Nieznośna lekkość obyczajów
Misja ZHP jest prosta, chcemy wspierać wychowanie młodego człowieka. Nasze działania mają sprawić, że będzie on odpowiedzialnym obywatelem, dobrym pracownikiem, studentem czy uczniem. I tylko czasem przychodzi refleksja, czy wychowujemy też do bycia mężczyzną i bycia kobietą? Czy nasz świadomy obywatel ma płeć? A jeśli tak, to jaką?
Czy harcerze to jednolita, bezpłciowa masa? Przeczytaj ten tekst, jeśli jesteś drużynowym. Przeczytaj, jeśli jesteś instruktorem. Przeczytaj, jeśli jesteś kobietą, a także jeśli jesteś mężczyzną. Przeczytaj, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś i przeczytaj po raz kolejny, jeśli już go znasz. Przeczytaj, bo tekst Ani Błaszczak, Kasi Krawczyk i Joasi Nestorowicz porusza kwestie, które choć fundamentalne, często schodzą na dalszy plan.
Czy mężczyźni są od zarządzania, a kobiety od wychowywania?
Kilka lat temu, zjazd hufca na południu Polski wybrał komendę składającą się i z mężczyzn i z kobiet.
– Wszystko jest jak należy – skomentował ucieszony tym faktem komendant chorągwi – mężczyźni są od zarządzania, a kobiety od wychowywania.
Czy na pewno?
– Widziałam świetnie funkcjonujące hufce zarządzane przez kobiety i hufce borykające się z ogromnymi problemami finansowymi i kadrowymi, którymi zarządzali mężczyźni – mówi hm. Edyta Siwińska – komendantka Hufca Szczecin-Pogodno i Szefowa Stowarzyszenia „Tacy Sami” – pracowałam w świetnych zespołach, zarządzanych przez kobiety – konkretne, kompetentne, twórcze i doskonale przekładające pomysły na działanie – dodaje – trudno mi zatem zgodzić się z poglądem, że kobieta nie potrafi zarządzać hufcem, bądź też innym zespołem. Nie można tu mówić o większych predyspozycjach którejś z płci. Zdecydowanie uważam, że wybierając szefa, bądź współpracownika powinniśmy mieć na uwadze jego wiedzę i umiejętności, nie zaś płeć.
A czy mężczyzna sprawdza się jako wychowawca?
– Zastanawianie się, czy mężczyzna może być wychowawcą, dobrym wychowawcą jest tak samo niedorzeczne jak zastanawianie się, czy mężczyzna będzie dobrym lekarzem, prawnikiem itp. – mówi Jakub Sieczko – szef inspektoratu ratowniczego chorągwi stołecznej, student IV roku medycyny – Ważne jest to jakim jest wychowawcą, czy ma do tego predyspozycje, jak wykonuje związane z tym zadania. Znam wielu instruktorów wychowawców – mężczyzn, którzy są doskonali w tym, co robią, podobnie jak znam wiele kobiet, które są dobre w wychowywaniu innych.
Spopularyzowana pod koniec zeszłego stulecia teoria gender udowadnia, że wiele spośród tych cech, które uznaje się za genetycznie przypisane kobiecie, czy mężczyźnie w rzeczywistości wynikają z uwarunkowania kulturowego lub presji społecznej.
Skoro w procesie wychowania metodą harcerską, rolę opiekuńczej acz niezorganizowanej wychowawczyni niezmiennie przypisuje się dziewczynkom, a rolę sprawnego i pozbawionego wrażliwości menedżera chłopcom, prawdopodobnie właśnie takie kobiety i takich mężczyzn wychowamy.
Można stwierdzić, że oczywiście w harcerstwie tak, jak wszędzie dookoła, stereotypowo to kobiety przygotowują posiłki, a mężczyźni w tym czasie budują elementy wyposażenia obozu. Jednak czy na pewno chcemy, by było stereotypowo? A może każdy z naszych wychowanków, powinien mieć świadomość własnej płci, powinien świadomie wybrać, jaką kobietą, czy jakim mężczyzną chce być?
