Motywować, zapalać i dużo słuchać
Nie każdy może zostać drużynowym. Nie każdy zresztą chce. Natomiast są bardzo różni drużynowi, tak jak różne są drużyny – Czworo drużynowych opowiada o sobie i o swojej funkcji. Cztery różne style pracy – więcej ich dzieli czy łączy?
![]() |
Agata studiuje na pierwszym roku polonistyki. Od czasu do czasu udaje jej się popełnić coś, co przez niektórych nazywane jest kawałkiem dobrej prozy, a sporadycznie bierze gitarę i idzie przed siebie, lądując w najdziwniejszych miejscach i okolicznościach (od wesela po imprezy PTTK). Twierdzi, że jakoś tak samo wychodzi.
![]() |
Kasia studiuje psychologię, prowadzi rajdy i obozy jako studencki przewodnik beskidzki, okresowo pracuje, robi treningi różnych umiejętności psychologicznych i nie tylko. Pisze pracę magisterską. Hobbystycznie chodzi po górach i robi zdjęcia. Pracuje w hufcowej Komisji Stopni Harcerskich i Kapitule Harcerki Orlej.
![]() |
Michał ukończył turystykę, obecnie studiuje zarządzanie. W ZHP zaczynał jako zuch (choć nigdy nie zdobył trzeciej gwiazdki). Później harcerz, przyboczny i drużynowy. Był przewodniczącym RPM "Wędrownictwo", instruktorem, a potem współpracownikiem Wydziału (obecnie Zespołu) Wędrowniczego GK ZHP. W harcerstwie zrealizował kilka swoich marzeń (stworzył portal "Łatwopalni", koordynował reformę mundurową, stworzył zręby kolekcji harcerskich ubrań). Obecnie pełni funkcję Komisarza Zagranicznego ZHP.
![]() |
Wiesiek studiuje socjologię, muzykuje i fotografuje. Jest miłośnikiem futbolu stołowego, powszechnie nazywanego piłkarzykami, żeglarstwa oraz literatury (Faulkner) i filmu (Kurosawa). Jest też instruktorem Harcerskiej Szkoły Ratownictwa, zastępcą szefa Inspektoratu Ratowniczego Chorągwi Gdańskiej.
Wszyscy są drużynowymi wędrowniczymi.
Jak to się zaczęło?
Kasia została drużynową w październiku 2004. – Wydaje mi się, że w życiu jest najlepiej jeśli człowiek do pewnych rzeczy dojrzeje, dorośnie, czy jakkolwiek to określimy. I tak też jest z byciem drużynowym. Według niej, jeśli zostaje się drużynowym za wcześnie, na przykład z "konieczności", to jest bardzo trudno odnaleźć się w tej sytuacji, poradzić sobie z natłokiem pomysłów własnych i drużyny i pogodzić je z ograniczonymi, bądź co bądź, możliwościami, a co więcej, z życiem pozaharcerskim. Kasia miała to szczęście, że została drużynową gdy była na to przygotowana i naprawdę tego chciała. – O wyborze mnie na tę funkcję zdecydowała Rada Drużyny, powiększona o osoby z chustą i dłuższym stażem, które nie wchodziły jeszcze według naszej Konstytucji do Rady – wspomina.
-Przejęłam drużynę przez „wysiedzenie” – opowiada Agata. – Byłam w momencie jej tworzenia, później zostałam przyboczną, na chwilę zrezygnowałam na rzecz prowadzenia patrolu, a potem wróciłam do zielonego sznura. I ta ostatnia kadencja, trwająca bodajże dwa lata i tydzień, zaczęła dopiero kształtować myśl o przejęciu drużyny.
Plan był taki – otwiera przewodnika w październiku 2006, zamyka przewodnika we wrześniu 2007 i dostaje drużynę. Niestety, jak to czasem bywa z planami, nieco rozminęły się z rzeczywistością. Koniec końców przekazanie sznura nastąpiło w listopadzie 2006. – Drużyna wiedziała, że będę kandydować na tę funkcję, więc nie zaskoczyłam jej podczas Zbiórki Konstytucyjnej. Jednak drużyna wędrownicza nie była by drużyną wędrowniczą, gdyby nie zapytać o zdanie wędrowników. Wynik głosowania był jednoznaczny: 100% poparcia. – Aż się łezka w oczach zakręciła – dodaje Agata z rozrzewnieniem.
