Masz prawo szukać

Archiwum / 11.04.2008

Organizowałam swego czasu imprezę dla hufcowych wędrowników. Zaproszenie wysłałam między innymi do Konrada. Odpowiedział: „dziękuję, ale ja przecież nie jestem wędrownikiem”. Miał 20 lat i prowadził drużynę harcerską. W myśl zasady, że lepiej późno, niż wcale, postanowiłam mu odpisać.

 

 

Konradzie!

Chcę Ci na początek opowiedzieć historię Beaty.
Miała 15 lat, kiedy po raz pierwszy pojechała na obóz w charakterze kadry. W zastępie, który wcześniej prowadziła, zostały jej rówieśnice. Z większością ludzi poznała się jeszcze w gromadzie zuchowej. Byli od niej młodsi o trzy, najdalej cztery lata. A teraz stała przed nimi ze swoim zielonym sznurem i miała zacząć ich wychowywać. Albo chociaż dopilnować, żeby mieli porządek w namiocie. Nie było łatwo.

Wkrótce powstała bratnia drużyna starszoharcerska, do której przeszli wszyscy jej rówieśnicy. Taka zgrana paczka, wszystko mogli razem zrobić. Spotykają się do dziś, chociaż żadne z nich nie jest już harcerzem. Drużyna nie istnieje, ale co roku organizują wigilijne spotkanie. I ona też tam jest. A wtedy jakoś nikt nie wpadł na pomysł, żeby zaprosić ją do siebie, a jej jakoś nie przyszło do głowy, że mogłaby być równocześnie w dwóch drużynach. Więc kiedy oni spływali Czarną Hańczą, ona rozstawiała w lesie gry dla swoich dzieciaków. Kiedy oni zdobywali Kozi Wierch, ona z młodymi szła po Beskidzie. Nie żałowała. Była przecież pełna zapału i energii, dumna ze swojej bandy urwisów. Z perspektywy czasu zaczęła jednak nabierać przekonania, że ominęło ją coś ważnego.

Jeśli dziś ktoś zapyta Beatę o tamten pierwszy „kadrowy” obóz, odpowie trochę dramatycznie, że to był początek końca. Bez zbędnego rozwodzenia się o możliwościach rozwoju, stawianiu wyzwań i pracy nad sobą. Jej ktoś po prostu zabrał to, co w harcerstwie najlepsze. Kilka lat przygody, kiedy z paczką przyjaciół mogła zdobywać świat. Wszystko mogła.

A Ty – czy nie szukasz wokół siebie jakiegoś punktu zaczepienia, ludzi „z Twojej bajki”, pola do rozwoju, miejsca, gdzie będziesz mógł realizować swoje najbardziej szalone pomysły? Zapewniam Cię, że to zupełnie naturalna potrzeba.

Dla równowagi, dla przyjemności, żeby mieć z kim dyskutować – wylicza Wiktor, 19-letni drużynowy zuchowy. – Chcę czasem wziąć w czymś udział, a nie tylko samemu zapewniać atrakcje innym. To takie ciekawe, proste i rozwijające za jednym zamachem.
Bycie kadrą jest w porządku – mówi Kaśka, maturzystka, która zdążyła już prowadzić gromadę, a teraz jest przyboczną w drużynie harcerskiej. – Ale wiesz, tam masz mus, że trzeba coś robić i musisz ogarniać. Fajne, ale jakby nie patrzeć – obowiązek pewien. A drużyna wędrownicza to wybór dla mnie samej. Chcę coś robić z grupą rówieśników, raczej chodzi o jakieś czadowe rzeczy, wiesz, dalej harcerstwo, ale niekoniecznie gry terenowe z 12-latkami.

Mówisz, że to nie jest proste. Bo przecież jak ktoś ma na głowie maturę, dziewczynę, z którą chciałby spędzić trochę czasu, rodzinę, która domaga się uwagi albo nie daj Boże jakąś pasję, którą chciałby realizować, to na dwie drużyny może mu zwyczajnie nie starczyć sił. Mimo najszczerszych chęci. Oczywiście, że to niełatwe.

