Nie dziwne – inne!

Archiwum / 14.06.2008

Takimi słowami przywitał nas rektor Ritsumeikan Asia Pacific University podczas immatrykulacji. „Pamiętajcie, rzeczy mogą się Wam tutaj wydać dziwne, ale nie są takimi w rzeczywistości. Są po prostu inne". Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że będę to sobie powtarzał każdego dnia.

 

 

 

Co? Gdzie? Jak? Aha, no tak. Ale o co chodzi? Może po kolei. Są wśród harcerzy akademicy, czyli harcerze będący na studiach, przeważnie działający w kręgach akademickich. Wśród akademików są tacy, którym zdarza się wyjeżdżać na zagraniczne stypendia. W moim kręgu to ostatnio zjawisko dość masowe. Aż trzy osoby z naszego składu uczą się poza granicami kraju. We trójkę moglibyśmy opasać Ziemię, gdyż los rzucił nas do USA, Szwajcarii i Japonii. No właśnie, Japonii. Jako, że to właśnie ja tutaj jestem, to postanowiłem troszkę się podzielić swoimi spostrzeżeniami. Zaznaczam, że będę tu pisał raczej o okolicach i ciekawostkach, a nie o samej wymianie z dwóch powodów.

Pierwszy to taki, że to temat na osobny artykuł. Drugi powód… podam dopiero na końcu.

Także wróćmy do meritum po tej przydługiej dygresji.

Japonia ma pewną przewagę nad Polską. Nie mam tu wcale na myśli jakichś spraw technologicznych, na których się nie znam. Mieszkam w akademiku z widokiem na ocean. Do oceanu mam 300 metrów. Tyle, że w pionie. Pierwszą rzeczą, na którą zwraca się uwagę jest to, że można tu jednocześnie być w górach i nad oceanem. To dość niezwykłe uczucie. Kolejną osobliwością jest z pewnością fakt, że jest to obszar wulkaniczny. A w miejscu gdzie ja mieszkam (Beppu, prefektura Oita) spotykają się 3 z 5 łańcuchów wulkanicznych w Japonii. Od razu jednak wyjaśnię, że nie spotyka się tutaj języków lawy spływających po zboczach gór, tudzież żadnych skał spadających prosto z nieba. Wynikiem aktywności wulkanicznej jest obecność niezliczonej wręcz ilości gorących źródeł. Co ciekawe każde jest inne. Temperatura wody waha się w zależności od ujęcia od 42 do 99 stopni Celsjusza. Z niektórych źródeł wodę można pić, w niektórych można się kąpać, w jeszcze innych oferowane są przeróżnego typu kąpiele błotne.

Japonia jest spora i moc tu różnych ciekawostek. Powiem więc co ogólnie jest warte uwagi. Z pewnością na pierwszym miejscu postawię architekturę. Oczywiście nie tę najnowszą, która też ma swój urok (chyba), ale tę z okresu Edo i wcześniejszych. Nic podobnego nie spotkacie nigdzie w Europie. A to, co pokazują na Discovery, to tylko namiastka tego, co trzeba doświadczyć, a nie zobaczyć w telewizji. W wielu miejscowościach można zwiedzać dawne siedziby samurajów – istne dzieła sztuki. Miałem okazję zwiedzać kilka z nich i sam chętnie bym się do takiego wprowadził. Najważniejszym atutem takiej rezydencji jest wszechogarniający spokój. Z reguły były one bowiem budowane w zacisznych okolicach i rzeczywiście jedyne dźwięki, jakie docierają do naszych uszu, to śpiew ptaków i szum drzew. Kolejna rzecz, która zwraca uwagę to idealny porządek. Wszystko ma swoje miejsce i na tym miejscu właśnie stoi. W ogrodzie wszystkie rośliny i nieożywione elementy krajobrazu tworzą widok wręcz jak z obrazka. Każdy, nawet drobny kamień zdaje się nie „leżeć” na ziemi, ale właśnie „być tam położonym”. Wreszcie sam wystrój wnętrza tworzy miejsce wręcz idealne do ćwiczeń odprężających. Oszczędzamy na płycie z muzyką relaksacyjną i na instruktorze, który tutaj jest zupełnie zbędny. Wystarczy usiąść i po prostu tu być. Spokój przychodzi sam.

