Moje 5 lat w HSR…

Archiwum / 17.12.2008

Jakiś czas temu Kuba poprosił mnie o napisanie o moich 5 latach w HSR. Uznałam, że to świetny pomysł, ale jak napisać tekst tak, żeby nie był sentymentalny, żeby nie był naiwny, żeby dało się go przeczytać bez szyderczego uśmiechu pod nosem?

 

 

I wtedy zdałam sobie sprawę, że moją drogę w HSR najlepiej obrazują śpiewniki, które jeździły ze mną wszędzie – i na kursy pierwszej pomocy, i towarzyskie wyjazdy w góry z przyjaciółmi z HSR, i na sylwestrowe szalone imprezy. Śpiewnik prawdę Ci powie, począwszy od tego, że lat w HSR było 8, skończywszy na tym, że 8 najważniejszych.

 

Szaleć, szaleć aż do rana (…), szaleć od rana do wieczora…
A wszystko zaczęło się od szaleństwa całonocnego gitarowania na kursach pierwszej pomocy, w których zaczęłam uczestniczyć jako nieopierzona 16-letnia ratowniczka ZHP. Do dziś nie wiem, jak to było możliwe – zrobić maraton piosenek, których tytuły zaczynają się od kolejnych liter alfabetu i śpiewać je do samego rana, a potem po godzinie snu wstać na śniadanie i cały dzień pomagać instruktorom w prowadzeniu kursu. Skąd ta energia i moc?

Pamiętam też, że każdemu wyjazdowi towarzyszyły niesamowite emocje – świadomość, że robię coś dobrze, że ktoś potrzebuje mojej właśnie pomocy i że efekt tej pomocy jest widoczny już po dwóch weekendach. Doświadczyłam też tego, że łatwo jest mówić prawdę o sobie ludziom, których dopiero poznałam, a z którymi czuję więź, jak z przyjaciółmi z dawnych lat. Bo razem przeżyliśmy wzruszenie podczas wieczornego spotkania przy świecach; bo razem pracowaliśmy w pocie czoła nad szlifowaniem kolejnych schematów pierwszej pomocy; bo razem śmialiśmy pół nocy z absurdalnego dowcipu o dwóch głuchych sowach; bo wspieraliśmy się podczas zdawania kolejnych egzaminów wieńczących kurs. To tak właśnie zaczęła się moja pasja – od szaleństwa do rana.

 

I pomyśleć, że niebo tak blisko jest. By go dotknąć wystarczy skromny gest…
Piosenka o Ikarze była moją piosenką przewodnią podczas kursu instruktorskiego. Ciacho – jeden ze szkolących nas instruktorów – dziwnym trafem śpiewał ją zawsze wtedy, gdy motywacja dramatycznie spadała. I kiedy miałam serdecznie dość kolejnego wyjścia na bieganie 3 kilometrów, i kiedy na myśl o kolejnej grze ratowniczej miałam ochotę spakować się i na piechotę wrócić do Żyrardowa – do swojego łóżka, do wakacyjnego spania do godzin popołudniowych, do wygodnego BRAKU WYZWAŃ.

Kurs instruktorski był dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem. Okazało się wtedy, ku mojemu zaskoczeniu, że nie wszystko przychodzi łatwo – a zawsze przychodziło… Pamiętam momenty totalnego zmęczenia i krańcowej demotywacji. Właśnie wtedy Ciacho śpiewał: „Porzućmy w chmurach troski, myśli złe. Rozłóżmy jak najszerzej skrzydła swe. Niech każdy człowiek wie, że też Ikarem jest i niech nadzieję ma na lepszy czas”.

Z perspektywy jednak kiedy myślę o SASie, to widzę mnie zaliczającą bieganie (3 km w 15 minut, tak, tak, kiedyś biegało się na czas ;-)) z Rudym u boku, który nie mając nawet zadyszki mówił: „No, biegniesz, biegniesz!! Chcesz być instruktorką czy nie?! NIE ZATRZYMUJ SIĘ! Patrz, już tam stoi Maciek, biegniemy do Maćka teraz, no Ewcia, dajesz, dajesz!”. Dzięki dwóm tygodniom życia w HSRowym mikroklimacie wzbogaciłam się o kilka bardzo Ważnych osób, które są ze mną do dziś. Przekonałam się też, że motywacja jest czynnikiem kluczowym i można dokonać absolutnie wszystkiego – jeśli się tego zachce.