Wiesiek swoją pierwszą drużynę założył w 1998 roku, będąc świeżo po zobowiązaniu i po kursie drużynowych, wtedy jeszcze, starszoharcerskich. – Byłem pełen pokursowego entuzjazmu – wspomina. Drużynę zakładał od podstaw i jako jedyny jej członek był wcześniej w harcerstwie. – Owa drużyna funkcjonowała zgodnie z wszelkimi założeniami ówczesnej metodyki starszoharcerskiej. Mieliśmy swoją konstytucję, takie oczywiste rzeczy jak numer, nazwę i bohatera, korzystaliśmy z centralnych propozycji programowych dla harcerstwa starszego, angażowaliśmy się w wędrownictwo, które dopiero się reaktywowywało, zdobywaliśmy Znaki Służb. Pojechali na półwędrowny obóz w Bieszczadach. – Był to piękny czas, który do tej pory wspominam z sentymentem. Ludzie, z którymi można było konie kraść – opowiada Wiesiek. Drużyna istniała 1,5 roku.
W 2000 roku powstał Zastęp Starszoharcerski “Hanuka”. Kilku harcerzy starszych (obecnie wędrowników) z Hufca Wejherowo postanowiło robić coś razem. Zaczęło się od wymiany poglądów na temat własnych zainteresowań. Wypłynęły wtedy takie wspólne tematy jak: muzyka, ratownictwo, gry fabularne, techniki linowe. Założyli zastęp. Przez pierwszy rok działali nieformalnie. Dopiero po roku złożyli wniosek o otwarcie okresu próbnego, który zamknęli dopiero po kolejnym roku, w styczniu 2003. – Nie śpieszyło się nam – przyznaje Wiesiek. – W ten właśnie sposób zostałem drużynowym. Byłem najstarszy.
Michał prowadzi obecnie swoją drugą drużynę. Drużynowym 205 WDW ArizonaC był do roku 2004, do rozpadu drużyny. – Drużyna niestety starzała się razem ze mną (nie było systemu progresji z drużyny do drużyny w szczepie, co uważam teraz z pers
pektywy czasu za bardzo złe rozwiązanie) i po prostu poszła w życie… – opowiada. We wrześniu 2006 64 WDW Everest wybrała go na drużynowego. – W innym szczepie, który, choć nowy, był mi bardzo bliski (szczepowy to mój dobry kumpel od wielu lat) – tłumaczy Michał. Przyznaje, że teraz jest mu o wiele łatwiej. – Mamy metodykę, mamy uporządkowane sprawy wędrownicze i wreszcie ja, po "wycieczce w wyższe partie gór" – tj. Wydział Wędrowniczy i RPM "Wędrownictwo”, jestem bardziej przygotowany do tej funkcji.
Na pytanie, czemu ponownie został drużynowym odpowiada – Chyba potrzebowałem tego do swojej harcerskiej motywacji.
Motywacja- skąd ją biorą?
– Motywują mnie regularne kopy wysuwane prywatnie przez niektórych – twierdzi Agata. – A tak na poważnie to… drużynową zostałam za wcześnie – bo zaistniała taka, a nie inna sytuacja, bo nie było innego wyjścia – co na samym wstępie mnie nieco zdemotywowało. W końcu jednak przyszły pierwsze małe sukcesy: jedna, druga próba wędrownicza, prowadzone HO, nowa osoba w drużynie… i tak dalej. – Jakoś szło i jakoś idzie. I „jakoś” nie oznacza tutaj „byle jak”, a „na poziomie przyzwoitym” – zapewnia.
Podkreśla jednak, że nadal potrzebuje olbrzymiej dawki motywacji. – Mam nadzieję, że tę funkcję spełni sierpniowy kurs drużynowych.
Pozostali twierdzą, że motywują ich przede wszystkim ludzie – Jestem drużynowym, bo lubię z nimi pracować, realizować zainteresowania, spędzać czas, itp. Praca z ludźmi sprawia mi przyjemność. Czysto egoistyczne pobudki – mówi Wiesiek.
