Mój czy nie mój…?

Jestem w Związku / Maciej Syska / 17.12.2009

Gdy uczestniczyłem w namiastce dyskusji przedzjazdowej w Internecie oraz obserwowałem obrady zjazdu z daleka, za pośrednictwem zjazdowego radia i relacji na Facebooku, zdałem sobie sprawę, że chyba myślę nieco inaczej niż znakomita większość instruktorów tego związku. Poczynając od estetyki czy spojrzenia na wizerunek ZHP, po diagnozę obecnego stanu Związku i kierunki rozwoju.

O przygotowaniach do zjazdu, o samym jego przebiegu, jakości debaty, nieprzygotowaniu delegatów i poszczególnych komisji zjazdowych pisali już inni. Ja chciałbym zwrócić uwagę na problem podstawowy – spojrzenia na sens i cel funkcjonowania organizacji oraz wyzwania przed nią stojące oraz na sens i możliwość reformy.

Szanuję seniorów i starszych wiekiem instruktorów Związku. Jednak “targetem” ZHP jest i musi być (jeśli chcemy być organizacją wychowawczą) młody człowiek, nastolatek… By zahamować spadek liczebny, musimy być atrakcyjni właśnie dla tego młodego człowieka. To pod kątem dzisiejszej młodzieży musimy planować nasz program i system wychowawczy.

Natomiast zainteresowania młodych ludzi w ciągu kilku ostatnich lat zmieniły się diametralnie. Zmieniły się tempo życia: oferta edukacyjna, sposoby spędzania wolnego czasu. Życie jest szybsze i stwarza znacznie więcej możliwości.

Dzisiaj ZHP konkuruje nie z szarą rzeczywistością PRL-u, ale z kolorową, stabloidyzowaną popkulturą. Codzienność w Polsce oferuje dzisiaj znacznie więcej możliwości niż 20 lat temu. Wielość sposobów spędzania wolnego czasu, ogromna liczba organizacji pozarządowych, telewizja, komputery, Internet, nowe technologie. Konkurencja jest nieporównywalnie większa. Jednak ZHP tego nie dostrzega. W ZHP o tym się nie dyskutuje. „Tradycja” rozumiana jako nostalgia za niegdysiejszymi realiami oraz przeświadczenie o uniwersalności i trwałości pomysłów z lat 70 XX w. (właśnie – bo nawet nie sprzed wojny) oraz archaiczny militaryzm nadal są podstawą naszego programu.

Tymczasem potrzeby młodych ludzi, zwłaszcza tych wkraczających w dorosłość, istotnie się zmieniły. Dzisiaj nie walczymy o niepodległość, nie walczymy z komuną, nie trzeba bronić się przed opresyjnością państwa. Polska nie jest w stanie wojny. Jesteśmy w najlepszym momencie Tego Kraju od wieków. Wyzwania, którym młody człowiek musi dzisiaj sprostać, są więc zasadniczo inne. Umiejętności, które powinien posiąść, są diametralnie różne od tych sprzed dwudziestu lat.

Akcenty „patriotyzmu” należy dzisiaj położyć na umiejętność funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim, na umiejętność funkcjonowania w lokalnej społeczności, odpowiedzialność za rodzinę i umiejętności niezbędne do osiągnięcia sukcesu zawodowego. Ale ZHP się tym nie zajmuje. Przeświadczenie, iż przetrwanie 100 lat daje nam nieśmiertelność wydaje się być w Związku powszechne.

Przed zjazdem zastanawialiśmy się wraz z kilkoma znajomymi instruktorami nad inicjatywą uchwały w sprawie strategicznych reform w Związku. Zastanawialiśmy się nad tym, że być może warto powołać zespół rozsądnych instruktorów, którzy w szybkim, maksymalnie rocznym tempie, przeprowadzą analizę i zaproponują kierunki zasadniczej, strategicznej i spójnej reformy. Takiej, która miałaby uczynić z ZHP organizację nowoczesną, w której młody człowiek jest w centrum zainteresowania. Wydawało nam się, że tylko gruntowna reforma, zerwanie ze skansenem i estetyką małomiasteczkowego wesela mają szansę zahamować spadek liczebny organizacji.

Zastanawialiśmy się nad tym, by taki zespół opracował swoisty „Pakiet modernizacyjny” – strategię oraz plan operacyjny kluczowych reform na najbliższe lata, by poszła za tym propozycja zupełnie nowego Statutu, struktury i organizacji władz podporządkowanych realizacji Strategii i „nowemu otwarciu” w Związku. Nie chcieliśmy dawać jedynie słusznych rozwiązań, ale marzyliśmy o początku prawdziwej, pogłębionej debaty o przyszłości ZHP.

Tuż przed zjazdem jednak zrezygnowaliśmy. Przyczyn było oczywiście wiele. Pomijam realność naszej propozycji, zdaję sobie bowiem sprawę, że pewnie lepszego wyniku niż ten, osiągnięty na zjeździe przez projekt Statutu KPW, byśmy nie uzyskali. Jednak to nie ten czynnik był decydujący. W moim przypadku zdecydował brak wiary w to, że nasza propozycja cokolwiek może zmienić. Nie na poziomie jej przyjęcia przez zjazd, ale na poziomie wpływu na jakość debaty w Związku. Od kilku lat następuje wyraźny regres tej debaty. Kręgi programowo metodyczne, które w znacznej mierze wpływały na rzeczywistość Związku, przestały istnieć. Na poziomie ogólnopolskim debata taka właściwie nie istnieje. I chyba nie ma za bardzo potrzeby, żeby istniała. Skoro Zjazdy ZHP i zjazdy chorągwi wyglądają potem w taki sposób.

Różnice w środowisku „reformatorów”, rozpad RCŻ, animozje wśród instruktorów, którzy mieli, mają lub mogli mieć wpływ na Związek, doprowadziły nas do sytuacji, w której nawet w obliczu ewidentnego topienia się ZHP nie umiemy wspólnie działać. I to jest dla mnie w całej tej historii najsmutniejsze.

Wydaje mi się, że ten Zjazd dowiódł, że jakakolwiek reforma ZHP jest dziś trudniejsza niż kiedykolwiek na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Reforma taka wymagałaby bardzo intensywnej pracy u podstaw, godzin spędzonych na rozmowach i debatach z drużynowymi w hufcach, przedsięwzięć w terenie. Bez szerszego porozumienia i współpracy środowisk, którym „o coś chodzi”, zrobić się tego nie da. Zresztą. Chyba nawet by mi się już nie chciało. Z każdym kolejnym zjazdem coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że jest to coraz mniej mój Związek.

Maciej Syska - był drużynowym 13 Wołomińskiej Drużyny Harcerskiej, przewodniczącym komisji rewizyjnej hufca, członkiem komendy reprezentacji Chorągwi Stołecznej na Jamboree 2007. Jest członkiem hufcowej KSI. Organizator i komendant obozów, zgrupowań, zimowisk i rejsów. Narciarz, żeglarz, a ostatnio wspinacz.