Czy istnieje jeden model kobiecości i jeden model męskości?
Jak sprawić, by młody człowiek potrafił dokonać wyboru jakim mężczyzną, czy też jaką kobietą chce być? I czy to, jak wychowujemy w naszej organizacji, to jak stosujemy narzędzia, którymi dysponujemy, zbliża nas choć trochę do tego, by kształtować w młodych ludziach takie kobiety i takich mężczyzn jakimi faktycznie chcą być?
– Spotkałam środowiska, w których dokładnie każda dziewczyna nosiła do munduru męskie, wojskowe spodnie w plamy, bo… taki jest zwyczaj w hufcu. Czy te same kobiety sięgają bo męskie jeansy czy spodnie do garnituru? – pyta hm. Edyta Siwińska – można przecież ubrać się wygodnie i praktycznie, nie tracąc przy tym kobiecego poczucia estetyki – chyba po to ktoś wymyślił bojówki w wersji kobiecej – dodaje.
Tymczasem pwd. Jakub Król z Hufca Poznań – Stare Miasto zauważa
– Przerażają mnie mężczyźni, którzy na każde spotkanie przychodzą w pełnym moro, bo „przecież to zbiórka”. To o tyle niebezpieczne, że wielu z nich w tych samych wojskowych spodniach pójdzie do szkoły i z wizytą do znajomych. Ta niepohamowana chęć do zamanifestowania swojej przynależności do harcerskiej rodziny często przekłada się na beznadziejny sprzeciw, kiedy przychodzi czas na garnitur, koszulę, krawat. No tak, to przecież wstyd… Statystyczny harcerz niestety nadal uważa, że biwak to taki radosny czas, w którym spokojnie może żel po goleniu i pastę do zębów zamienić na farby maskujące.
Byłoby łatwiej, gdybyśmy mogli jednoznacznie stwierdzić, jaki ma być efekt naszego wychowania w kontekście płci. Niestety nie jest to takie proste. Skala męskości i kobiecości jest bowiem niezwykle rozpięta. Każda z cech, którą można określić kobietę, czy mężczyznę jest wieloznaczna. Cóż bowiem znaczy, że kobieta ma być kobieca a mężczyzna męski? Co oznacza subtelność, siła, delikatność, zdecydowanie itp.
Wydaje się więc, że wystarczy dbać o to, by kobiecość i męskość w naszych wychowankach mogły się rozwijać. Wystarczy, byśmy swoją postawą oraz oczekiwaniami nie tłumili tego, co wyznacza poczucie własnej płci w młodych ludziach. Byśmy nie tłumili tego bezcelowo.
Czy mężczyźni i kobiety mają takie samo poczucie humoru?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której na stołówce po posiłku rozmawia ze sobą grupa przyjaciół. Co chwila ktoś, chcąc zaistnieć w towarzystwie rzuca prostacki żart – o biustach koleżanek z kręgu instruktorskiego, o seksie, wydalaniu, o scenach z filmów pornograficznych. A teraz wyobraźmy sobie, że jedną z osób w tej grupie przyjaciół jest dziewczyna, młoda kobieta, której ten rodzaj poczucia humoru zupełnie nie odpowiada. Co to zmienia?
-Czasami zastanawiam się ile razy musiałabym powiedzieć „nie”, żeby koledzy, z którymi na co dzień pracuję jako instruktorka harcerska, przestali moje „nie” traktować na równi z „tak&r
dquo; – opowiada Ligia Basińska – członkini zespołu kadry kształcącej hufca Radom miasto, studentka V roku filologii polskiej – mówiąc „nie, nie odpowiada mi takie poczucie humoru” natychmiast przykleja mi się łatkę sztywniary tudzież wojującej feministki, przeciwstawiającej się uprzedmiotowianiu kobiet.