Spróbuj rozejrzeć się dookoła i zobacz, że tym miejscem nie musi być koniecznie drużyna.
Przyjrzyj się, jak w Twoim hufcu działa namiestnictwo. Patentów na jego funkcjonowanie jest pewnie więcej, niż samych namiestnictw. Dla jednych będzie to po prostu zespół instruktorów nadzorujących i wspierających drużynowych konkretnego pionu, inni będą je rozumieć jako wspólnotę drużynowych. Jeszcze inni, myśląc o pionie wędrowniczym, rozszerzą to pojęcie na wspólnotę wędrowniczą hufca, pod egidę namiestnictwa wciągając wszystkich hufcowych wędrowników. I pewnie każdy będzie zadowolony, bo przecież styl pracy będzie zależał od ich rzeczywistych warunków i potrzeb. Niemniej jednak w Twoim hufcu, gdzie sporo jest młodej kadry, właśnie w namiestnictwie spotkasz swoich rówieśników. Możecie tam nie tylko rozwijać warsztat i zgłębiać zawiłości metodyki, ale też rozwijać się.
Spytasz, jak?

Poprzez współtworzenie programu pracy namiestnictwa, wymianę doświadczeń, poglądów, dzielenie się swoimi pasjami.
Poprzez realizację prób na stopnie HO i HR.
Poprzez współdecydowanie o kształcie namiestnictwa, naukę samorządności.
Poprzez…

Wbrew pozorom nie mówię tylko o namiestnictwach wędrowniczych! Co stoi na przeszkodzie, żeby w taki sam sposób funkcjonowało namiestnictwo zuchowe? Nie będą przecież drużynowi zuchowi pracować metodyką swojego pionu. Spotykać się w Kręgu Rady i zdobywać sprawności zespołowe. Nie, oni będą zdobywać stopnie HO i HR, będą współdecydować o kształcie namiestnictwa, będą wymieniać doświadczenia, poglądy, pasje. Rozwijać siłę ciała, ducha i rozumu. Słowem – będą pracować metodyką wędrowniczą.

A może w Twoim hufcu działa krąg akademicki? To przecież też wędrownicy, tylko studiujący, a więc coś w sam raz dla Ciebie. A ten młodzieżowy krąg instruktorski w Twoim szczepie? Przecież jednym z celów jego działania jest rozwój młodej kadry także poza sferą instruktorską. I znów: poprzez współtworzenie programu pracy, wymianę doświadczeń, poglądów…

Jak widzisz, możliwości jest sporo. Jesteś przecież wędrownikiem. Masz 20 lat i pełne prawo do tego, żeby szukać, marzyć, szaleć. I naprawdę możesz wszystko.

Życzę Ci…
…żebyś pola służby znajdował na każdym kroku, nie tylko w pracy instruktorskiej.
…żebyś wchodząc w dorosłość, w rubryczce „doświadczenia” w CV nie wpisywał wyłącznie „praca z dziećmi”.
…żebyś wciąż stawiał przed sobą wyzwania i nie bał się im sprostać.
…żebyś kształtując innych nie zapominał o nieustannym kształtowaniu siebie.

Powodzenia!
M.

Post scriptum nie tylko do Konrada

Wędrownicy nie wiedzą, że są wędrownikami. Komendanci nie wiedzą, że wędrowników mają. Albo wiedzą, ale uznają, że jeśli już taki wędrownik objął instruktorską funkcję, a już na pewno jeśli został instruktorem, to automatycznie przestał być wędrownikiem. I cóż z tego, że działania wychowawcze naszej organizacji są skierowane do osób do 25 roku życia. Skoro 16-latek jest na tyle odpowiedzialny, żeby prowadzić drużynę, to z pewnością znaczy, że dojrzał przedwcześnie i ZHP nie ma mu już nic do zaoferowania, poza kształceniem instruktorskim. Bo teraz to on jest przede wszystkim drużynowym.

A ja bym chciała, żeby moi drużynowi nie byli bardziej dorośli, niż są w rzeczywistości. Żeby jak każdy młody człowiek mieli szansę pobujać czasem w obłokach. Żebyśmy wspierali ich w poszukiwaniu, poznawaniu i przeżywaniu. I żeby nigdy nie mieli poczucia, że ktoś im zabrał to, co w harcerstwie najlepsze.

 

  phm. Monika Marks – w redakcji "Na Tropie" odpowiedzialna za pozyskiwanie autorów spoza ZHP, namiestniczka wędrownicza hufca Warszawa Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady", studentka geografii na Uniwersytecie Warszawskim.