 

A ty pytasz mnie jak tak można żyć? Chyba można, no nie, no nie?
Po kursie instruktorskim rozpoczęłam maraton pierwszopomocowy. Przez pierwsze 3,5 roku wyjeżdżałam co tydzień i wszyscy – począwszy od przybocznych w drużynie, przez rodzinę, a na znajomych skończywszy –  chwytali się za głowę i pytali: „jak ty tak możesz? Czy ciebie to nie męczy? Co w tym jest takiego, że nie możesz się oprzeć?”

Nie potrafię odpowiedzieć na żadne z tych pytań precyzyjnie i językiem ‘cywilnym’, nie używając słów misja, magia, moc, przyjaźń i braterstwo. Prowadzenie kursów pomogło mi w uwierzeniu w siebie – przecież stanąć przed obcymi ludźmi i uczyć ich jest nie lada wyzwaniem. Nie bać się ich trudnych pytań, nie denerwować się, kiedy coś nie jest jasne, również. Ponadto dziś potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach interpersonalnych, nie peszy mnie praca z instruktorami, których nie znam, potrafię też udźwignąć spory ładunek cudzych emocji, potrafię rozmawiać i przekazać jasno swoje myśli i uczucia. To są ewidentne profity pracy w HSR.

 

Co mnie tu trzyma? HSR i zima
HSR podstępnie zawładnęła moim życiem. Nagle spostrzegłam, że mieszkam z instruktorką HSR, po pracy jadę na kawę z instruktorami HSR, poznałam instruktorkę i instruktora HSR, którzy mają dokładnie taki sam stosunek do życia i ludzi jak ja (pozdrawiam Was, Klony!), wieczorami dyskutujemy online z instruktorstwem o najlepszych sposobach na motywowanie naszych kursantów, spędzamy razem sylwestra…

Motywem przewodnim najlepszej imprezy sylwestrowej, na jakiej byłam, była piosenka Śniegowice. Idealnie pasowała nam do śniegu po pachy, do atmosfery rozluźnienia, do niezwykle interesujących kuluarowych rozmów i różnorodnych smaków herbat. Spontanicznie odpowiedzieliśmy na pytanie ‘co mnie tu trzyma?’ ‘ HSR i zima’. Było nam ze sobą do tego stopnia dobrze, że kilkanaście dni po imprezie w Podlesiach zorganizowaliśmy sylwestra-bis. To był niezapomniany czas.

 

Jeszcze w dłoni nie zdążył zwiędnąć kwiat, a już tyle, tyle mamy za sobą
Nim się obejrzałam, minęło 8 lat. W tym czasie spotkałam mnóstwo ludzi, od których wiele się nauczyłam. Przeżyłam wiele chwil, których nie da się nawet opowiedzieć. Doświadczyłam przyjaźni w czystej postaci, akceptacji, otrzymałam ogromny ładunek wsparcia w sprawach HSRowych i prywatnych. Straciłam kogoś Ważnego, dzięki komu wiem już, że trzeba mówić sobie o najistotniejszych sprawach od razu, nie czekać na dobry moment i do tego żyć pełną piersią, korzystać z danych nam szans.

 

Po moim czasie w HSR pozostało mi pudełko, w którym mieszkają najcenniejsze przedmioty – książeczka zaliczeń z kursu instruktorskiego, ankiety kursantów, zdjęcia, listy. Wracam do niego czasem, kiedy myślę, że nie zrobiłam jeszcze w życiu niczego ważnego.

 

HSR to moja najdłuższa przygoda. Każdemu powiem szczerze, w dzień i w nocy, że czas poświęcony HSR nie poszedł na marne. Bycie jej częścią to magia i moc. Naprawdę polecam. 

 

 

 

 

Ewa Sętowska – była sekretarz i instruktorka HSR. Wywodzi się z hufca Żyrardów.