Podobnego zdania jest Kasia – W drużynie jestem i działam ze względu na ludzi – tych, którzy w niej byli, tych którzy są i tych, którzy dopiero będą. Dzięki ludziom drużyna istnieje, to oni powodują, że dzieją się fajnie i ważne rzeczy. Kiedyś ludzie, którzy w niej byli dali mi bardzo dużo: czas i okazje do rozmów, przemyślenia ważnych spraw, dużo się przy nich nauczyłam, przeżyłam z nimi naprawdę niesamowite przygody, z których największą jest przyjaźń. Teraz Kasia ma poczucie, że może coś podobnego zrobić dla innych. Dzięki temu, co robi, wsparciu i akceptacji drużyny, ludzie się zmieniają: stają się bardziej otwarci, zaradni, aktywni, znajdują swoje miejsce w życiu; sięgają głębiej, wspinają się wyżej, patrzą dalej – I to jest świetne! Mam nadzieję, że ten duch braterstwa, wyczynu i służby przetrwa i da siłę tym, co dopiero będą. Nie mniej ważnym powodem jest dla niej to, że drużyna robi po prostu fajne rzeczy: w końcu ile osób było w życiu na Uralu? – My będziemy w sierpniu! – cieszy się Kasia. – W myśl słów "duży może więcej" drużyna może więcej – razem organizujemy obozy, rajdy, imprezy stacjonarne, gry, podczas których po prostu dobrze się bawimy! I ja, jako drużynowa też!
-Ja powiem inaczej – zaczyna Michał. – Prowadzenie drużyny motywuje mnie do reszty harcerskiej pracy, tzn. pełnienia innych funkcji i w ogóle bycia w ZHP. To wspaniałe widzieć od razu efekty swojej pracy, widzieć młodych ludzi w działaniu, drużyna powstaje na twoich oczach. To niesamowite. Uwielbiam pojechać w góry, usiąść przy ognisku, pograć na gitarze – jak banalnie by to nie brzmiało…
Kto ich wspiera?
– W mojej pracy wspieram przede wszystkim sama siebie, jakkolwiek strasznie to zabrzmi – mówi Agata. Nie ma przybocznego (jeszcze), bo przy tak niewielkiej drużynie nie jest jej potrzebny. Drużyna działa w szczepie. – Mam świadomość, popartą praktyką, że jeśli będę mieć problem, mogę zwrócić się do któregokolwiek z funkcyjnych, a on postara się mi pomóc.
– Najbardziej wspiera mnie mój przyboczny, Michał, na którego pomoc, radę i dobre pomysły zawsze mogę liczyć – opowiada Kasia. – Od papierkowej roboty dzielnie broni mnie kwatermistrz – Alek. Poza tym ma chętną do pracy kadrę oraz namiestnika (dawnego drużynowego) do długich rozmów na temat harcerstwa, życia i godzenia jednego z drugim.
Michał odpowiada krótko – Moi ludzie. Przyboczna. Niestety w hufcu nie działa namiestnictwo wędrownicze, na chorągiew tradycyjnie nigdy nie liczyłem. Nauczyłem też sam się wspierać.
-Członkowie drużyny. Bez nich by jej nie było – dla Wieśka sprawa jest oczywista. – Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że tylko oni. Zawsze mogłem liczyć na pomoc pewnej osoby, która najpierw była opiekunem moich prób harcerskich, a potem instruktorskich.
Czy bycie drużynowym wymaga specjalnych umiejętności albo cech osobowości?
-Tak. Powinien mieć charyzmę oraz cieszyć się uznaniem swojego środowiska. Wymaga się od niego mądrości, wiedzy odnośnie prowadzenia drużyny, zdolności motywacyjnych oraz wyrozumiałości. Ważne jest by miał kręgosłup moralny, a w życiu codziennym niezmiennie kierował się wartościami harcerskimi. Ponadto powinien posiadać wysoko rozwiniętą inteligencję emocjonalną oraz empatię – wylicza Wiesiek. – A teraz na poważnie.
– Z pewnością jakichś wymaga. Być może i tych, które powyżej wymieniłem – Wiesiek postanawia opisać sposób, w jaki drużyna funkcjonowała kiedyś i w jaki funkcjonuje obecnie. – Wydaje mi się, że to w jaki sposób działa Hanuka może scharakteryzować mnie jako drużynowego, z pewnością moje podejście do bycia drużynowym. A za tym być może i cechy osobowości oraz umiejętności, które posiadam. Drużynę Wieśka można uznać za nietypową. A dlaczego?
