Moja droga
Droga krzyżowa zazwyczaj kojarzyła się z siedzeniem w kościele, wstawaniem i klękaniem na przemian. Od jakiegoś czasu jednak stała się dla mnie czymś wyjątkowym, bo zaczęłam ją traktować bardziej osobiście i w zupełnie innym wymiarze.
Podejmowanie wyzwań jest chyba w jakiś sposób wpisane w wędrowniczy styl życia. Robimy to zazwyczaj spontanicznie, ale prawie nigdy nie żałujemy. A najlepsze wyzwania to te, które wyrywają nas ze strefy komfortu i rzucają w przestrzeń, jakiej nie znamy i nie wiemy, czego się po niej spodziewać ani czego spodziewać się po sobie. Skoro jednak tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, to owo sprawdzanie się ma niezaprzeczalnie wysoką wartość: daje narzędzia do poznawania samego siebie.
W zeszłym roku wyzwanie podjęło 52 tysiące pielgrzymów
W piątek (16 marca 2018 roku) pierwszy raz w życiu poszłam na Ekstremalną Drogę Krzyżową. Słyszałam o niej już wcześniej, choć w jej idee zagłębiłam się dopiero w tym roku. Pomysłodawcą tego projektu jest ksiądz Wojciech Stryczek, założyciel i prezes Stowarzyszenia WIOSNA, odpowiedzialny m.in. za Szlachetną Paczkę. Ekstremalna Droga Krzyżowa jest jeszcze stosunkowo młoda, w 2009 roku odbyła się w Polsce na jednej trasie – z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. Trzy lata później po raz pierwszy zorganizowano ją również w miejscach poza Krakowem, a nawet poza Polską. W 2014 roku odbyła się już kilkudziesięciu miejscach i brało w niej udział około 6000 osób. W zeszłym roku ponad 52 tysiące pielgrzymów podjęło wyzwanie na 457 trasach w 29 krajach.
Podejmiesz wyzwanie (i szansę)?
Nigdy jeszcze nie przeszłam więcej niż 30 kilometrów. Nie jestem typem aktywnego piechura, chociaż dzięki harcerstwu nieraz miałam okazję doświadczyć prawdziwej wędrówki. Kiedy jednak, któregoś wieczoru, siedząc pod kocykiem, z ciepłą herbatą w garści, zobaczyłam na stronie głównej Facebooka pytanie czy podejmiesz wyzwanie (i szansę)? nie wahałam się ani chwili. Mimo to, wypełniając formularz zgłoszeniowy, nie umiałam odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego chcesz wziąć udział w EDK?
Moje wyzwanie, moja sprawa, mój rozwój
Dlaczego chcemy podejmować wyzwania? Czy udowadnianie całemu otoczeniu, że damy radę, nie jest egoizmem? Wyzwanie, szczególnie to psychofizyczne, będzie wartościowe tylko wtedy, kiedy postawimy je sami sobie, sami się z nim zmierzymy, i sami przed sobą rozliczymy się z niego. Nie powinniśmy stawiać sobie wysokich poprzeczek ze względu na innych. Moje wyzwanie, moja sprawa, mój rozwój. Właśnie Ekstremalna Droga Krzyżowa była dla mnie takim wyczynem. Po pierwsze, była to indywidualna wędrówka. Poza tym, odbywała się nocą bez względu na warunki atmosferyczne. W końcu, wędrówka była w milczeniu, czyli chcąc nie chcąc idziemy sami ze sobą.
Nawet jeśli będzie bolało
Trasa, na którą się zapisałam, liczyła 46 kilometrów. Wiele życzliwych osób mówiło mi, że to niemądre, że powinnam najpierw potrenować, że nie wiem, jak moje ciało się zachowa na takim dystansie. Wszystko prawda, nie zaprzeczam. Czy to jednak byłoby wciąż wyzwaniem, gdybym przed tym kilka razy sprawdziła się na takiej samej trasie? Na stronie internetowej przeczytałam, że na Ekstremalną Drogę Krzyżową wyruszają osoby, które chcą coś zmienić w swoim życiu. Zgłaszając się na to wydarzenie, nie byłam pewna, czy moim celem jest jakaś życiowa zmiana. Moim celem było przede wszystkim przejście trasy, jakiej jeszcze nigdy nie przeszłam. Bez narzekania, nawet jeśli będzie bolało.
