Magia Apple’a

Archiwum / 19.12.2010

Dziś nadgryzione jabłuszko jest oznaką statusu społecznego, zasobności portfela i mówi o trybie życia, jaki prowadzimy. 

Jeśli chcesz pominąć wspomnienia weterana to skocz od razu do części drugiej, a jeśli chcesz też pominąć technikalia – do trzeciej.

Garść historii

Jak więc zaczęła się moja przygoda z firmą Apple? Dość wcześnie, bo już w liceum. Tam właśnie na pierwszej lekcji informatyki ujrzałem niejakie lodówki, czyli Macintoshe Classic:

www.pugo.org/media/collection/computer/apple_mac_classic_ii.jpg

Były dość dziwne, połączone w jedną całość z czarno-białym (!) monitorem. Większego wrażenia na mnie nie zrobiły, tak więc po skończeniu liceum zupełnie o nich zapomniałem. Ot, kompy, których używa się w USA i w studiach graficznych. Tak, już wtedy wiedziałem, że graficy je uwielbiają; kiedy kończyłem liceum, na rynku było o wiele więcej modeli od wspomnianych wiekowych „lodówek”. Ale los chciał, że przez następne lata nadal mnie i firmie Apple nie było po drodze.

Nadeszła połowa lat „zerowych”, a ja musiałem kupić sobie laptopa. Wtedy to za namową kumpli kupiłem białego Macbooka.

Otóż Maki zawsze były DROGIE. A mnie – jako wiecznemu studentowi – zupełnie to nie odpowiadało. Zresztą żadna z moich gier nie chodziłaby na Macintoshu, więc kompletnie ignorowałem pojawianie się kolejnych laptopów, desktopów i innych topów z jabłuszkiem na obudowie. Aż nadeszła połowa lat „zerowych”, a ja musiałem kupić sobie laptopa. Wtedy to za namową kumpli kupiłem białego Macbooka.

Co było głównym powodem? Szczerze? Bateria. Nie, nie wszystkie inne bajery, które cechują komputery spod znaku jabłka. Po prostu bateria. W 2007 roku to było dość niebywałe, aby pełnowartościowy komputer wytrzymywał trzy bite godziny na baterii. I to bez dodatkowych paczek bateryjnych czy innych bajerów. A ja miałem pracę, która wymagała mobilności. Do gier zamierzałem kupić Playstation, nie używałem też żadnych programów, których nie byłoby na Maku. Gotówka płynęła też – co oczywiste – szerszym strumieniem niż na studiach, a więc siup!

Dziś mijają mniej więcej trzy lata od początku mojej przygody z Macintoshem. Od tego czasu pracowałem na dwóch Macbookach, kupiłem do domu Maka Mini (który jest podłączony do telewizora), iPoda Shuffle do słuchania muzyki i iPhone’a.

Mógłbym się tu rozwodzić nad technikaliami poszczególnych produktów, ale pewnie zanudziłbym większość z Was na śmierć – poza tym spokojnie można to znaleźć w Internecie. Postanowiłem więc napisać co nieco o samej filozofii Apple i różnicy w ogólnej obsłudze i doświadczeniach po tych trzech latach – w porównaniu do niewątpliwie dłuższego okresu korzystania z Windowsa (i sporadycznie innych systemów).

Techniczne za i przeciw

Tym, co chyba najbardziej lubię w produktach Apple, jest niezawodność. Szczerze mówiąc, przez cały ten czas komputer zawiesił mi się dosłownie kilka lub kilkanaście razy. Głównie za sprawą wadliwego RAM-u, który kupiłem. Praktycznie nie wyłączam mojego komputera, resetuję raz na miesiąc, czasem częściej. Zamykam ekran, chowam do torby. Wyjmuję, otwieram, po 3 sekundach jest gotowy do pracy. Stabilność to w dużej mierze fakt, że system operacyjny Apple oparty jest na Uniksie. Ale w przeciwieństwie do popularnego Linuxa, jest to system, nad którym pracuje cała firma. Życzę wszystkiego dobrego produktom Open Source, ale nigdy produkty opracowywane przez niezależne grupy studentów na całym świecie nie będą tak stabilne i finalne, jak system dopieszczany przez dużą firmę. Takie jest życie… A Snow Leopard, czyli system komputerów Apple, jest właśnie tak dopieszczony. „It’s all about details, Freckles”, jak mawiał Sawyer z LOST do Kate – i ja się z nim w sumie zgadzam. Diabeł tkwi w szczegółach, tu akurat zarówno funkcjonalnie, jak i wizualnie. Wszystko wydaje się dopracowane graficznie i dograne funkcjonalnie. Podobno sam Steve Jobs za każdym razem osobiście pilnuje, jak wygląda nawet wyjmowanie produktów z pudełka. Może to detal, ale dla mnie ważny…

Na pewno jest o wiele mniej programów na Maka niż na komputery z Windowsem. Ale te, które są, zazwyczaj są świetne lub co najmniej dobre.

