Na urodziny dziecka świat nigdy nie jest gotowy

Archiwum / 12.04.2010

Fakt z kraju: w Polsce w 2006 roku działało 719 placówek całodobowych zajmujących się 25 986 wychowankami. A te liczby wciąż rosną.

 

 

Fakt prawny. Istnieją różne placówki, których zadaniem jest wspieranie rodziny. Są to:

– placówki wsparcia dziennego – jest to pomoc dla rodzin świadczona w  poradniach, świetlicach dla dzieci (bardzo często współpracujących ze szkołami); tutaj każdy może pomóc, wystarczy zapytać,
– placówki interwencyjne – działają w nagłych przypadkach, gdy dziecko pozostaje bez opieki rodziców; najczęściej na krótki okres (do 3 miesięcy, dotyczy dzieci powyżej 7 lat),
– placówki rodzinne (rodzinne domy dziecka) – zapewniają całodobową opiekę nad dziećmi do czasu oddania ich rodzicom z powrotem lub oddania do innej rodziny; najczęściej składają się z grupy od 4 do 8 dzieci,
– placówki socjalizacyjne – to właśnie to, co my nazywamy domem dziecka,
– placówki resocjalizacyjne – dla dzieci „niedostosowanych społecznie”.

Poza wyżej wymienionymi placówkami istnieje jeszcze najlepsze z możliwych rozwiązań: rodzina zastępcza.  Aby założyć rodzinę zastępczą, należy mieć stałe miejsce zamieszkania na terenie RP, posiadać pełnię praw obywatelskich i cywilnych, w przeszłości nigdy nie być zawieszonym w prawach rodzicielskich, otrzymać zaświadczenie lekarskie (nie można cierpieć na choroby, które mogłyby uniemożliwić opiekę nad dzieckiem), posiadać środki finansowe na utrzymanie rodziny i odpowiednie warunki życia (czego wyznacznikiem są stałe dochody) oraz pomyślnie przejść rozmowę z pracownikiem pomocy społecznej.

Dzieci trafiają do placówek opiekuńczych na podstawie orzeczenia sądu lub na wniosek rodziców / opiekunów prawnych. Podstawowy dokument regulujący działanie tego typu instytucji to Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 1 września 2001 roku; łatwo je znaleźć, można w nim również znaleźć informacje o wolontariacie.

Fakt ze świata. W 2005 roku w niechcianą ciążę zaszło 16 tysięcy nieletnich kobiet. Liczby rosną. Mówimy tylko o nieletnich, a te na pewno nie były jedyne. Najczęściej dzieci tych kobiet lądują w domach dziecka.
 
Fakt zdrowotny.
Co piąta para w Polsce nie może doczekać się dziecka, bo ma problemy z płodnością.
 


Założenie pierwsze. 
Placówki opiekuńczo-wychowawcze to miejsca, które mają zapewnić swoim wychowankom utrzymanie, edukację, opiekę, wychowanie, pomoc zdrowotną. Powinny w jak największym stopniu zastąpić dziecku rodzinę.

Założenie drugie.
Placówki opiekuńczo-wychowawcze powinny wyrównywać szanse tak, by dzieci przez nie wychowane potrafiły odnaleźć się w dorosłym życiu. By potrafiły zakładać normalne rodziny.

Realizacja założeń. Czy tak jest w istocie? Praca w placówce to bardzo ciężka praca. Wie to każdy, kto choć raz takową widział. Mam dokładnie dwa wspomnienia związane ze świetlicą terapeutyczną oraz z domem dziecka.