W Japonii tak naprawdę wszędzie warto się wybrać, bo gdzie by się nie pojechało tam zawsze jest coś innego i niespotykanego. Nie będę pisał tutaj o Tokio, Kyoto czy innych słynnych miastach i miejscach, gdyż informacje o nich znajdziecie w każdym przewodniku i na każdej jednej stronie internetowej traktującej o kraju kwitnącej wiśni. Napiszę więc tylko o małej miejscowości, która mnie zauroczyła. Tak jak do kryjówki „Piratów z Karaibów” nie można tu trafić przypadkiem, gdyż Usuki, bo o tej miejscowości tu mowa, nie leży na żadnym głównym szlaku komunikacyjnym. Żeby tu trafić (tak jak w filmie) trzeba dokładnie wiedzieć gdzie to jest. Teraz podstawowe pytanie: „dlaczego tutaj?”.

Powodów jest kilka. Po pierwsze nie jest to miejsce zbyt popularne wśród zachodnich i jakichkolwiek innych turystów. Z tego powodu można naprawdę rozkoszować się zaciszną atmosferą, co jest nieczęsto spotykane w tym kraju. A co możemy zwiedzać? Przede wszystkim zaraz za miastem leży święta góra, poświęcona Buddzie. Jest tam kilkaset jego posągów, które można podziwiać przemierzając ścieżki bambusowego lasu. Są tu potoki, kapliczki, zwierzęta i przede wszystkim wyśmienity widok na okolicę.

Po relaksującym spacerze wracamy do centrum. Tam są dwie główne drogi, które należy przemierzyć. Nazwane są drogami, ale nie jeżdżą tam samochody. Pierwsza to ulica handlowa, gdzie można kupić wszystko co japońskie, lub z Japonią się kojarzy. Wachlarze, wszelkie części garderoby, czy typowe, lokalne wyroby. Druga z dróg jest historyczna. Wszystkie budowle przy niej postawione liczą sobie po kilkaset lat i reprezentują charakterystyczny japoński styl architektoniczny, który, swoją drogą, został skopiowany z Chin. Przemierzając tę drogę nie można dostrzec ani jednego śladu, który wskazywałby na to, że znajdujemy się w XX wieku. Równie dobrze mógłby być to wiek XVIII gdyby nie moje dżinsy i aparat fotograficzny. Ale jeśli wytnie się mnie z tego obrazka, to pozostaną wokoło jedynie stare domy, ogrody i przepiękna świątynia.

Jeżeli do tego czasu zgłodniejemy, a raczej tak będzie, to można zasmakować japońskich specjałów w jednej z bardzo przyjaznych japońskich knajpek rozrzuconych tu i ówdzie po całej okolicy. Po posiłku pozostaje nam już tylko wybrać się na ruiny zamku usytuowanego na wzniesieniu górującym nad miastem. Niestety po samym zamku pozostało niewiele, ale sama brama i fosa robią niesamowite wrażenie. A samo wyobrażenie jak by to mogło wyglądać w całości zachwyca. Stąd też jest najlepszy widok na całe miasto i pobliskie góry, więc można tutaj spokojnie odsapnąć po aktywnym dniu i popodziwiać widoki. Teraz można już spokojnie wybrać się w kierunku jednej z kilku rezydencji samurajów, a których pisałem już wcześniej. Jest ich tutaj kilka. A zobaczyć choć jedno takie domostwo to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto odwiedza Japonię. Później pozostaje nam już udać się na stację kolejową i ruszyć w dalszą podróż. Wizyta w Usuki opisana jak powyżej wymierzona jest idealnie na jeden dzień.