Brakuje w niej pewnych, wydawało by się, immanentnych rzeczy, które powinna posiadać drużyna wędrownicza. – Zdecydowaliśmy zupełnie odpuścić sobie niektóre aspekty formalne działania drużyny. Hanuka nie posiada konstytucji, aczkolwiek znam cel procesu jej wspólnego tworzenia przez członków drużyny oraz późniejszego jej stanowienia. Nigdy nie skodyfikowali jakichkolwiek praw, które by między nimi miały obowiązywać. – W nomenklaturze prawnej – tłumaczy Wiesiek – nie ma u nas prawa stanowionego, jest jedynie prawo zwyczajowe (bardziej jak w przypadku grup nieformalnych). Pewien zbiór zasad nie do końca określony. Najważniejszą z nich jest całkowita dobrowolność. W Hanuce nigdy nie było jakiegokolwiek przymusu. Z czym to się wiązało? – Mógłbym szereg rzeczy wymienić.
Zbiórki nie były obowiązkowe, nie było obowiązku punktualności, można było również opuścić zbiórkę w każdym momencie jej trwania. – Mieliśmy założenie, że jeśli będą one interesujące, to problemów z frekwencją nie będzie i o dziwo nie było, z punktualnością
również.
O musztrze zapomnieli w momencie założenia Hanuki, o alarmach, formalnych poleceniach, naganach w rozkazie również. – W tym wieku jest to po prostu śmieszne – mówi Wiesiek i kontynuuje opowieść.
– Jako drużynowy mógłbym jedynie poprosić, bądź starać się przekonać któregoś z moich “podwładnych” (chyba uśmialiby się, gdyby przeczytali, że tak ich nazywam) do tego, by coś zrobił; działania poszczególnych członków drużyny były skutkiem własnego zobowiązania się, a nie otrzymania polecenia.
Po jakimś czasie zrezygnowali z funkcji, z których nic nie wynikało, a fakt ich istnienia sugerował hierarchię ważności, czego za wszelką cenę chcieli uniknąć. – W naszej terminologii ostał się jedynie “przyboczny druha zastępowego” z początków działania Hanuki, kiedy byliśmy jeszcze zastępem, co całkiem trafnie charakteryzuje pozycję drużynowego względem reszty.
Nie posiadają też numeru czy bohatera. I od samego początku nie chcieli posiadać. – Zdaję sobie sprawę, jakie to stymulujące rozwój – zapewnia Wiesiek – zrealizowanie kampanii bohater, późniejsze wzorowanie się na bohaterze, itp. A my po prostu nie chcieliśmy i bynajmniej nie dlatego, żeby się odróżnić. Nie kręciło nas to. Miała być tylko nazwa.
Plan pracy napisali raz – Wtedy, gdy trzeba było go oddać, by zamknąć okres próbny. Dla niektórych może być to herezją. Jestem świadomy celowości korzystania z narzędzi, które otrzymuje drużynowy. Ale i również świadomym był wybór o rezygnacji z części tych narzędzi. Plany były krótkoterminowe – Hanuka zawsze żyła z dnia na dzień, nadal tak jest.
Wiesiek przyznaje, że obecnie Hanuka w mniejszym stopniu jest drużyną, bardziej grupą dobrych kumpli. Wszyscy członkowie drużyny są studentami albo już pracują. Od dłuższego czasu nie ma regularnych zbiórek, Wiesiek sugeruje określenie: spotkania. Część osób została instruktorami – wszyscy są Instruktorami HSR i jest to właściwie jedyna ich aktywność w harcerstwie. Inna część, ta nieinstruktorska, pomaga przy organizacji i prowadzeniu kursów pierwszej pomocy. – Jak się teraz nad tym zastanawiam, może my nigdy nie byliśmy drużyną wędrowniczą – taką, jak jest powszechnie rozumiana. W pewnym stopniu jesteśmy grupą ludzi, którzy wykorzystali harcerstwo do realizacji własnych zainteresowań. Ale i zostawiając przy tym cząstkę siebie tym, których na swojej drodze spotkaliśmy. Górnolotne, a co tam.
– Jeśli powiem , że bycie drużynowym wymaga szczególnych umiejętności, to będę się chwalił. Jeśli powiem, że nie, to ludzie powiedzą, że się nie znam – zastanawia się Michał. – Mogę powiedzieć jak to wygląda z mojej strony. Przede wszystkim uczę się pokory i stawania w cieniu, krok po kroku, powoli. Trudne to, bo jestem apodyktyczny z natury. Ale to wędrownicy mają wymyślać, decydować, brać na siebie odpowiedzialność, a nie ja. Ja mam ich motywować, organizować, przypominać im i wszystko ogarniać.
Zdaniem Michała, trzeba umieć zapalać ludzi do pomysłów i dużo, dużo słuchać. Umieć wyciągać z ludzi pomysły i działać! – Trzeba widzieć sposoby a nie powody i nie włączać komplikatorów.
-Moim zdaniem bycie drużynowym wymaga głównie umiejętności, chociaż cechy takie jak ekstrawersja czy otwartość z pewnością pomagają. Nie uważam, że każdy może zostać drużynowym, nie każdy zresztą chce, natomiast są bardzo różni drużynowi, tak jak różne są drużyny – przekonuje Kasia. Według niej drużynowy powinien posiadać umiejętności organizacyjne – zarówno po to, żeby zorganizować pracę drużynie jak i sobie życie, umieć delegować odpowiedzialność, kierować pracami zespołu i – bardzo ważne – umiejętność sprawnego podejmowania decyzji. – Kluczowe są również umiejętności interpersonalne jak nawiązywanie kontaktów z ludźmi, umiejętność współpracy, klarowna komunikacja, dbanie o dobre samopoczucie członków drużyny. Nie możemy pominąć również fantazji, szczypty pasji, którą może zainspirować innych, pomysłowości i odwagi do wyjścia poza standardy, postawienia poprzeczki wyżej – zaznacza.
-Przede wszystkim dużo cierpliwości, wyrozumiałości i zrozumienia (ale nie pobłażania!). Do tego równie dużo samozaparcia, żeby nie zrezygnować w momencie, w którym jest źle i świadomości celów. Zarówno tych własnych, osobistych, jak i stawianych drużynie –wymienia Agata i dodaje – Nie powiem, żeby to było łatwe.
Autorytety drużynowego
-Nigdy nie miałam jasno określonego, nazwanego wzoru – zamyśla się Agata. – Mój autorytet jest zbiorem cech wybranych od różnych ludzi, z różnych sytuacji – abstrakcyjny w całym swoim nieistnieniu. I jego się trzymam.
Kasia na pierwszym miejscu wymienia drużynowego, za którego czasów znalazła się w kadrze. – Jest osobą, która wywarła na mnie największy wpływ i to za jego sprawą pełnię teraz obecną funkcję. Zapewne przejęłam od niego wiele wzorców. Podkreśla jednak, że nie chodzi o ślepe naśladownictwo. – Jestem drużynową tyle czasu, że mam swój własny "styl" prowadzenia drużyny – zapewnia.
-Dwa wzory – mówi Wiesiek – jeden z moich byłych drużynowych oraz pewien były instruktor Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Ale bardziej chodzi mi tutaj o ich podejście do życia jako takiego. On także nie ma na myśli czystego naśladowania. – Miałbym z tym wręcz spore trudności. Poza tym jesteśmy zupełnie różnymi typami ludzi. Rozmowa z nimi zawsze jest dla mnie wielką przyjemnością.
Zdaniem Michała, pytanie o autorytety to materiał na oddzielny artykuł. – Jest ich trochę. Pierwsza komendantka szczepu, od której nauczyłem się wiele jeśli chodzi o sprawy organizacyjne i nie tylko. Wzorem był (i jest nadal) w wielu sprawach mój obecny szczepowy (choć szczepu chwilowo nie mamy;), wspomniany kolega – Marcin. Przede wszystkim jako wzór osobowy, zawsze mi pod wieloma względami imponował. Jeszcze kilku działających instruktorów, ale nie będę zbyt wielu wymieniał. Wystarczy powiedzieć że dwóch z nich ma przyznane Lilijki Wędrownicze – zdradza z uśmiechem.