Wspomnienia. Dom dziecka odwiedziłam z grupą miłośników golden retrieverów. Wspólnie zorganizowaliśmy spotkanie dla dzieci i naszych psów. Jakie były te dzieci? Przede wszystkim spora ich część była wówczas ode mnie starsza. Mieli 16-17 lat, byli zbuntowani. Podczas gdy maluchy podchodziły bawić się z psami, oni siedzieli gdzieś w końcu sali. Tkwiła w nich złość. Na co? Nie wiem. Może na niesprawiedliwość, jaka im się przydarzyła. Milczeli. Miałam wtedy 13 lat. Podeszła do mnie dziewczyna w tym samym – jak sądziłam – wieku. Najbardziej zaskakujące było jej zwracanie się do mnie per „proszę pani”.  „A czy pani ma swoje mieszkanie i swój samochód?” Długo zajęło mi wytłumaczenie jej, że mamy tyle samo lat, a w tym wieku chodzi się do szkoły, mieszka z rodzicami, że nie prowadzi się jeszcze samodzielnego życia.  Zapytała, czy przyjdę jeszcze kiedyś. Czy pójdziemy razem gdzieś.  Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć, że ja tu tylko na chwilę, że ja wrócę do domu, ona zostanie i już się pewnie nie zobaczymy.

Pracowałam też w świetlicy terapeutycznej. W świetlicach tych działają przede wszystkim wolontariusze: uczniowie gimnazjum i liceum, studenci, siostry zakonne, czasem nauczyciele. Świetlice zapewniają zajęcia po szkole: pomoc w odrabianiu lekcji, zajęcia sportowe i plastyczne, czasami korepetycje. Oprócz tego często można również zjeść tam obiad. Dla kogo to wszystko? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Jedne dzieci przychodziły same, inne przyprowadzali rodzice. I znowu: starsi głównie chcieli zwrócić na siebie naszą uwagę (klęli, niszczyli różne sprzęty itd.), młodszych natomiast trzeba było zaganiać do lekcji – ale widać było, że czerpią przyjemność z tego, że ktoś poświęca im swoją uwagę. Gorzej że nieraz ociąganie się wynikało właśnie z tej chęci: by dłużej razem coś robić… Po lekcjach przychodził czas na zabawę: czytanie książek, granie w gry. I ta wielka radość na twarzy dziecka, uważny wzrok śledzący nas, wolontariuszy, gdy czytamy na głos bajkę. To znaczy, że musiało im tego brakować. Po paru miesiącach przyzwyczajamy się do naszych podopiecznych. Oni przyzwyczajają się do nas. Cieszą się na środę czy czwartek, bo wiedzą, że wtedy będziemy coś robić. Razem. Nie byłam tam długo, ale zdążyłam się przywiązać. Przede wszystkim nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego rodzice zaniedbują tak wspaniałe dzieciaki. Czy to kwestia tego, że ich nie rozumieją? Nie radzą sobie? Nie mają czasu? Jest ciężko, gdy widzi się je wszystkie. Gdy widzi się, że te dzieciaki to przecież tylko wierzchołek góry lodowej. Wtedy mnie to przerosło. Myślę jednak, że warto poświęcić trochę swojego czasu na taką działalność.

Wnioski. Czy takie miejsca są w stanie zastąpić rodziców?  Czy faktycznie umiemy zastąpić dzieciom prawdziwą rodzinę? Na pewno nie. Mimo wszelkich starań dom dziecka zawsze będzie tylko dachem nad głową. Są tam ludzie, do których można się przywiązać. Niestety, ci ludzie muszą poświęcać swoją uwagę wielu dzieciom. A przecież nie da się okazać zainteresowania i uczucia całej pięćdziesiątce, która jest zamknięta w tych murach. Te dzieci są jak gdyby oderwane od rzeczywistości. Nie wiedzą, jak funkcjonuje świat za bramą. Co zatem możemy zrobić? Przede wszystkim: nie bać się i pomagać. W większości placówek można pracować regularnie, na przykład godzinę w tygodniu. Nie trzeba mieć kwalifikacji. Można także co jakiś czas organizować wyjścia dla dzieci czy spotkania, zbiórkę zabawek, pieniędzy. Liczą się chęci.

Zapewnienie. Gdy już raz spróbujesz, będziesz chciał do tego wracać. Tak niewiele trzeba, by zdobyć uśmiech dziecka, a tak wielką radość to daje!

Dane pochodzą z następujących źródeł:

http://kobieta.wp.pl/kat,26335,title,Nie-chce-tego-dziecka,wid,8522677,wiadomosc.html?ticaid=19e96&_ticrsn=3


http://www.domydziecka.org/index.php?option=com_content&task=view&id=212&Itemid=41&im=sta.gif


pwd. Katarzyna Staniszewska