Mit przeszłości

Archiwum / 06.12.2007

Jest w harcerstwie kilka tematów, których nie można ruszyć. Bo są „święte”. Każda próba kończy się zmasowanym atakiem na autora. Jednym z takich tematów jest nasze zapatrzenie w przeszłość. Każda krytyka braku postępu w naszym ruchu kończy się stwierdzeniami w stylu „Negujesz przeszłość! Nasi ojcowie umierali za naszą wolność, a ty chcesz o nich zapomnieć!”. Ale to oczywiście nie spowoduje, że przestanę rozprawiać się z tematem…

Oglądaliście „Katyń”? Ja, oprócz oczywiście całego głównego wątku, zwróciłem uwagę na siostrę zabitego pilota, tę która próbowała postawić swemu bratu płytę nagrobną. Zwróciliście uwagę na jej strój? Beret (na bank kupiony na potrzeby filmu w składnicy), getry na nogach, kurtka ściśnięta pasem. Strój… modny w latach 40-tych. Coś wam przypominał? Mnie – harcerkę w berecie i kangurce ściśniętej paskiem… bynajmniej nie z lat 40-tych.

Nasza przeszłość jest „święta”. Święta, bo uświęcona krwią poległych. I przez to jest w dużej mierze dla nas nietykalna, jak pokój zmarłej osoby – nietknięty od śmierci. Tylko pokój taki po 10, 20 latach musiałby chyba być mauzoleum, żeby go nie zmieniać. A nasz „dom” ma tylko jeden pokój…

Gdy zastanawiam się na czym polega ten nasz mit rekonstrukcji, mit przeszłości, to przychodzi mi automatycznie do głowy fenomen organizacji rekonstrukcyjnych. Wszystko jedno, czy są to prawdziwe rekonstrukcje historyczne (II Wojna Światowa, wojny napoleońskie), czy kluby rycerskie których w Polsce coraz więcej. Ludzie w różnym wieku po prostu uciekają od codzienności, puszczają wodze fantazji. Po ciężkich negocjacjach z klientem możemy stać się szlachetnym rycerzem – zmiana garnituru i krawata na kolczugę i nagolenniki powoduje, że odrywamy się od dnia codziennego. Możliwość wzięcia udziału w rekonstrukcji potyczki napoleońskiej budzi zagrzebane na dnie świadomości pozostałości dziecięcej fantazji i pozwala wczuć się w zupełnie nową rolę. A gdy do tego dojdzie jeszcze uwielbienie dla munduru wojskowego (które chyba każdy Polak wysysa z mlekiem matki) to fascynacja murowana.

Ale rekonstrukcja ma jedną ważną cechę. Jest światem alternatywnym. Światem, do którego wchodzimy na chwilę. Na wieczór, czasem na kilka dni. Później odwieszamy zbroję na wieszak i stajemy się znowu Key Account Managerem w firmie farmaceutycznej. Nie można być tu i tu. Nie można nosić zbroi i czapki z gore-texu. Wełnianego płaszcza wojskowego i… czapki baseballówki.Harcerstwo kłóci się z ideą organizacji rekonstrukcyjnej. Nie, nie kłóci się z rekonstrukcją jako taką – wręcz przeciwnie! Chodzi mi o to, że ruch harcerski nie może być rekonstrukcją sam w sobie. Dlaczego?

Po pierwsze, nigdzie w założeniach skautingu nie ma ani słowa o zatrzymaniu się w czasie, o bazowaniu na konkretnej epoce, czy o wyższości teraźniejszości (czy przeszłości) nad przyszłością. Wręcz przeciwnie – jest mowa o zmianie świata na lepszy, o byciu awangardą społeczeństwa. Ruch harcerski wypracował metody wychowawcze, które dzisiaj odkrywane są przez wiele stowarzyszeń, czy firm. Baden Powell był wizjonerem sięgającym daleko poza XX wiek, a w jego licznych artykułach możemy wyczytać sprzeciw wobec stagnacji i chęć zmian – na lepsze. Bo skoro my mamy być coraz lepsi, to czemu nie ma być coraz lepsza nasza organizacja?

Po drugie, jak już pisałem rekonstrukcja polega na chwilowym wczuciu się w epokę historyczną. A harcerzem… jest się całym życiem. W szkole i w domu, w mundurze i bez, na obozie i w mieście. A jakby wyglądała rekonstrukcja która trwa wiecznie? Czy ktoś rzeczywiście uwierzyłby, że jest rycerzem? Albo żołnierzem Andersa? Albo ułanem? Chyba nawet najbardziej zagorzali rekonstruktorzy na co dzień razem ze zrzuceniem z siebie historycznego stroju zrzucają z siebie rolę. A harcerstwo to nie odgrywanie roli! Dlatego nasz mundur nie może być strojem rekonstrukcyjnym.

Dlatego harcerstwo nie może być ruchem historycznym! Owszem, możemy brać udział w rekonstrukcjach, ba, każdy z nas w pewnym stopniu bierze w nich udział podczas obozów posiadających swoją obrzędowość. Ale harcerstwo jako takie rekonstrukcją być nie może.A my poniekąd utknęliśmy gdzieś pomiędzy historią a światem realnym. Z naszymi pałatkami używanymi już tylko w filmach historycznych, z naszymi plecakami-kostkami, czy innymi elementami z zeszłej epoki.Dzieje się tak częściowo dlatego, że codzienność rzeczywiście nas męczy. To normalne. A harcerstwo od zawsze wydaje się światem magicznym. Kto nie chciał w połowie roku szkolnego uciec na obóz, do tego magicznego świata namiotów i codziennych kąpieli w jeziorze… Ale to tak naprawdę zupełnie oddzielny temat – opisywany przeze mnie w innych artykułach – na ile harcerstwo powinno być ucieczką od rzeczywistości i tworzyć równoległy świat.

Odpowiedź na te dwa pytania jest dla nas kluczowa i jest konieczna do naszego rozwoju.

Ile zwykłego szarego (choć realnego!) świata powinno być w harcerstwie (a może wędrownictwie), a ile chcemy w nim alternatywnej, magicznej rzeczywistości (a to ona przecież często przyciąga ludzi)?

I drugie pytanie – czy jesteśmy organizacją historyczną, rekonstrukcyjną, uciekającą w przeszłość od świata XXI wieku, czy może organizacją Tu i Teraz, organizacją nowoczesną, prezentującą nasze (niezmienne) wartości w nowoczesny sposób, choć bazującą na przeszłości?

I na koniec powtórzę jeszcze raz dla tych, którzy pewnie jak zwykle mnie nie zrozumieją. Nie chcę, byśmy byli nowoczesnym, bezdusznym ścigaczem. Ale na pewno nie chcę, byśmy byli starym, stuletnim rupieciem. Chciałbym byśmy byli nowocześni, choć oparci na przeszłości :) Zresztą… zerknijcie na zdjęcia.

   

  hm. Michał Górecki – współpracownik Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego GK ZHP, naczelny ogniomistrz serwisu Łatwopalni. Drużynowy 64 Warszawskiej drużyny Wędrowniczej "Everest".