są największe i najtrudniejsze, nie znaczy to jednak, że musimy bagatelizować problemy innych. Każdy wiek ma swoje prawa i to rodzice troszczą się o dzieci, a nie odwrotnie;  pewnie większość rodziców chce wiedzieć o problemach i zmartwieniach swoich dzieci, bez względu na to, czy uważa je za błahe, czy nie, i chce uczestniczyć w ich rozwiązywaniu – mówi mi mama. I chyba nie jest w tym poglądzie wśród rodziców osamotniona. Większość moich rówieśników mówi, że ich rodzice mimo zapracowania i braku czasu, chcą wiedzieć jak najwięcej o swoich dorastających dzieciach i uczestniczyć w ich życiu.

– Nie chcę być tylko świadkiem dorastania mojej córki. Chcę być tego uczestnikiem, pomagać jej i doradzać jak mogę – mówi mama Oli.

Nasi rodzice też byli kiedyś młodzi. Naprawdę. Mimo że czasami sami się zachowują jakby nie byli, albo jakby zapomnieli, że byli. Zatem przypomnijcie im o tym! Naprawdę warto z nimi porozmawiać – o chłopakach, o ich młodości, o randkach o wszystkim. Oni chcą uczestniczyć w naszym życiu i mimo że czasem zrzędzą, to my przecież też chcemy, żeby ktoś bliski, kto zawsze chce dla nas jak najlepiej, mógł nam pomóc, doradzić i po prostu być wtedy, kiedy trzeba.

Czasem patrzę na stare zdjęcia moich rodziców, kiedy byli młodzi i beztroscy – i widzę ich teraz, kiedy mają już 50 lat, a na twarzy ślady zmartwień, których to śladów i siwych włosów sama nierzadko im dostarczam. Znajduję wtedy mnóstwo powodów. dla których nie powinnam im teraz zawracać głowy swoimi zmartwieniami, bo przecież są zmęczeni, mają własne problemy, chcą odpocząć. I chociaż znajduję mniej powodów, dla których powinnam im o tym mówić, jednak mówię. To w końcu moi rodzice i naprawdę trudno kogoś bliższego i kogoś, kto zna mnie lepiej – i przecież nie ma ludzi, którym aż tak zależy na mnie i na moim szczęściu.

Katarzyna Pietrasik - studentka I roku geografii na Uniwersytecie Warszawskim, przyboczna w 126 WDH „Aurinko Vene”.