Tymczasem dr Agnieszka Graff, w swojej książce „Świat bez kobiet”, pisze:
"(…) chodzi o to, co widzisz, gdy patrzysz w lustro. O konstruowanie własnej cielesności. Dla siebie. A za chwilę dla innych, ale przecież nie tylko dla mężczyzn (…) O przyjemność, a czasem przykrość bycia oglądaną. I znowu: nie tylko i nawet nie przede wszystkim przez mężczyzn. I nikt mnie nie przekona, że "przedmiot spojrzenia" lub "przedmiot pożądania" to to samo co "przedmiot" po prostu, czyli rzecz. Tak być może, na chwilę lub dłużej, zwłaszcza, gdy jest się kobietą, ale przecież tak nie jest najczęściej. Częściej jest tak, że pod tym wzrokiem ożywam. W jego obecności silniej odczuwam własne istnienie. Jestem inaczej, bo ona lub on patrzy (…) Niepokoją mnie teorie, z których wynika, że wzrok jest formą przemocy; że przyjemność, jaką czuję malując się i czesząc, jest formą uwewnętrznienia tej przemocy. "
Gdzie, więc leży granica? Czy rozmowa o czyjejś fizycznej atrakcyjności lub dwuznaczne spojrzenia w ogóle mogą być potępiane?
Mimo równouprawnienia, przyjaźni i zażyłości, jakie panują w ruchu harcerskim między kobietami a mężczyznami, istnieją tematy, odbierane zupełnie inaczej przez jedną i drugą płeć. Nieświadomość tej różnicy obraża, powoduje dyskomfort, a czasami nawet poniża. Próby reakcji często kończą się zarzutem braku poczucia humoru. A rzecz nie w tym, czy ktoś umie się bawić czy nie. Chodzi raczej o to, co nas bawi, a pewne rzeczy zwyczajnie nie powinny, bo naruszają sferę intymną i godność drugiego człowieka. To nie oznaka zażyłości, a braku empatii i zwykłej kultury.
Czy prywatność musi być luksusem w ZHP?
Czy problem przestaje istnieć z chwilą, gdy zainteresowana osoba opuszcza krąg rozmawiających o niej osób? Oczywiście nie.
– Jestem członkiem bardzo specyficznego hufca – mówi phm. Maciej Zwierzyński – z jednej strony można śmiało powiedzieć, że między instruktorami panuje silne poczucie wspólnoty – wszyscy się znamy, lubimy ze sobą rozmawiać. Wystarczy jednak jakakolwiek zmiana w życiu prywatnym instruktora X, oczywiście najlepiej dotycząca relacji damsko-męskich, aby wieści rozniosły się lotem błyskawicy, często pokonując ogromne odległości. Przez kilka tygodni takie sprawy są bardziej zajmujące niż program obozu czy finanse hufca.
Wbrew pozorom to bardzo mała organizacja. Niejednokrotnie za błędnie wysłanym i tak też zinterpretowanym sygnałem ciągnie się długa historia, a czasami nawet gorzej – kilka historii. Ktoś coś zobaczy, coś powie, coś przekaże dalej. Tak rodzą się plotki. Niektóre z nich są faktycznie niewinne – to te, z których wszyscy potrafią się śmiać i sytuacja może wrócić do normy. Są jednak takie, które przyklejają do innych ludzi łatki, budują mity, a w konsekwencji niejednokrotnie krzywdzą osoby trzecie. W grupie osób tak hermetycznej jak środowisko instruktorów harcerskich furorę biją informację na temat schodzących lub rozstających się par. Skala i prędkość rozpowszechniania podobnych rewelacji bywa oszałamiająca. Tymczasem związek dwojga ludzi jest wyłącznie ich intymnością. Poprzez nieodpowiedzialną paplaninę często nie tylko naruszamy czyjąś prywatność, ale także budujemy postawę pozbawioną wrażliwości na te relacje między partnerami, które dotyczą wyłącznie ich dwojga.
Czy wychowujemy partnerów?