Druga rzecz to wydajność. Mówiłem już o baterii? W nowych Macbookach czas pracy wynosi nawet 9 godzin. I nie, nie są to wcale okrojone netbooki, a normalne notebooki. To samo z prędkością: komputery o tych samych parametrach są po prostu szybsze. Podobnie sprawa ma się z iPhone’ami – w dużej mierze zasługa tego, że jest to jeden producent sprzętu i oprogramowania, więc wszystko może być dopasowane i zoptymalizowane.

Na pewno jest o wiele mniej programów na Maka niż na komputery z Windowsem. Ale te, które są, zazwyczaj są świetne lub co najmniej dobre. Nie widziałem praktycznie śmieciowego oprogramowania na Maka; na Windowsa jest mnóstwo fajnego softu, ale też sporo niedopracowanych aplikacji. Przebieranie w tym bałaganie było zawsze strasznie uciążliwe. Natomiast programy, których potrzebuję – od przeglądarek i pakietów biurowych, przez graficzne i web designerskie, aż po te do wystawiania faktur – jak najbardziej istnieją. To mi wystarczy.

Brak wirusów – kolejny plus. Na Maka nie ma praktycznie wirusów, to trochę za sprawą tego, że – jak pisałem – system oparty jest na o wiele stabilniejszym Uniksie. Poza tym w Windowsa może po prostu opłaca się uderzać, bo tych komputerów jest więcej.

Setki firm, tysiące modeli. Masakra.

Mała liczba modeli. Wbrew pozorom już po zakupie to duży plus. Kiedy miałem PC i coś nie działało, musiałem przegrzebywać się przez setki for. Nie wiedziałem, czy to wina mojej karty graficznej, czy dysku, czy czegoś jeszcze. Setki firm, tysiące modeli. Masakra. A jeśli chodziło o łączność między komputerem a moim ówczesnym telefonem (z systemem Windows), to potencjalnych problemów było jeszcze więcej. Tutaj sprawa jest prosta. Macbook + iPhone. Kilka generacji Macbooka, 4 generacje iPhone’a. Zazwyczaj łatwo znajduję rozwiązanie problemów.

To teraz, żeby nie było tak słodko, kilka rzeczy niekoniecznie pozytywnych. Najpierw jedna – powiedzmy – neutralna. Otóż jeśli jesteś osobą która, lubi „grzebać” w systemie, to niestety tutaj nie będziesz mieć zbyt dużego pola manewru. Steve Jobs wychodzi z założenia, że wszystko wygląda tak jak należy, więc nie zmienisz koloru ani kształtu okienek, nie zmienisz wyglądu ekranu powitalnego telefonu itp. Zero wolności. To samo tyczy się dostępności aplikacji: wszystkie aplikacje mogą być instalowane tylko przez oficjalny sklep i muszą być zaaprobowane przez Wielkiego Brata. Nie ma przebacz. Chociaż jeśli się z tym pogodzisz, to czy jest to takie złe? Ja przez 3 lata walki z telefonem opartym o system Windows Mobile co chwila coś zmieniałem, wgrywałem, crackowałem i kombinowałem, traciłem na to czas i… zawsze coś nie działało. Tutaj mam sytuację taką, jak z samochodem – nie zmienię w nim zbyt dużo, ale wsiądę, uruchomię i pojadę. I o to chyba mi chodzi.

Rozłożenie myszki Apple to godzina roboty…

Minusem jest też upór firmy w niektórych sprawach. Ich decyzje wydają się czasem irracjonalne. Brak czytników kart SD w nowych Macbookach, brak kamery i złącza USB w iPadzie czy forsowanie nieużywanych w rzutnikach wyjść wymagających noszenia ze sobą przejściówek. Niestety nic na to nie poradzimy…

Kolejny minus to założenie, że Maki się nie psują. Dlatego też nie ma do nich praktycznie dostępu. Rozłożenie myszki Apple to godzina roboty… Dostanie się do twardego dysku w Macbooku również. A przecież w środku siedzi zwykły sprzęt, który po prostu potrafi się zepsuć!

Cena jest w pewnym sensie minusem, jednak gdyby zestawić komputer o podobnej wydajności i właściwościach, to niekoniecznie byłby on dużo tańszy.

