Mystery Rooms. Wydostań się!

Na Tropie Kultury / Maciej Pietrzczyk / 18.06.2015

Escape room to solidna dawka umysłowej rozrywki, która sprawia, że na godzinę zapominamy o wszystkim, co znajduje się poza naszym pokojem. A po wyjściu nasze głowy parują z przegrzania.

Jeśli chodzi o zabawy z szyframi albo też (o zgrozo!) ich praktyczne użycie, to zawsze byłem malkontentem. Podczas gdy na rajdzie wszyscy członkowie patrolu przekrzykiwali się, rozszyfrowując wiadomość, ja robiłem poważną minę i udawałem, że muszę odebrać telefon lub też opowiadałem historię o tym, jak to w podstawówce byłem królem takich logicznych zagadek, a teraz to kolej na was, młodszych. Niestety prawda wygląda tak, że niesamowicie mnie to nużyło. Jak nic innego w świecie.

Z tego powodu nigdy nie ciągnęło mnie do uczestnictwa w grach typu „escape room”. Do czasu! Można powiedzieć, że nawróciłem się w zeszłym tygodniu. A wszystko zawdzięczam wizycie w warszawskich Mystery Rooms. Za namową redaktor naczelnej zabrałem moich przyjaciół – tak samo jak ja – zmęczonych sesją studentów. Oczywiście obawialiśmy się, że po ostatnim egzaminie kolejna godzina umysłowego wysiłku skończy się natychmiastową śmiercią, ale do odważnych świat należy!

Zbierajcie przedmioty i starajcie się je dopasować do poszczególnych zagadek. Przedmiot znaleziony na początku gry może mieć znaczenie na jej końcu

Jeszcze dwa słowa o tym, czym jest „escape room”. Angielską nazwę można przetłumaczyć jako „pokój ucieczki” i to właściwie mówi już wszystko. Escape rooms to zamknięte pokoje, z których trzeba się wydostać – po prostu. A żeby to zrobić, trzeba rozwiązać serię zagadek logicznych i sporo pogłówkować. Czas na tę misję to zwykle 60 minut, a działać można w kilkuosobowej grupie. Pokoje mogą mieć swoją tematykę czy fabułę. Właściciel Mystery Rooms pisze na swojej stronie: „Każdy przedmiot może mieć wpływ na przebieg gry. Zbierajcie przedmioty i starajcie się je dopasować do poszczególnych zagadek. Przedmiot znaleziony na początku gry może mieć znaczenie na jej końcu, pamiętajcie o tym. Dla utrudnienia gry niektóre przedmioty nie przydadzą się Wam do rozwiązania zagadek. Ta gra opiera się na współpracy i zdolności łączenia faktów. Nie używajcie siły!”

W tym miejscu chciałbym napisać „spoiler alert” i opowiedzieć wam sekunda po sekundzie, jakie niesamowite rzeczy działy się przez tę godzinę zarówno w samym pomieszczeniu, gdzie odbywała się gra, jak i w mojej głowie. Ostatnio tak skupiony byłem chyba przy przyjmowaniu Pierwszej Komunii. Jednakże podstawową zasadą w Mystery Rooms jest (jak się łatwo domyślić) tajemnica. Nie mam serca (ani prawa) do tego, żeby psuć wam zabawę. Dlatego jak już pójdziecie tam sami, to zgłoście się po relację.

Gra jest tak samo atrakcyjna i wymagająca dla harcerzy, jak i ludzi, którzy nie mieli szczęścia się o nie otrzeć

Zabierając na taką grę przyjaciół, którzy nie mają wiele wspólnego z harcerstwem, byłem pewien swojej przewagi; przecież nieraz uczestniczyłem w grach terenowych, często z ekstremalnie abstrakcyjną fabułą. Jednak nic bardziej mylnego! Na początku razem ze wszystkimi siedziałem z otwartymi ustami i uczuciem własnej beznadziejności. Gra jest tak samo atrakcyjna i wymagająca dla harcerzy, jak i ludzi, którzy nie mieli szczęścia się o nie otrzeć.