Byłoby nienaturalne, gdyby w grupie ludzi, którzy skupiają się w ZHP nie rodziły się związki, mniej lub bardziej poważne. Oczywiście związek i łączące się z nim uczucia to prywatna sprawa każdego z nas, jednak w organizacji takiej jak ZHP, przez przykład osobisty instruktora możemy, a nawet powinniśmy, kształtować przyszłych odpowiedzialnych partnerów. Okazuje się bowiem, że skoro wychowujemy do dorosłego życia, to również do dorosłych związków pomiędzy dwojgiem ludzi. Związków opartych na zasadach partnerskich. Bo nasz wychowany młody człowiek, to nie tylko obywatel, student, czy pracownik, ale także partner. Wychowujmy więc takich partnerów z klasą.
Ale co to znaczy? Trudno przecież nauczyć kogoś, jak być z drugim człowiekiem, ale jeśli rozłożyć to „bycie” na czynniki pierwsze, wydaje się być łatwiej.
Co jest ważne w związku? Szacunek, zaufanie, zrozumienie i wyrozumiałość, przyjaźń, odpowiedzialność, poczucie bezpieczeństwa, poczucie, że można na kogoś liczyć, świadomość realizowania własnych potrzeb.
Oczywiście miłość jest wyjątkowa, często nieracjonalna i niełatwa do zrozumienia. Towarzyszy jej namiętność. Nie zwalnia nas jednak ze stosowania zasad komunikowania się i współżycia z drugim człowiekiem, tak aby nie naruszyć jego godności i poczucia własnej wartości. Przeciwnie, miłość podwójnie nas do tego zobowiązuje. Oczywiście nikt nie jest ekspertem od czyjegoś związku, można jednak mówić o kilku prostych zasadach.
– Byłam świadkiem sceny, w której komendant szczepu, instruktor, podczas apelu na zimowisku obciął wszystkie guziki u spódnicy swojej dziewczynie i zarazem drużynowej z tego szczepu. To taka forma kary za nie zapiętą kieszeń – opowiada phm. Agnieszka Skrycka z Hufca Szczecin – pomijając oczywisty nonsens takiego zachowania i podważanie autorytetu drużynowej na oczach harcerzy, dochodzi jeszcze aspekt relacji pomiędzy nimi jako partnerami – dodaje – wspomniany instruktor tłumaczył potem, że nie może sobie pozwolić na wyrozumiałość w stosunku do swojej dziewczyny, bo to niewychowawcze.
Może, bo dojrzały związek opiera się na wzajemnej wyrozumiałości. Jeden z partnerów stara się być wyrozumiały w stosunku do drugiego, a drugi jednocześnie stara się tej wyrozumiałości nie nadużywać. Działa wyłącznie wtedy, kiedy obie strony starają się po równo.
– Spotykamy się z Sylwią od dziewięciu miesięcy – opowiada phm. Maciej Zwierzyński z Hufca Warszawa Praga Północ – w tym czasie nie zdarzyło mi się protestować, czy zabraniać Sylwii wyjścia wieczorem ze znajomymi, nigdy też nie usłyszałem słowa sprzeciwu z jej strony, gdy chciałem spotkać się np. z moją byłą dziewczyną. Pary, które w taki sposób ograniczają swoją swobodę bywają często obiektem naszych żartów. Jedno magiczne słowo – "zaufanie" daje poczucie niesamowitej pewności. Dlatego scenom zazdrości mówimy stanowcze NIE.
Bardzo trudno jest zbudować zdrowe relacje między dwojgiem osób na ciągłych wzajemnych oskarżeniach i założonej z góry złej woli. O wiele łatwiej jest budować każdy związek, również ten oparty wyłącznie na relacjach przyjacielski
ch, na zaufaniu, że druga strona nie chce nas skrzywdzić, wykorzystać i oszukać.
Czy uczymy kulturalnie rozwiązywać konflikty?
