Labirynt Fauna
Przyznam, iż jestem fanem wszelkich powieści spod znaku „realizmu magicznego”. Od czasu jak odkryłem literaturę iberoamerykańską na czele z Marquezem, poluję na każdą pozycję z tego gatunku. Na gruncie komiksu (a także literatury) rozsmakowałem się w dziełach Neila Gaimana (szczególnie w cyklu o Sandmanie). Na niwie filmu po Timie Burtonie do mojego prywatnego panteonu niniejszym dołączam nową postać: Guillermo del Toro.
Hiszpania – rok 1944 – trwa wojna domowa. W takiej scenerii rozpoczyna się jego najnowszy film. Autorytarne rządy generała Franco, szerząca się przemoc i gwałt. Taki obraz świata obserwujemy oczami 13-letniej Ofelii, która wraz z matką przyjeżdża do starego młyna zamieszkać z przybranym ojcem – kapitanem frankistowskiej Falangi. Ofelia jest osobą o wielkiej wrażliwości i wyobraźni. Jej świat wypełniają baśniowe dekoracje i postacie. Nie do końca radzi sobie z pojmowaniem rzeczywistości, nie potrafi zrozumieć decyzji swej matki o związaniu się z osobą tak okrutną, jak Jej ojczym.
Podobnie jak bohaterowie niedawno wyświetlanej w kinach „Narni”, odkrywa swój własny świat. Jest w nim zaginioną księżniczką, która musi dowieść swojej książęcej krwi, aby powrócić na tron.
Jak to u del Torro, nie jest to jednak świat bajek, jaki znamy z opowieści mamy szeptanych na dobranoc. Bardziej przypomina baśnie braci Grimm, w ich pierwotnej, brutalnej formie. Kraina, w której czające się w cieniach potwory niosą zagrożenie, a i nierzadko śmierć.
Zderzenie tych dwóch obrazów, daje niesamowity estetyczny i wizualny koktajl, który mógł zrodzić się tylko w kulturze hiszpańskojęzczycznej. Wchłania on widza, nie pozwalając na blisko dwie godziny oderwać się od fotela.
Dodam tylko o niezamierzonym humorystycznym akcencie, jakim dla polskiego widza jest obecność szlachetnej komunistycznej partyzantki. No cóż – doświadczenia historyczne Hiszpanów po reżimie generała Franco są zgoła odmienne od naszych.
Jak na fantastyczną produkcję film stawia zaskakująco wiele pytań o granice dobra i zła. Dostarcza też niemało emocji i wzruszeń. Ale do tego latynoscy reżyserzy zdążyli nas już przyzwyczaić. Choć nie zawsze odbywało się to w tak wspaniałym stylu.
Nie chcę zdradzać zakończenia, ale jak przystało na kino w głównej mierze o europejskich korzeniach – dalekie jest ono od hollywoodzkich happy-endów. Film miał swoją premierę na festiwalu w Cannes, gdzie spotkał się z 15-minutowa owacją na stojąco. Zdobył też Złotą Żabę na festiwalu Camerimage.
phm. Rafał Suchocki – były współpracownik Wydziału Wędrowniczego GK ZHP, członek Zespołu Kształcenia Hufca Warszawa Praga Północ. Sudent Filologii Polskiej w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie