Muzyczna tapeta
Zanieczyszczenia, brud, pejzaż, środowisko – to terminy które wszystkim dość jednoznacznie kojarzą się z naturą. Nic bardziej mylnego, gdyż mowa o muzyce. Ale co w tym temacie ma do powiedzenia UNESCO, czym jest ekologia muzyki i dlaczego Tori Amos nienawidzi muzyki puszczanej w windach?
Ekologia muzyki
Pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku po raz pierwszy zostaje sformułowane pojęcie „pejzażu dźwiękowego” jako środowiska akustycznego. Inaczej, jest to po prostu zbiór wszystkich dźwięków wytwarzanych przez naturę i człowieka oraz innych odgłosów, które otaczają nas w określonej przestrzeni. Rzecz na pozór bardzo logiczna i łatwa do zwizualizowania. Nikt nie spodziewał się, że to właśnie pojęcie zapoczątkuje nowy nurt w muzykologii, nazwany „ekologią muzyki”. Bada on zależności pomiędzy muzyką, sposobem w który ją odbieramy, a pejzażem akustycznym. Nurt ten badany jest do dziś i w znaczny sposób uświadamia nam to, jak odbieramy dźwięki.
Zbrodnia niesłyszana
W październiku 1969 roku Rada Muzyczna UNESCO przyjmuje uchwałę, w ramach której jednogłośnie potępia publiczne puszczanie muzyki tła i uważa to za pogwałcenie wolności osobistej i prawa każdego człowieka to przebywania w ciszy. Rozporządzenie oczywiście nie potępia organizacji koncertów i wydarzeń kulturalnych na wolnym powietrzu. Szkoda, że świadomi tego dekretu nie są podróżujący komunikacją miejską młodzianie, którzy zapomnieli o istnieniu słuchawek. Wypada tu również zaznaczyć, że rewolucję rozpoczął znany polski kompozytor, Witold Lutosławski, który jako pierwszy sprzeciwił się nadawaniu muzyki w miejscach publicznych. Niestety z biegiem lat problem narasta wprost proporcjonalnie do ilości dźwięków, które nas otaczają. Sprawa robi się na tyle poważna, że nawet Parlament Europejski postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Efektem jest „Uchwała o prywatności dźwięku i prawie do indywidualnego wyboru muzyki” z 1985 roku, w której ujęta jest między innymi teza mówiąca o tym, że niechciane dźwięki mogą prowadzić nawet do manipulowania podświadomością. I któż mógłby się spodziewać, że muzyka, która przez wieki była stosowana jako środek ekspresji, może stać się niczym innym jak brudem w pejzażu dźwiękowym.
Dźwięczna psychomanipulacja
Nie trudno odgadnąć, że na pomysł publicznego odtwarzania muzyki w tle wpadli amerykanie. Konkretnie firma Muzak Holdings, która zajmowała się rozprzestrzenianiem tapet muzycznych (muzyki tła) do banków, sklepów, przedsiębiorstw i innych miejsc publicznych. Głównym zadaniem muzyki tła było zapełnienie ciszy wtedy, gdy może ona być niezręczna oraz mobilizacja klientów do zakupów. Mogłoby się wydawać, że jest to jakaś orwellowska wizja przyszłości, niestety jest to nasza codzienność. Dobór odpowiedniej do otoczenia tapety muzycznej jest gwarancją sukcesu. Nie może ona być agresywna ani zbyt charakterystyczna. Ludzki głos też nie jest mile widziany. W kwestii tempa i dynamiki utworów dobór powinien być dostosowany do zamierzonego celu. Na przykład muzyka dynamiczna sprawi, że klient będzie szybciej robił zakupy, nie zastanawiając się za bardzo nad towarem, natomiast rytmy łagodne skłaniają do dłuższych i tym samym większych zakupów.
Podaj cegłę
Pierwsze formy tzw. muzaku (muzyki tła) występowały już w starożytności, kiedy to budowniczym towarzyszyły różnego rodzaju piszczałki i gwizdki mające na celu umilenie pracy i zmotywowanie do osiągania lepszych wyników. W XVIII wieku nawet kościół katolicki, a konkretniej zakon jezuitów, postanowił wykorzystać tę metodę, aby wzbudzić w Indianach peruwiańskich pozytywne doznania w trakcie niechętnie wykonywanych przez nich prac. Jednakże dopiero w XX wieku zaczęto masowo wykorzystywać tapetę muzyczną na całym świecie. W Rosji – w fabrykach, w Stanach Zjednoczonych – w pralniach oraz w Wielkiej Brytanii, dzięki rządowemu programowi „Music while you work” („Muzyka w trakcie twojej pracy”) – w przemyśle zbrojeniowym. Gdyż jak stwierdzono: nie konkretna osoba kojarzona z wykonywaną przez siebie muzyką, a seria misternie dobranych dźwięków gwarantuje polepszenie jakości pracy.
Szemrzący potok
Imitująca dźwięki natury muzyka relaksacyjna jest również swoistą formą muzyki tła, mającą na celu wyciszenie człowieka. Bardzo często stosuje się ją w muzykoterapii. Połączona z odpowiednimi zdaniami wypowiadanymi przez moderatora, ma dać ukojenie i napełnić nas optymizmem. Skutki niestety bardzo często bywają absolutnie odwrotne, bo ile można słuchać świergotu ptaka, nagranego na taśmę z podkładem wytworzonym przez syntezator. Całe szczęście ta forma paramuzyki odchodzi powoli do lamusa. Chociaż osobiście nie sądzę, że nadejdzie kiedyś ten dzień, kiedy peruwiańscy Indianie przestaną starać się nas przekonać przy pomocy fletni Pana, że właśnie wędrujemy po Andach.
I hate elvator music
Muzak, zwany również muzyką marketingową lub windową, budzi kontrowersje do dziś. Przez większość znawców tematu nie jest traktowany jak muzyka, lecz jako akustyczny wypełniacz ciszy. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku rudowłosa Amerykanka wydaje swój debiutancki album „Little Earthquakes”. Tori Amos, bo o niej mowa, w tytułowym utworze dość stanowczo podkreśla fakt, że jest przeciwna „windowej” muzyce. I nic w tym dziwnego, gdyż ta quasi-muzyka, która atakuje nas zewsząd, coraz bardziej znieczula nas na prawdziwe piękno dźwięków i powoduje utratę wrażliwości muzycznej w społeczeństwie. Zdaniem Tori człowiek powinien muzyki słuchać i się w nią zagłębiać, bo tylko wtedy będzie w stanie ją poczuć i „zobaczyć”.
Nie śmieć!
Mam nadzieję, że teraz każdy trochę bardziej świadomie podejdzie do tego, czego słucha w trakcie zakupów lub w windzie. Wrażliwość muzyczna jest bardzo ważna w naszym życiu i warto o nią zadbać. Nie jest za późno, aby zacząć ją pielęgnować i każdy z nas ma odpowiednie narzędzia w zasięgu ręki. Wystarczy wybrać się raz na jakiś czas do filharmonii lub na koncert albo skupić się na muzyce, której słuchamy i nie traktować jej jako tło używane przy pracach domowych. Nie zapominajmy, że muzyka jest formą ekspresji i ma nam wiele do zaoferowania. Ty również możesz zadbać o czystość pejzażu dźwiękowego.