Luz, Amsterdam i nowe mundury

Archiwum / 30.08.2006

Holandia przez wielu Polaków uważana za stolicę luzu i beztroski oraz „braku wartości”. Jak w takim kraju wygląda skauting? Co nas łączy, a co nas różni?


 Idąc na zajęcia organizowane przez 4 DSH „Trapery” takie właśnie pytania pojawiały się w mojej głowie.

Wydawało się, że zajęcia te będą kolejną drętwą rozmową w języku zbliżonym do angielskiego przerywaną długimi chwilami milczenia. Okazało się jednak, że moje obawy były płonne. Skauci nie dosyć, że byli „uzbrojeni” w tłumacza to jeszcze zawstydzali nas swoją znajomością angielskiego. W trakcie dyskusji która później się wywiązała uczestnicy starali się dzielnie dotrzymywać im kroku.
Zajęcia rozpoczęły się od quizu, podczas którego podzieleni na polsko-holenderskie grupy dopasowywaliśmy teksty prawa skautowego oraz umundurowanie skautowe do krajów jego pochodzenia. Spowodowało to, że musieliśmy się „otworzyć” językowo i dalsza część poszła już gładko.
Ciekawym było, że na pytanie o to jakie różnice pomiędzy skautami holenderskimi, harcerzami są dla naszych gości najbardziej widoczne było silne obrzędowe związanie nas harcerzy z ogniem oraz bardzo poważne podejście do uroczystego rozpalenia ogniska rozpoczynającego Wędrowniczą Watrę. Nasi goście powiedzieli, że po raz pierwszy spotkali się z tak bardzo oficjalną ceremonią otwarcia. Myślę, że przez te wszystkie lata straciliśmy coś ważnego z naszych obrzędów.- mówi Freek van der Bahctala szef patrolu holenderskiego. U nas podobne ceremonie mają charakter mniej oficjalny i mniej podniosły.
 (REX)