Moonrise Kingdom

Na Tropie Kultury / Andrzej Walusiak / 26.03.2013

Co otrzymamy z połączenia grupy naszych ulubionych amerykańskich aktorów, obozu skautów, samotnej wyspy i dawki lekko absurdalnego humoru? Niesamowity film, który musi obejrzeć każdy wędrownik!

Raz na jakiś czas na rynku filmowym pojawiają się produkcje, w których skauci odgrywają ważną rolę. Zazwyczaj są to filmy familijne nie budzące większego zainteresowania krytyków. Zupełnie inaczej stało się z filmem Wesa Andersona „Kochankowie z Księżyca”. Już jego zapowiedź dawała widzom do zrozumienia, że będzie wyjątkowy. Gdy zobaczyłem, że jest to niezależna produkcja z kilkoma moimi ulubionymi aktorami, zacząłem niecierpliwie wyczekiwać tego filmu.

Wes Anderson jest niezbyt znanym twórcą, który ma jednak na koncie kilka sukcesów. Zadebiutował w 1996 na festiwalu Sundance ze swoim krótkometrażowym „Bottle Rocket”. Krótko później otrzymał nagrodę MTV dla najlepszego nowego twórcy. Pierwszy raz nominowany do Oscara był w roku 2002 za film „Genialny Klan”. Drugą nominację otrzymał do ostatnich Nagród Akademii właśnie za „Kochanków z Księżyca”.

Edward Norton wciela się w postać Scout Master Ward’a, któremu z obozu ucieka młody chłopak Sam Shakusky (Jared Gilman). Bill Murray gra prawnika z problemami małżeńskimi, będącego ojcem problematycznej dwunastolatki Suzy Bishop (Kara Hayward). Suzy postanawia opuścić dom, żeby spotkać się z Shakusky’m. Na ich poszukiwania wyrusza Bruce Willis, czyli niezbyt mądry, ale zdeterminowany Kapitan Policji Sharp.

Akcja filmu utrzymana jest na wyspie w okolicach Nowej Anglii, do której zbliża się ogromny sztorm. Umykającej parze zakochanych po piętach depcze pełna militarystycznych zapędów drużyna skautów pragnąca na własną rękę rozprawić się z uciekinierem z ich obozu. Ściga ich też wzmagająca się wichura oraz grożąca Shakusky’emu zakładem poprawczym Opieka Społeczna (Tilda Swinton) i Naczelnik Skautów grany przez Harveya Keitla.

Film „Kochankowie z Księżyca” bez wątpienia nie jest typową komedią gagów. Utrzymany jest w lekko kreskówkowej konwencji, gdzie można zbudować domek na drzewie o pniu grubości nadgarstka. Humor jest dosyć wyszukany i poziomem zdecydowanie bliżej mu do „Jak zostać królem” niż do „Kac Vegas”. Oglądając dzieło Andersona zastanawiałem się, do jakiej grupy docelowej było kierowane. Przez niektóre sceny ciężko go uznać za film dla dzieci, a w amerykańskim systemie otrzymał klasę PG-13 (osoby poniżej trzynastego roku życia powinny oglądać film pod nadzorem rodziców). Tak naprawdę najbardziej będzie się chyba podobać dorosłym osobom, które w trakcie swojego życia miały jakiś kontakt ze skautingiem.

Ciężko jest znaleźć słabe punkty tego filmu. Muzyka jest niesamowita, nie wspominając o perfekcyjnej scenografii. Aktorzy są z najwyższej półki, a i młodszemu pokoleniu nie da się nic zarzucić. Zarówno Gilman, jak i Hayward doskonale odgrywają dzieci, które nie potrafią odnaleźć się w swoim otoczeniu. Wszystkie te aspekty docenili krytycy. Serwis Rotten Tomatoes ocenił „Kochanków z Księżyca” na 94%. New York Times umieścił go w dziesiątce najlepszych filmów 2012 roku. Jeśli chodzi o mnie, to trafił do kanonu filmów, które mogę obejrzeć zawsze i wielokrotnie.