Czułam satysfakcję, że tam jestem
Życie lubi płatać figle, zatem akurat na ten weekend, kiedy odbywała się moja Ekstremalna Droga Krzyżowa, wróciła zima. Warunki pogodowe były więc mało przyjazne, chociaż – jak się okazało – nawet one nie były zniechęcające. Przejdę, to zostało postanowione. Pogoda nie pokrzyżowała mi planów, tak samo jak zmieniony rozkład jazdy pociągów, co w znacznym stopniu utrudniło mi dostanie się z Krakowa do Namysłowa, skąd miałam rozpocząć wędrówkę. W momencie, w którym wyszłam z kościoła po mszy odprawianej w intencji uczestników Ekstremalnej Drogi Krzyżowej czułam satysfakcję, że tam jestem. To pierwszy etap emocji związanych z podejmowanym wyzwania: radość, że dotrwałam do startu, mimo wszystkich przeszkód.
Przekraczanie granic
Pierwsze 15 kilometrów to była bułka z masłem. Jeszcze dało się iść w większej grupie i wspólnie czytać rozważania, przygotowane przez organizatorów. Każdy z nas otrzymał wersję papierową tekstów, ale była też możliwość słuchania nagrań w aplikacji. Organizatorzy zadbali również o to, aby stacje drogi krzyżowej znajdowały się przy kościołach lub przydrożnych krzyżach czy kapliczkach w mijanych miejscowościach. To jednak oznaczało, że odległości między stacjami były różne. Pierwsze trzy stacje oddalone były od siebie o 1,5-3 km. Do kolejnej trzeba było iść około 9 km przez las. Każda stacja była szansą na złapanie oddechu, ale też była przypomnieniem, po co właściwie tu jesteśmy.
Dziesięć kilometrów dalej przekraczam granice swoich możliwości
Nagle – jakoś tak niespodziewanie – zrobiło się bardzo późno, okazało się, że to środek nocy, a jeszcze nawet nie połowa trasy. Nie szliśmy już grupą, bo każdy zaczął iść własnym tempem, więc od razu zrobiło się bardziej samotnie. I bardziej nieswojo. To drugi etap emocji związanych z wyzwaniem: niepokój, czy na pewno. Czy dam radę? Około dwudziestego kilometra jako niewprawny piechur zaczęłam czuć nogi. Dziesięć kilometrów dalej przekraczam granice swoich możliwości – odległość, jaką pokonuję pierwszy raz w życiu. I to jest trzeci etap: jestem już zmęczona, ale idę dalej, czyli daję radę! O 5 rano zrobiło się strasznie zimno, ale droga, jaka została, była już znikoma, w porównaniu do całości. Tak zwana ostatnia prosta. Stawiając kroki na ostatnich kilometrach, dochodząc do celu, dochodzę do etapu końcowego: jestem szczęśliwa.
Wyzwania to przede wszystkim opuszczanie swojej strefy komfortu. Wychodzenie z miejsc, jakie znamy i w jakich czujemy się bezpiecznie. Podejmując wyzwanie, trzeba jednak w pełni je czuć, bo los lubi stawiać nas w różnych sytuacjach kryzysowych, w których tylko upór i zdecydowanie są w stanie poprowadzić nas na start. A ze startu już jakoś się idzie.
Hela Koralewska - Studentka II roku polonistyki-komparatystyki na UJ w Krakowie, w niedalekiej przyszłości może czegoś jeszcze. Prowadzi 13 Drużynę Wędrowniczą „Bonawentura” w Brzegu, kocha harcerstwo, metodę i wszystkie wyzwania z tym związane.