Myślę, że najwyższa pora rozwiązać zagadkę enigmatycznego tytułu niniejszego artykułu. Wszystko w zasadzie sprowadza się do dwóch słów „szok kulturowy”. Każdy co nieco na ten temat słyszał. Niektórzy pewnie nawet na lekcjach angielskiego dowiadywali się jak rozmawiać z Amerykaninem, jak z Kenijczykiem a jak z Azjatą. Powiem jedno: żadna lekcja angielskiego nie przygotuje Was na takie spotkanie. Jest to diametralnie inna kultura od naszej. Nauczeni doświadczeniem wraz z innymi europejskimi studentami wypracowaliśmy jedną fundamentalną zasadę jakiej należy przestrzegać będąc tutaj. Zasada brzmi: „akceptuj rzeczy takimi jakie są, nie zadawaj pytań,”. Niestety, ale niektórych rzeczy po prostu nie da się zrozumieć. Jeżeli jednak się już zdecydujemy zapytać: „dlaczego?” lub „po co?”, to i tak w większości przypadków usłyszymy: „bo tak po prostu jest”. Ludzie tutaj mają wręcz obsesję na punkcie wszelkich regulacji i akceptują je bezkrytycznie. Ogrodnicy na przykład grabiąc liście noszą kaski ochronne, gdyż „takie są regulacje”. Przykłady można by mnożyć. Nie krytykuję japońskiego podejścia, bo wszystko ma swoją logikę. Kwestia jest tylko taka, że niektóre rzeczy trudno nam zrozumieć. Wspomnę tylko o jednym incydencie, który najbardziej mnie zszokował. Na uniwersytet w Japonii bardzo trudno się dostać, ale jak się już dostanie, to się raczej nie wylatuje, nawet jak ktoś się bardzo słabo uczy. Ale nauka to nie wszystko. Jeden chłopak miesiąc temu został wyrzucony za to, że zaparkował swój motorower pod akademikiem bez zezwolenia. Dwukrotnie.

Ale, żeby nie straszyć, to przytoczę też kilka śmiesznych przygód. Jedna z nich przydarzyła się mojemu koledze ze Szwecji. Tytułem wstępu nadmienię, że Japończycy są bardzo, ale to bardzo przyjaźni. Często starają się bawić rozmową przyjezdnych, czasem chcą się wykazać wiedzą na różne tematy. Często wynikają z tego zabawne historie. Otóż wymieniony już kolega (Joel mu było na imię) został zagadany przez pewną Japonkę.

-Skąd jesteś?
-Ze Szwecji.
-A, tak, jesteście słynni z robienia dobrych zegarków!
-Mówisz tutaj o Szwajcarii, ja jestem ze Szwecji.
-Ach, no tak. Szwecja jest słynna z…..czekolady!!!
-To też Szwajcaria.
-Oj. Ale macie w stolicy takie słynne muzeum ze szklaną piramidą z przodu.
-Luwr. To jest w Paryżu, we Francji…

Z Jego relacji wynika, że rozmawiali tak około 5 minut, niestety wszystkie strzały koleżanki okazały się chybione. Ale to chyba dobrze, bo ciągle wspominamy tę historię.

Kolejne dwie koleżanki Christina i Christine pochodzą z Austrii. Są tutaj już przeszło dwa miesiące. Często ludzie pytają je skąd pochodzą. Gdy odpowiadają, że z Austrii, to jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś nie spytał jak często spotykają kangury.

Niestety, żadna objętość artykułu nie wystarczyłaby mi do wspomnienia wszystkich rzeczy, o których chciałbym napisać. Dlatego potraktujcie ten tekst jako inspirację do własnych poszukiwań. Najważniejsze jest, że wyjazd taki naprawdę jest wspaniałą okazją do poszerzenia własnych horyzontów. Poza tym przybywa coraz więcej takich programów wymiany i są one dostępne niemal dla każdego. Jeszcze nigdy cały świat nie był dla nas na wyciągnięcie ręki w takim stopniu w jakim jest teraz. Jeżeli zastanawiacie się nad wyjazdem, lub chcecie wiedzieć więcej zapraszam Was na tegoroczną Wędrowniczą Watrę. Tam nasza przyjaciółka z kręgu [obecnie na wymianie w Lozannie (Szwajcaria)] i ja opowiemy Wam na naszych zajęciach o programach wymiany studenckiej. Powiemy dlaczego warto jechać i co warto wiedzieć jeszcze przed wyjazdem. Do zobaczenia na szlaku.

 

pwd. Maciej Kubik – komendant na wygnaniu Wodno-Górskiego Kręgu Akademickiego Carpe Noctum. Redaktor naczelny bloga http://duzywjaponii.blogspot.com/