Na granicy światów

Archiwum / 17.03.2011

A gdyby ktoś powiedział Ci, że wszystkiego jest więcej niż jeden? Więcej niż jeden taki świat, więcej niż jedno takie miasto, wreszcie: więcej niż jedna wersja Ciebie samego – uwierzyłbyś?

„Fringe” to amerykański serial science-fiction, emitowany od września 2008 r. Jednym z jego twórców jest J.J. Abrams, producent znanych chyba każdemu „Zagubionych”. Fabuła serii rozgrywa się w czasach współczesnych. Agentka FBI, Olivia Dunham, zostaje przydzielona do pracy nad serią niecodziennych zdarzeń: śmierci i zaginięć, do których dochodzi w niezwykle zagadkowych okolicznościach. Szybko orientuje się, że będzie potrzebowała pomocy specjalistów od wszelkiego rodzaju „spraw dziwnych”. Z Iraku sprowadza nieprzeciętnie inteligentnego oszusta, Petera Bishopa. To jednak nie on ma stanowić główną pomoc dla FBI. Peter pomaga dotrzeć Olivii do swojego ojca, genialnego (oraz oczywiście szalonego!) naukowca Waltera Bishopa. Walter z kolei od prawie 20 lat przebywa w pilnie strzeżonym zakładzie psychiatrycznym. No dobra: przyznaję, że brzmi to jak opis kolejnej amerykańskiej megakomercyjnej superprodukcji, nastawionej w 100% na zysk z reklam i sprzedaż gadżetów półgłówkom. Dlaczego więc warto oglądać „Fringe”?

„Fringe” ma wszystko. Niezwykle intrygującą i skomplikowaną fabułę, której wymyślenie przekracza możliwości mózgu zwykłego śmiertelnika. Kto oglądał „Zagubionych”, ten wie o co chodzi. Zaletą nowej produkcji Abramsa jest to, że nie zdążyła się ona jeszcze skomplikować na tyle, by widzowie z poczuciem beznadziejności rzucali w odbiorniki pilotami. Sprawy badane przez trójkę bohaterów bardzo szybko okazują się ze sobą powiązane. Oni sami przekonują się, że wszystkie niewyjaśnione zjawiska (rodem z „Archiwum X”, do tego serialu bowiem „Fringe” jest najczęściej porównywany) mają wspólne źródło. Ich początek związany jest także z mroczną przeszłością ich samych. Dwa alternatywne wszechświaty (w tym nasz) wchodzą w wyniszczającą interakcję, która niechybnie prowadzi do zagłady jednego z nich. Sprawcą utraty równowagi między wszechświatami jest oczywiście prof. Bishop, który przed kilkudziesięciu laty jako pierwszy przekroczył granicę, przenikając do alternatywnej rzeczywistości w poszukiwaniu tamtejszego odpowiednika swojej rodziny. Więcej nie zdradzam.

Dalej? „Fringe” to dobrzy aktorzy i niezwykła kreacja Johna Nobela, odtwórcy roli niepoczytalnego Waltera. Pamiętacie Denethora, namiestnika Gondoru z „Władcy Pierścieni”? To właśnie ten aktor. Postać zagrana w tej produkcji to jeszcze jeden dowód jego mistrzostwa aktorskiego. Dla mnie nieprzewidywalny naukowiec Walter Bishop bije na głowę Hugh Laurie’ego w roli despotycznego doktora House’a. W serialu gra też przystojniak Joshua Jackson, znany przede wszystkim z ról drugoplanowych w kilku niezłych hollywoodzkich produkcjach – dziewczyny będą zachwycone.

Wreszcie: „Fringe” to paleta emocji. Widz nieraz podskoczy na fotelu lub z odrazą odwróci twarz, widząc zdeformowane ofiary opisywanych zdarzeń. Z niecierpliwością oczekiwać będzie kolejnego odcinka, aby poznać mroczne sprawki Williama Bella (twórcy Massive Dynamic, największej na świecie korporacji technologicznej – czegoś w rodzaju mrocznej fuzji NASA i Microsoft…), lub by dowiedzieć się, kim są Obserwatorzy. Wzruszy się także, obserwując burzliwe losy uczucia rodzącego się między Olivią i Peterem. Jedno jest pewne: wobec „Fringe” nie warto przechodzić obojętnie!

Od 2009 roku serial emitowany jest przez telewizję TVN. Jednak dzień i pora emisji sprawiają, że nie jest on w naszym kraju zbyt popularny. Płyty DVD z poszczególnymi sezonami zakupić można z powodzeniem m.in. w sieci sklepów Empik. Niezależnie od sposobu z pewnością warto znaleźć się „na granicy światów”.