Mamy prawo nic nie zmieniać!
Najprostszym sposobem na rozwiązanie problemu łamania Prawa Harcerskiego jest wykreślenie z niego zapisów, które są łamane. Niestety w tym przypadku rozwiązanie najprostsze z pewnością nie jest rozwiązaniem najlepszym!
Od jakiegoś czasu w dyskusjach instruktorskich pojawiają się pytania, czy abstynencja jest „wartością samą w sobie” i czy należy wymagać jej od pełnoletnich instruktorów i wędrowników. Według mnie – tak. Instruktor powinien być abstynentem!
Możemy się zastanawiać, czy propagowana w harcerstwie wolność od nałogów jest celem, który chcemy osiągnąć w trakcie wychowywania naszych podopiecznych, czy tylko środkiem pozwalającym na osiągnięcie innych celów. Jednak w obydwu przypadkach konieczne jest przestrzeganie przez wychowawcę (instruktora) zasad, które wpaja on wychowankowi (zuchowi, harcerzowi czy wędrownikowi). Mało który wyborca zagłosuje na polityka, o którym wiadomo, że robi coś dokładnie przeciwnego niż głosi w przemówieniach. Podobnie instruktorem nauki jazdy nie może zostać człowiek nie potrafiący prowadzić samochodu. Czy w harcerstwie jest inaczej? Oczywiście że nie, więc instruktor harcerski będący abstynentem (i przestrzegający pozostałych punktów Prawa Harcerskiego) jest zawsze bardziej wiarygodny niż ten, któremu „zdarza się wypić od czasu do czasu” albo który wyrzuca śmieci do lasu zamiast wywieźć je na legalne wysypisko. A instruktor bardziej wiarygodny to instruktor lepszy.
Wyobraźmy sobie jednak, że zmieniliśmy nasze zasady na tyle, że dorośli (a przynajmniej pełnoletni) członkowie ZHP mogą „legalnie” pić i palić, a abstynencja wymagana jest tylko od harcerzy poniżej lat osiemnastu.
Być może jakiś drużynowy podczas rozmowy o Prawie Harcerskim i właściwych postawach będzie próbował przekonać 15 czy 16-sto latka ze swojej drużyny by zrezygnował z udziału w wieczornym „melanżu” *. Powie wtedy „Nie możesz pić bo jesteś jeszcze niepełnoletni, ja to co innego, jestem już dorosły, ale Ty poczekaj do swojej 18-stki !” Ale czy ten harcerz go posłucha? Pewnie nie. Odpowie drużynowemu, że „Dwa czy trzy lata to żadna różnica, a zresztą dlaczego harcerze mogą pić akurat w wieku 18 lat a nie na przykład od 16 ?”
Natomiast być może posłuchał by, gdyby drużynowy powiedział „Ja mam 24 lata, od dawna jestem pełnoletni, a mimo to nie piję. Więc skoro ja mogę, to Ty też możesz !”.
Za błędny uważam też postulat zastąpienia obecnej wersji 10 punktu zapisem zalecającym „wystrzeganie się od nałogów” albo „zachowywanie umiaru” w korzystaniu ze wszelkich używek. Niestety, przypomina to słynne Clintonowskie „Paliłem, ale się nie zaciągałem”. Poza tym czym dokładnie była by wstrzemięźliwość? Czy „zachowaniem umiaru” jest wypicie przez dorosłego instruktora jednego piwa w piątek wieczorem, by zrelaksować się po całym tygodniu ciężkiej pracy? Większość osób odpowie pewnie, że tak. Ale skoro „jedno piwo to nic złego” to dlaczego tylko raz w tygodniu, a nie codziennie? Przecież to nadal tylko jedno piwo! A może zastąpić kufel piwa małym kieliszkiem wódki – bo dawka alkoholu nadal jest niewielka… Przesadzam ?! Pewnie tak, ale chcę w ten sposób pokazać jak trudno jest wyznaczyć granicę pomiędzy owym „zachowaniem umiaru” i „nieuleganiu nałogom” a zwyczajnym piciem. Podobnie jest z kierowcami – zgodnie z prawem osoba prowadząca samochód „musi być trzeźwa”, ale ilu kierowców liczy że po wypiciu jednego drinka nie przekroczy dopuszczalnych 0,2 promila? W tej sytuacji lepsza jest całkowita abstynencja.
Zwolennicy liberalizacji 10 punktu Prawa Harcerskiego używają zwykle argumentu że „tego punktu i tak nikt nie przestrzega”. Ale zaraz, skoro „nikt nie przestrzega” to dlaczego mój dawny drużynowy, dzięki któremu kilkanaście lat temu poznałem czym jest harcerstwo, nie pił ani nie palił – mimo że był już wtedy dojrzałym, dorosłym mężczyzną?! I dlaczego wśród instruktorów mojego hufca prawa harcerskiego przestrzega zdecydowana większość, zarówno harcmistrzowie z wieloletnim stażem, jak i absolwenci tegorocznego i zeszłorocznego kursu
drużynowych? A z drugiej strony, dlaczego ktoś, kto nie potrafi (lub nie chce) zachować abstynencji, zaczyna mówić, że „teraz wszyscy piją” albo „ten punkt prawa nie odpowiada współczesnym czasom, to lepiej z niego zrezygnować”?
Odpowiedzią może być przysłowie „Kiedy ktoś chce, szuka sposobów. Kiedy ktoś nie chce, szuka powodów!”.
A dowcipy w stylu „harcerz pije, pali i czuwa… by go nie złapali!” ? Tak naprawdę wyśmiewają one nie abstynentów, tylko osoby, które łamią zasady, do przestrzegania których się wcześniej zobowiązały. Podobnie jak dowcipy o księżach łamiących celibat… Kiedyś sam mogłem się o tym przekonać. Na pewnych urodzinach czy imieninach, na których byłem, solenizant częstował gości alkoholem. Kulturalnie – czerwone wino, właściwie dobrane kieliszki, nie za duża ilość. Ja jako jedyny się nie napiłem, tłumacząc, że należę do harcerstwa. Gospodarz najpierw bardzo się dziwił, potem namawiał mnie mówiąc, że „przecież nikt się o tym nie dowie”, wreszcie mi pogratulował. Powiedział, że też chciałby umieć tak przestrzegać zasad, w które wierzy. I już więcej nie żartował z harcerzy. Jak widać Polacy mogą nie rozumieć harcerzy – abstynentów, ale szanują ich bardziej niż harcerzy – oportunistów.
Na zakończenie powinienem się zastanowić po co właściwie piszę ten artykuł? Przecież nawet jeśli po zjeździe programowym okaże się że „już można”, to nikt nie będzie mnie zmuszał do picia lub palenia. A wszyscy, którzy chcą być abstynentami nadal nimi pozostaną.
Oczywiście, że tak, tylko, że jakoś smutno mi się robi na myśl, że ZHP może dobrowolnie zrezygnować z jednego z głównych elementów metody harcerskiej, jakim jest osobisty przykład instruktora. I stracić zaufanie rodziców, którym nadal zależy, by osoby zajmujące się ich dziećmi nie tylko mówiły wychowankom o szkodliwości picia i palenia, ale też same robiły to, czego uczą innych.
phm. Michał Piotrowski
* Melanż – ostatnio bardzo popularny wśród młodzieży rodzaj imprezy. Chodzi to żeby się jak najmocniej upić w jak najkrótszym czasie.