Najważniejszym przedmiotem w każdym z pokojów, które oferuje nam Mystery Rooms, jest monitor na ścianie, na którym widać, ile czasu zostało nam jeszcze z 60 minut, które przewidziane są na ukończenie wyzwania. Poza niemiłosiernie uciekającym czasem na monitorze pojawiają się podpowiedzi dostarczane przez członka obsługi, który cały czas obserwuje nas przez kamery. Wiąże się to także z tym, że jeśli ktoś z uczestników zasłabnie/poczuje się niekomfortowo/przypomni sobie o klaustrofobii, obsługa w ciągu kilkunastu sekund pojawi się na miejscu. Jeśli chodzi o naszą wizytę, to mam wrażenie, że patrząc na nasze wyczyny, obsługa bawiła się równie dobrze jak my.

Niebywałą zaletą jest zmuszenie towarzystwa do współpracy i w związku z limitem czasowym: do odpowiedniego podziału zadań

Poza doskonałą zabawą wizyta w Mystery Rooms niesie ze sobą niecodzienną okazję do realizacji celów, które stawiamy sobie w środowiskach wędrowniczych. Dla nowo powstałej drużyny 60 minut w zamknięciu (gry przewidziane są dla 2-6 osób) może okazać się lepszym sposobem na integrację niż wyjazd na biwak, gdzie ktoś może się trzymać z boku. W zamkniętym pokoju nie ma takiej możliwości. Kolejną niebywałą zaletą jest zmuszenie towarzystwa do współpracy i w związku z limitem czasowym: do odpowiedniego podziału zadań. Co więcej, w sytuacjach stresowych (a wierzcie mi, że pomimo Panic Buttona na ścianie i poczucia bezpieczeństwa emocje skaczą) możemy odkryć ukryte w sobie i innych talenty. Od prostych, takich jak bezbłędne rzucanie przedmiotami do różnych celów, do bardziej przydatnego szybkiego rozszyfrowywania kłódek albo rozbrajania bomb.

Zatem jeśli tylko macie czas i jesteście w Warszawie, warto zahaczyć o Mystery Rooms. To świetny sposób spędzenia czasu zarówno prywatnie, ze znajomymi, jak i doskonały plan na nietypową zbiórkę. Koszt takiej rozrywki nie jest wyższy niż pójście do kina na „Jurassic World” (co też rozważałem) ze średnim popcornem w zestawie (czego już nie rozważałem). My wracamy na pewno, zostały nam jeszcze dwa pokoje. A kiedy już się z nimi uporamy, to i tak chętnie będziemy wpadać, żeby pogadać z ekipą, która wszystko organizuje (do tego co jakiś czas pokoje się zmieniają). Naprawdę było miło być obsługiwanym przez młodych, zgranych i energicznych ludzi, którzy bez trudu wprowadzili nas w klimat naszego wyzwania. Mam szczerą nadzieję, że czeka mnie jeszcze wiele takich niespodzianek.

Ale kiedy zobaczę znowu GA-DE-RY-PO-LU-KI, będę miał urwanie głowy, telefon za telefonem.

Więcej informacji możecie znaleźć na stronie internetowej. Tam także można zrobić rezerwację oraz wybrać fabułę gry.

www.mysteryrooms.pl

Mystery Rooms 2

Maciej Pietrzczyk - student warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, szef działu „Na Tropie Kultury”. Kiedyś koszykarz, dzisiaj celuje w biegi na (coraz) dłuższe dystanse. Zapalony żeglarz i instruktor Hufca Kielce-Miasto. Jeśli trzeba, wspomaga jednostkę OSP z rodzinnej miejscowości, a rytm życia wyznacza według muzyki Marka Knopflera.