Ich powody do dumy
-Dobre pytanie – Agata analizuje swój zaledwie kilkumiesięczny staż na funkcji drużynowej. – Wydaje mi się, że sprawne prowadzenie jednej z prób wędrowniczych, znowelizowanie Konstytucji, I miejsce zespołu zdobywającego znak służby kulturze podczas Festiwalu Harcerskiego, w kategorii małych form teatralnych i bardzo sprawne poprowadzenie kawiarenki podczas tego samego festiwalu. Na razie to wsz
ystko jest bardzo namacalne – mam nadzieję, że z czasem zamieni się w coś trwalszego.
Michał dumny jest z tego, że gdy po wielu latach oczekiwania pojawiła się metodyka wędrownicza to okazało się, że do wielu rzeczy tam opisanych doszedł sam. – Podobnie rozumiałem niektóre tematy, doszedłem do podobnych doświadczeń. Teraz z przekonaniem mogę to realizować w mojej nowej drużynie.
– Jestem dumny z tego, że choć pełniłem kilka funkcji na poziomie centralnym, nadal czuję się człowiekiem "z dołu". Jestem drużynowym, jestem w stanie w każdej chwili wziąć plecak i pojechać w góry, spać w bacówce – dodaje.
– Najbardziej jestem dumna z tego, jak moi harcerze się rozwijają, zmieniają dzięki drużynie, z tego, że podejmują się chętnie nowych wyzwań – mówi Kasia – Właśnie dzięki temu jesteśmy w stanie podejmować się organizacji tak dużych przedsięwzięć jak obóz wędrowny na Ural. Zaznacza jednak, że to, że tak robią wynika z bardzo wielu rzeczy, zależnych nie tylko ode niej. Osobiście najbardziej dumna jest z udanych obozów zagranicznych, które poprowadziła. – Szczególnie zeszłoroczny do Bułgarii, który był długi i duży jak na obóz wędrowny (23 osoby), wymagał wielu przygotowań i współpracy z inną drużyną, z którą na niego jechaliśmy – opowiada.
Wiesiek cieszy się, że członkowie drużyny całkiem nieźle radzą sobie w życiu prywatnym. – A najbardziej – Że nie moja w tym zasługa, a ich samych. Może brzmieć paradoksalnie patrząc na treść pytania, ale tak właśnie jest – zapewnia.
O czym marzą drużynowi?
Wiesiek – aby nadal mieć wspomniane wyżej powody do dumy.
Kasia – żeby drużyna istniała i sprawnie działała dla swoich przyszłych członków, gdy ja już będę seniorem. Poza tym chciałaby, żeby Związek ułatwiał pracę wychowawczą, a nie ją utrudniał (na przykład żeby zamiast rozwijać biurokrację – zwinął ją).
Michał marzy dwustopniowo. – W skali MIKRO – chciałbym zbudować szczep. Z kilkoma drużynami, systemem przechodzenia pomiędzy nimi, jasnymi zasadami, fajną kadrą i… świetnymi efektami wychowawczymi. W skali MAKRO – chciałbym ruszyć ZHP z miejsca, do przodu. Chciałby, aby była to organizacja nowoczesna, oparta na tradycji, a nie tradycyjna lekko unowocześniona. – Aby w ZHP nie było miejsca dla betonowych aparatczyków, tylko dla uśmiechniętych, młodych ludzi i starszą kadrę, która zna swoje miejsce w szeregu. Bez patosu, bez wojskowości, bez przynudzania, z dużą ilością przygody i lasu.
Agata ma jedno, proste marzenie. – Chciałabym mieć sprawnie działającą, świadomą i konsekwentną drużynę, liczącą 15 osób. I wtedy będę szczęśliwa.
Opowiadali:
Agata Kozioł – drużynowa 330 WDW „Ostatnia Baszta Caballari”, z hufca Warszawa Żoliborz
pwd. Katarzyna Lewińska – drużynowa 21 WDW „Stare Żbiki”, z hufca Warszawa Ochota
phm. Wiesław Romanowski – drużynowy DW „Hanuka”, z hufca Wejherowo
hm. Michał Górecki – drużynowy 64 WDW „Everest”, z hufca Warszawa Praga-Północ
phm. Monika Marks – w redakcji Na Tropie odpowiedzialna za pozyskiwanie autorów spoza ZHP, namiestniczka wędrownicza hufca Warszawa Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady", studentka geografii na Uniwersytecie Warszawskim.