Mała, muzyczna… sekta?

Archiwum / 14.05.2010

Jedni darzą je uwielbieniem, inni czynią różnej natury uwagi. Co nie zmienia faktu, że już od trzydziestu pięciu lat niezmiennie grają, śpiewają, a ich piosenki wybrzmiewają prawdopodobnie również przy ognisku Twojej drużyny. Przyjrzyjmy się Wołosatkom.

 

 

Tyle ścieżek na pamięć wydeptanych,
Tyle ognisk wypalonych aż po brzask,
A wspomnienia spać nie dają
I po głowie się tułają.
Tyle lat, a jednak ciągle żal.

Aż trudno uwierzyć, że zespół, który wyewoluował z wakacyjnej grupy kilku kieleckich, śpiewających harcerek, spotykających się co roku na obozach  w Wołosatem od roku 1974, obchodzi w tym roku swoje 35-lecie. Tym bardziej, że w skład zawsze wchodziły dziewczyny (oraz sporadycznie chłopcy) w określonym wieku – mniej więcej od 13 do 19 roku życia. Nietrudno się domyślić, że Wołosatek może być całkiem sporo. Z okazji jubileuszu stworzono „listę obecności”, która obejmuje 152 osoby! Wszystkie składy nagrały w sumie 17 płyt, objechały Polskę wzdłuż i wszerz, koncertując niezliczoną ilość razy, dla wielu środowisk (choć trzeba podkreślić, że w większości dla harcerzy). Doliczono się 189 występów poza granicami naszego państwa, m.in. w Anglii, Belgii, na Kubie, we Włoszech, a nawet w Chinach.

Skojarzył los ludzi, miasta i rzeczy
Marzenia przechodząc najśmielsze.
Skojarzył los dwa słowa odległe na mapie:
Bieszczady i Kielce.

Jednak te zestawienia liczbowe nie oddają w żaden sposób najważniejszego – niezwykłego klimatu, panującego w zespole. Rocznice sprzyjają wzruszającym spotkaniom „po latach”, osób z pierwszych  i następnych składów – dziś już statecznych kobiet i mężczyzn – pełnym wspomnień i opowieści o przygodach na obozach, całych tygodniach na wyjazdach. Byłe Wołosatki przekonują, że zwykle nie potrafią nawet przypomnieć sobie nazwisk swoich kolegów i koleżanek ze szkoły, podwórka, a często utrzymują stały kontakt z ludźmi ze swojego składu. A i nie rzadkie są „wołosatkowe małżeństwa”, gdy z tych przyjaźni między chłopcami i dziewczynami rodziły się wielkie miłości. Ciekawostką niech będzie to, że w aktualnym składzie jest parę osób – właśnie takich „wołosatkowych dzieci”.

Gdy jesień i zima nadejdą w Bieszczady,
Harcerską piosenkę ułożą do snu.
Na drugi rok wrócisz, piosenkę zanucisz,
W kieleckiej stanicy zanucisz ją znów,
W stanicy zaśpiewasz ją znów.

 
Co wypada o Wołosatkach wiedzieć? Że to zespół reprezentacyjny Chorągwi Kieleckiej ZHP, przez to trwale związany z harcerstwem. „Urodziły się” niekoniecznie „we wtorek w schronisku”, lecz na stanicy i jeżdżą co roku, od tych 35 lat, na obozy do Wołosatego, pomimo, że czas, gdy kieleccy harcerze spędzali tam każde wakacje, minął bezpowrotnie, a teren wrócił w posiadanie Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Czasy, jak widać zmieniają się, ale zespół kontynuuje tradycję corocznych wyjazdów nad Wołosatkę, by podejmować wytężoną pracę nad nowymi utworami, wędrować po ukochanych Bieszczadach (a zwłaszcza na Tarnicę), koncertować oraz zacieśniać więzy przyjaźni. Za „ojców chrzestnych” zespołu uznać należy druhów Stanisława Adamczaka i Ryszarda Pomorskiego, którzy prowadzą zespół do dziś.

Czym bez ciebie byłby rajd,
Trudny turystyczny szlak,
czym wyprawa pod  żaglami po jeziorze…
Mój śpiewniku – podróżniku,
Ileż to wędrówek za sobą masz?

Wołosatki niepodważalnie mają znaczący wpływ na rozwój harcerskiej piosenki. Dzięki niepowtarzalnemu brzmieniu i tematyce, ich muzyka jest stałym elementem każdego śpiewogrania przy ognisku. Któż nie zna „We wtorek po sezonie”, „Pocztówki z Beskidu”, czy „Piosenki naszych druhen”? A i „Wędruj z nami” na pewno „obiło się o uszy” większości. Można wymieniać i wymieniać:

Jeszcze plącze się w pamięci „Czas powrotów”,
„Jesień w górach” i „Bieszczadzki trakt”,
Jeszcze budzisz się ze słoną łezką w oku
I wyruszyć chcesz z plecakiem gdzieś na szlak.”

Dla mnie 35-lecie zbiegło się też z pewną wielką zmianą w życiu – rozpoczęciem studiów. Przyjęło się, że gdy ktoś wyjeżdża po skończeniu liceum, jest to znak, że nadszedł koniec tej wielkiej przygody, jakim jest śpiewanie w „Wołosatkach”. I stało się u mnie tak, a ja…wcale nie mam ochoty tego kończyć. I przyjeżdżam na próby, gram, śpiewam i cieszę się każdą chwilą spędzoną wśród mych przyjaciół.

Tytuł artykułu jest oczywiście raczej żartobliwy… A mówiąc poważnie, to zespół w którym śpiewam, ze względu na bliskie więzi spajające członków, oddanie i zaangażowanie, jest jak prawdziwa drużyna. Albo nawet jak… rodzina.

I zanim dołączę do grona „weteranów”, zdążę jeszcze zagrać parę koncertów, zedrzeć gardło na próbie, siąść przy ognisku w Wołosatem, czy wejść na Tarnicę w wakacje. Tymczasem douczę się refrenu piosenki, którą z pewnością będę podśpiewywała sobie w przyszłych latach, za każdym razem, gdy zbierze mi się na wspomnienia…

Już nie twoje „buty całkiem przemoczone”,
I nie tobie samby, bluesy świerszczyk gra.
Jeszcze łudzisz się nadzieją, że nie koniec,
Że tam wrócisz, że „Bieszczadzki koncert” trwa.

 

PS. Wołosatki mają swoją stronę: www.wolosatki.pl , na której znajdują się informacje o zespole, aktualności, galeria zdjęć, księga gości, można ściągnąć niektóre piosenki i podkłady. I oczywiście Księga Gości, w której można po sobie zostawić ślad…

  {multithumb thumb_width=100} Żaneta Polak – studentka socjologii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, śpiewa również w Harcerskim Zespole Wokalno – Instrumentalnym "Wołosatki".