-Przypominam sobie taką sytuację, jechałam samochodem z parą instruktorów – opowiada phm. Sylwia Skibska z Hufca Szczecin – Minęliśmy nasz zjazd, więc on – kierowca – okazuje jej – pilotowi swoje niezadowolenie. Ona nie pozostaje dłużna. Siedzę z tyłu, w tym samym miejscu gdzie siedziałam jak jeszcze było miło i zmieszana zastanawiam się jak powinnam się zachować? Niestety w tym momencie Ona się odwraca i zaczyna narzekać na Niego – jaki to nie dobry dla niej, niemiły i też mógł patrzeć na znaki i że tak jest zawsze. On, nie odwracając się, zaczyna wywód, że ona nie potrafi pilotować i że on prowadzi i nie będzie się gapił na boki i że tak jest zawsze. Nie wiem, czego moi znajomi oczekiwali ode mnie w tej bitwie? – zastanawia się Sylwia – czy powinnam była zachować się jak negocjator? Niestety jechaliśmy za szybko, żebym mogła wysiąść – śmieje się.
Kultura życia w związku nie ogranicza się wyłącznie do relacji pomiędzy partnerami. Równie trudno być odpowiedzialnym partnerem niejako na zewnątrz, wśród siłą rzeczy oceniających nasze zachowanie przyjaciół i wychowanków. Jak często zdarza się, że „ciche dni” między związanymi ze sobą osobami stają się udziałem całej grupy? Że grupie niejako narzuca się intymność wynikającą z tego, że dwoje dorosłych ludzi spędza ze sobą życie?
Takie zachowanie to często efekt braku umiejętności dojrzałego rozwiązywania konfliktów. Od tych najdrobniejszych, po te wagi ciężkiej. W konsekwencji nie tylko obarczamy własnymi problemami obce osoby, ale dodatkowo nastawiamy innych negatywnie do naszego partnera/partnerki. Używamy pogardliwych określeń w rodzaju „mój stary”, „moja szefowa”. Tymczasem mieć klasę, znaczy również panować nad emocjami. Odpowiedzialna partnerka nie boi się przyznać, do błędu w obawie, że ktoś weźmie ją za uległą i niewystarczająco wyemancypowaną. Podobnie dojrzały partner potrafi z szacunkiem odnosić się do swojej dziewczyny bez łatki pantoflarza.
Czy pamiętamy o granicach?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której na harcerskim rajdzie jeden z instruktorów spędza kolejne noce w innych namiotach z kolejną „przyjaciółką”. Niby do niczego nie dochodzi, granica nie zostaje przekroczona. Nasz przykładowy instruktor jedynie niebezpiecznie po niej balansuje. A teraz wyobraźmy sobie, że ten sam instruktor jest od lat związany z dziewczyną, również instruktorką, która tym razem nie uczestniczy w rajdzie z powodu choroby. Jest różnica?
Zasadnicza, bo prócz wystawiania na szwank własnej opinii i niedojrzałego podchodzenia do spraw płci, buduję także obraz nieodpowiedzialnego partnera. Zarówno wśród młodych chłopców, jak i wśród młodych dziewczynek model tzw. „wolnego związku”, w którym wszystko wszystkim wolno, bez zbędnych zasad i ciążących reguł, można bardzo łatwo utrwalić. Znacznie trudniej zaimponować młodzieży jako wierny monogamista niż jako popularny, zdobywający kolejne szczyty playboy. Tylko wróćmy do tego, kogo chcemy wychować?
Można potępiać tego przykładowego instruktora, ale czy tylko on zachowuje się niepoprawnie? Razem z nim po granicy balansują instruktorki „przyjaciółki”. Co myślą? Co je motywuje do tego, by ”flirtować” ze związanym z inną mężczyzną? A może czasem prowokują takie zachowanie? A może nie potrafią odpowiedzialnie powiedzieć: stop. Czy są wzorem dla młodych ludzi? Czy nie ważniejsze od bycia wzorem jest dla nich posiadanie kolejnego adoratora?
Taką sytuację można odwrócić, bo przecież równie dobrze problem mógłby dotyczyć przykładowej instruktorki, która balansuje na granicy z instruktorami „przyjaciółmi”.
