Nie jesteś skazany na sukces

Archiwum / 16.09.2007

Wybrany obrazDługo już nosiłam się z zamiarem przygotowania tego tekstu. Tekstu o tym, że w naszych działaniach ratowniczych nie jesteśmy skazani na sukces. O tym, że tych działań możemy nawet nie podjąć… O tym, o czym nikt nie mówi, a co się dzieje i nierzadko jest dramatem dla harcerza po kursie, ratownika ZHP, instruktora HSR. O tym, że w chwili kiedy powinniśmy udzielić pomocy,  jednak tego nie zrobiliśmy.

 

Harcerz uratował życie mężczyźnie napadniętemu przez bandytów. Udana reanimacja ratowników ZHP dała nadzieje na przeżycie matce dwójki dzieci. Harcerska Grupa Ratownicza wspomagała służby ratownicze w wypadku masowym. Podobne doniesienia być może doszły do uszu niejednego z nas. To nie propaganda sukcesu – takie rzeczy rzeczywiście się dzieją. Jest jednak druga strona medalu. Ktoś się załamał, kogoś pokonał strach, kogoś przerosła sytuacja. O tych, o których powinniśmy mówić nie mniej niż o naszych ratowniczych herosach, pisze Ewa Sętowska.

 

 

„Wstydzić powinien się ktoś, kto zrobił błąd, już niestety w realnym świecie, a nie na symulacji…”

 

 

 

W życiu każdego człowieka są takie dni, kiedy nic mu się nie chce, a jego życiowa motywacja oscyluje w okolicach zera. Takie dni, kiedy jedyne o czym marzy to wrócić do domu, zasnąć i obudzić się następnego poranka. Niestety, wszystko, czego nie chciałby wówczas doświadczyć przytrafia mu się w takie dni najczęściej, ot, złośliwość losu…

 

Przykładem niech będzie główny bohater, nazwijmy go Adam. W taki dzień właśnie, gdy wraca ze szkoły/uczelni/pracy jego autobus staje na środku ulicy, drzwi się otwierają i kierowca informuje, że dalej nie jedzie. I każe pasażerom wysiąść. Adam przez chwilę się waha, ale po chwili, zachęcony przez wysiadający tłum, decyduje się posłuchać kierowcy. Na zewnątrz – kraksa. Przód jednego z samochodów dosłownie roztarty na asfalcie, drugi natomiast rzucony kilkadziesiąt metrów dalej. W tej chwili Adam już wie, że to jego moment, wie, że właśnie nadszedł ten czas, o którym opowiadali instruktorzy podczas kursu. Chwila prawdy. Krew uderza mu do głowy, szybko ocenia sytuację i widzi, że jeden poszkodowany leży na ziemi, przykryty kurtką i jest z nim policjant, a drugi – zalany krwią – siedzi na miejscu kierowcy w samochodzie, stoi przy nim drugi policjant. W tej samej chwili Adam zdaje sobie sprawę, że tego ranka spakował swoje rzeczy w nowy plecak, a rękawiczki, które zawsze, ZAWSZE ze sobą miał, zostały w kieszeni wewnętrznej w starym. Adam, poszturchiwany przez przechodniów, w końcu stoi na chodniku, podczas gdy oni się spieszą, idzie po raz kolejny za tłumem. Do następnego przystanku. Mijając wypadek już wie, że postępuje źle, brak mu jednak odwagi, żeby wrócić, wejść na jezdnię i powiedzieć: jestem ratownikiem, czy mogę jakoś pomóc? Idzie więc, z gigantycznymi wyrzutami sumienia i świadomością, że nawalił, że nie tak miało być, że milion razy odgrywał w swojej głowie taką sytuację i był do niej przygotowany. I że przecież mógł coś zrobić. Cokolwiek. Z drugiej strony jednak pojawia się myśl: „Przecież nie miałem rękawiczek! Zawsze nas uczono, że mamy dbać przede wszystkim o własne bezpieczeństwo, więc nie mogłem nic zrobić, to byłoby nierozsądne. Przecież nie będę się babrał gołymi rękami w cudzej krwi…”. I Adam trzyma się tej myśli kurczowo, zdając sobie jednak sprawę z faktu, że czuje dyskomfort, ogromny dyskomfort.

 

Czy mamy prawo oceniać go surowo? Nie sądzę. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak zachowamy się w takiej sytuacji. Co prawda wielu z nas twierdzi z całym przekonaniem: „Oczywiście, że udzielę pomocy. Zawsze!” Adam jednak też tak myślał. Bliska mi osoba powiedziała niedawno, że na decyzję, czy podejmiemy działanie ma wpływ nie tylko nasza wiedza i umiejętności, ale też nasza konstrukcja psychiczna. Ta sama osoba dziesiątki razy uczestniczyła w zabezpieczeniach imprez i pomagała omdlałym, ale stała bezradnie, gdy jej mama straciła przytomność… Czy to znaczy, że jest cieniasem? Nie, to znaczy, że reakcja emocjonalna była paraliżująca. I zupełnie nie do przewidzenia…

 

Podczas kursów kładziemy duży nacisk na motywację. „Los człowieka w twoich rękach, drogi kursancie”, mówimy, i obarczamy naszego 16-latka ogromnym ciężarem i odpowiedzialnością, której nierzadko nie jest w stanie udźwignąć. Niepowodzenie podczas udzielania pierwszej pomocy może pozostawić w nim rysę, ba!, nawet głęboką ranę, którą trudno będzie kiedykolwiek opatrzyć. Dlatego nie mówmy ludziom, że mają się wstydzić, że im się nie udało, że popełnili błąd. Powiedzmy im: „To mogło się zdarzyć każdemu. TYM RAZEM się nie udało, ale poradzisz sobie, wierzę w ciebie”. I zachęcajmy do pracy i ćwiczeń, w końcu nie bez przyczyny mówi się, że trening czyni mistrza.

 

Na zakończenie muszę coś wyznać. Bohaterem tego tekstu, Adamem, jestem ja. Wierzę, że w moim życiu taka sytuacja nie będzie miała miejsca nigdy więcej. Kto jest jednak w stanie przewidzieć to na pewno?

 

Wybrany obrazpwd. Ewa Sętowska – instruktorka i sekretarz Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Wywodzi się z hufca Żyrardów. Studentka II roku w Uniwersyteckim Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języka Angielskiego na Uniwersytecie Warszawskim.