Kult Apple

Czy można posiadać Maka i nie być wyznawcą Steve’a Jobsa? Można. Choć pewnie powiecie, że się po prostu tego wypieram… Co by nie mówić, Steve jest wizjonerem i jego wizja się przyjmuje. Można się zżymać i wyzywać tłumy ustawiające się podczas premiery nowych modeli pod sklepami Apple od bezmózgich targetów, ale to właśnie iPhone narzucił tempo rozwoju sektoru smartphone’ów (w przyszłym roku sprzeda się ich na świecie więcej niż zwykłych telefonów!), to właśnie iPad rozpoczął wyścig tabletowy. Choć przy premierze obydwu produktów rzesze sceptyków wróżyły im szybką śmierć – nie sprawdziło się.

Kiedy okroi się ten cały show, pominie się wyzywanie Mac userów od Apple fanów i sekciarzy, to zobaczy się całkiem dobry produkt premium, niezawodny, wyznaczający często trendy na rynku.

Ja sam się trochę śmieję, widząc, gdy Steve Jobs w swym nieśmiertelnym czarnym golfiku, niebieskich jeansach i białych butach macha rękoma, mówiąc „REVOLUTIONARY” i prezentując… scroll albo zoom. Amerykanie biją brawo, bo tacy już są – podekscytowani, emocjonalni i ulegający urokowi chwili. Ale kiedy okroi się ten cały show, pominie się wyzywanie Mac userów od Apple fanów i sekciarzy, to zobaczy się całkiem dobry produkt premium, niezawodny, wyznaczający często trendy na rynku. I ładny, przede wszystkim ładny. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku, w wyglądzie systemu. Nie, chęć posiadania ładnych przedmiotów to nie tylko cecha kobiet. To też cecha ludzi ceniących design. A to, że niektórzy głupieją? Że myślą, iż pojawienie się z białym komputerem automatycznie zwiększy ich szanse podrywu? Albo pojawienie się z iPadem spowoduje westchnięcia w okolicy? No cóż, musi być we wszechświecie jakaś przeciwwaga dla nerdów z wiecznie otwartą obudową, lutujących kabelki na płycie głównej, instalujących ciągle nowe wersje Linuxa…

I tym optymistycznym akcentem kończę, zostawiając Was sam na sam z „subiektywnym minisłowniczkiem dla zagubionych”. A jeśli chcecie poczytać więcej moich wypocin w temacie, to zapraszam na www.netgeeks.pl

  • Apple – firma produkująca Macintoshe, iPhone’y, iPody, iPady i prawie wszystko inne z małym „i-” na początku.
  • Steve Jobs – główny „mózg” Apple.
  • iPhone – telefon od firmy Apple, do tej pory pojawiły się tylko 4 modele: zwykły, 3G, 3GS, 4.
  • iPod – MP3 player od wiadomej firmy. Istnieje ich kilka wariantów: od małego Shuffle, przez większy Nano pozwalający na odtwarzanie filmów, Touch wyglądający jak iPhone, aż po Classic z wbudowanym twardym dyskiem i ooooolbrzymią pojemnością.
  • Smartphone – telefon niebędący tylko telefonem; zazwyczaj z ekranem dotykowym i możliwością instalowania olbrzymiej ilości aplikacji. Czy ktoś jeszcze z nich dzwoni?
  • Macbook – istniejący w kilku odmianach laptop Apple.
  • Mac Mini – Macintosh w formie małej kostki podłączanej do monitora lub telewizora.
  • iMac – Macintosh stacjonarny zintegrowany z monitorem; używany głównie przez grafików.
  • Mac – najpotężniejszy Mac, w tradycyjnej dużej obudowie, dla tych, którym nie wystarcza cokolwiek innego.
  • Macbook Air – komputer na pograniczu notebooka i netbooka, bardzo mały i lekki (i bardzo drogi…).
  • iPad – tablet od firmy Apple, który miał umrzeć po pół roku, a jak na razie spowodował boom i zamieszanie wśród wydawców prasy. Urządzenie dotykowe wielkości małego ekranu laptopa lub po prostu duży iPod Touch. Sprawił że pojawienie się ze zwykłym Macbookiem na konferencji jest po prostu obciachem!
  • UNIX – duży system dla dużych komputerów, który jest bardzo, bardzo stabilny.
  • Linux – mały system dla małych komputerów (dobra, dobra, dla dużych też!), oparty na Uniksie. Jest darmowy, uwielbiany głównie przez informatyków i ciągle nie do końca stabilny (wybaczcie, musiałem). Ma też milion odmian. Idealny do grzebania w tymże.