Znów trzeba zadać pytanie, czy aby na pewno o taki model zachowań, w tej organizacji nam chodzi?
Czy uczymy kultury odchodzenia?
Czasem ludzie spotykają się, są ze sobą szczęśliwi, a pewnego dnia szczęście się kończy. Niby jest jak zawsze, jednak uśmiech partnera już nie zmienia świata. I co wtedy? Rzecz w tym, by zakończyć związek uczciwie i dojrzale. By po jakimś czasie, może następnego dnia a może po kilku miesiącach można było spokojnie popatrzeć sobie w oczy. Właściwie nie są to jakieś szczególne zasady. Wystarczy stosować te, które obowiązują w przyjaźni oraz w zwykłych stosunkach między ludźmi.
O nowoczesnych, elektronicznych sposobach kończenia związków pisze za amerykańskim „The Times” polski portal Onet.pl:
"Nie ma dialogu, nie ma nikogo przed tobą. Dostajesz po prostu tekst. To bardzo zimny sposób komunikowania. Może i zimny – ale jaki popularny! Stosowanie maili i SMS-ów jako sposobu kończenia związków robi się coraz popularniejsze, bo błyskawiczna komunikacja ułatwia zrywanie znajomości. Chcecie uniknąć krępujących, nieprzyjemnych scen rozstania? Kontrolować dialog, nie przejmując się przy tym wyrazem twarzy, brzmieniem głosu, mową ciała? Rozwiązanie jest blisko: wszędzie tam, gdzie leży wasza komórka lub klawiatura komputera."
Tylko czy harcmistrzyni, która rozstaje się ze swoim partnerem poprzez komunikator gadu-gadu, to na pewno taka partnerka, jaką chcielibyśmy w ZHP wychować?
A czy podharcmistrz, który zanim rozstanie się z żoną zdąży pocieszyć się na ramieniu innej, atrakcyjnej kobiety, powinien być wzorem dla swoich wychowanków?
Pamiętajmy, że przykład osobisty instruktora odgrywa najważniejszą rolę w wychowaniu. A co za tym idzie, to my musimy zwracać uwagę na to, jak traktujemy naszych partnerów, jak zdobywamy tych przyszłych, a jak traktujemy tych, z którymi już nie jesteśmy.
W organizacjach takich jak ZHP, jednym z najcenniejszych narzędzi wychowawczych jest budowanie silnych relacji międzyludzkich. Możemy wykorzystać to narzędzie efektywnie, przy wykorzystaniu dwóch prostych prawd, że kobiety i mężczyźni różnią się, ale nie tak bardzo jak nam się wydaje i że szacunek do drugiego człowieka to kwestia podstawowa. Tak niewiele potrzeba wysiłku, by zachować godność własną i uszanować godność drugiego człowieka.
phm. Anna Błaszczak – Pracuje w Zespole Eksperckim ds. ochrony praw i wolności człowieka w procesie stosowania prawa oraz jako stażystka w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Jest członkiem Zespołu Wędrowniczego GK ZHP i sekretarzem redakcji „Na Tropie”.
phm. Joanna Nestorowicz – instruktorka Hufca Warszawa Ursynów, Pełnomocniczka Komendanta Chorągwi Stołecznej ds. zagranicznych, z dotychczasowego wykształcenia specjalistka w zakresie stosunków międzykulturowych, obecnie studiuje ekonomię rozwoju na Uniwersytecie Warszawskim.
hm. Katarzyna Krawczyk – szefowa Harcerskiej Szkoły Ratownictwa, przewodnicząca komisji ds. programu i pracy z kadrą Rady Naczelnej ZHP, członkini zespołu kadry kształcącej i komisji stopni instruktorskich hufca Radom – Miasto. Filolog polski i białoruski. Jest uczestniczką Szkoły Treningu i Warsztatu Psychologicznego w ośrodku Intra w Warszawie. Pracuje w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.