Nobilis Ruthenus

Archiwum / 10.05.2010

Są w historii ludzie, którzy jakoś wymykają się swoim epokom. Wydają się zawieszeni gdzieś pomiędzy legendarną, nieodżałowaną przeszłością a oczekiwaną z nadzieją przyszłością. Dla małej, drobnostkowej codzienności są obcy.


Takim kimś był Wiaczesław Lipiński. Urodził się na Wołyniu, w czasie między Słowackim a krwawą tragedią tego miejsca podczas II wojny światowej. W momencie wojujących nacjonalizmów określił się „Ukraińcem kultury polskiej” – gente polonus, natione ruthenus.

Choć był tylko politycznym myślicielem i historykiem, okrzyknięto go narodowym wieszczem-prorokiem, stojącym w rzędzie wraz z Bohdanem Chmielnickim i Tarasem Szewczenką. Inni widzieli w nim, obok Józefa Piłsudskiego i Josepha Conrada Korzeniowskiego, najwybitniejszego syna szlachty kresowej XX wieku.

Kim był ten „Kant ukraińskiej myśli politycznej”, Polak z pochodzenia, Ukrainiec z wyboru – prawie zupełnie w Polsce nieznany?

Wiaczesław Lipiński to twórca ukraińskiego konserwatyzmu, który (epicko) nazwał – „ukraińskim, hetmańskim nacjonalizmem”. Hetmańskim, bo według niego na czele odrodzonego państwa ukraińskiego powinien stanąć tradycyjny ukraiński hetman, którego rolę można by porównać z brytyjskim monarchą. Miałby on pełnić rolę symbolu bądź „sztandaru”, jak to pisze sam Lipiński, uosabiającego państwo, jego godność i ciągłość. Dlaczego nacjonalizm? Nie chodzi tu o popularny swojego czasu w polskich mediach przy doniesieniach ukraińskich „integralny nacjonalizm”, czyniący „ideę narodu” najważniejszą i nadrzędną względem norm etycznych (zresztą sam Lipiński nazywał ten rodzaj nacjonalizmu „państwowo-rujnującym”), ale o nacjonalizm państwowotwórczy. Taki, dzięki któremu Ukraińcy będą mogli stworzyć swoje państwo, które w koncepcjach Lipińskiego zajmowało dominującą rolę.

Użycie określenia „nacjonalizm” wzięło się też ze specyficznego pojmowania pojęcia narodu. A właśnie definicja nacji, jako wszystkich obywateli, którą to sam Lipiński nazwał „terytorializmem”, była w owych czasach ideą niespotykaną. Dopiero po II wojnie światowej miała się rozpowszechnić w Europie zachodniej. Lipiński dobrze rozumiał, że w kraju takim jak Ukraina, gdzie wschód spotyka się z zachodem, gdzie przecinają się szlaki kulturowe i etniczne, nie sposób ograniczyć pojęcia narodu do ludzi, których nazwisko kończy się na „–enko” bądź „–ycz”, jak chcieli skrajni nacjonaliści, albo do „klasy robotniczej”, czego pragnęli komuniści. Lipiński krytykował obydwa radykalne obozy, próbujące stworzyć nowego człowieka, pasującego do utopijnych rajów na ziemi. Był przeciwny integralnym, monopartyjnym wizjom, niszczącym naturalną tkankę społeczną. Takim sposobem, ten monarchista i przeciwnik demokracji stworzył tę cenną, jak to nazywa wybitny ukraiński historyk Jarosław Hrycak, „cieniutką nić myśli liberalnej w Ukrainie”.

 

Zresztą zasług Lipińskiego i całego „ruchu hetmańskiego” nie można ograniczyć do jego zwolenników. Konserwatystom często przypada rola podobna do profesorów w muzycznych konserwatoriach, gdzie młodzi adepci uczą się od profesorów podstawowych reguł i przykazań, by potem podążyć swą własną artystyczną ścieżką. „Hetmańskie konserwatorium” uczyło Ukraińców myślenia politycznego, myślenia w kategoriach państwa, wspólnoty. Wreszcie, dzięki swemu profesorskiemu zapleczu (Dmytro Doroszenko, Serhij Szemet) dało Ukraińcom dumę z odzyskanej historii, która, zgodnie z rozumieniem Lipińskiego, miała stać się inspiracją dla „wysiłku państwotwórczego”.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że Lipiński krytycznie odnosił się do dziedzictwa literatury romantycznej, która to miała ograniczać się tylko do odtwarzania starych kozackich dum. Krytykował jej sentymentalizm i jednostronne zapatrzenie w przeszłość. Porównywał to „statyczne ujęcie tradycji” do wizerunku Kozaka, który miałby się dziś przebrać w żupan, szarawary, a na głowie zapleść sobie typowego „osełedca” i „dosiąść samochodu”. Lipiński tymczasem podchodził do tradycji w sposób dynamiczny – nawoływał do pisania nowych kozackich dum, jednakże przenikniętych tym samym d
uchem.

A jaki był to duch? Tu też Lipiński położył sporo zasług. Nie miało to już być smętne zawodzenie o „ludzie ukraińskim”, którego sensem jest bliżej nieokreślona walka o „samostijnist’”- niezależność. Lipiński stawiał na pierwszym miejscu państwo. W jego koncepcji, która potem rozwinęła się jako tzw. „państwowa” szkoła historyczna, kolejni wielcy ukraińscy hetmani dowodzący powstaniami nie byli jakimiś watażkami, Spartakusami, walczącymi w imię znękanego ludu. Lipiński po żmudnych badaniach (m.in. heraldycznych), doszedł do wniosku, że powstania, szczególnie to najsłynniejsze – Bohdana Chmielnickiego, były walką, której celem było stworzenie własnego państwa. Nie była to też, jak ukazuje Sienkiewicz, walka, owszem szlachetnej, ale „czerni”, społecznych nizin, tylko wystąpienie w obronie wiary prawosławnej, narodowości (i majątków) „rodowej” szlachty ukraińskiej, której np. pod Piławcami było 7000. Najlepiej obrazuje to chyba Adolf Maria Bocheński, w swoim eseju poświęconym Lipińskiemu:

                (…) dlaczego Ukraińcy tak nie lubią Sienkiewicza. Chodzi tu po prostu o to, że Bohun był szlachcicem i   to dobrym szlachcicem, a nie jakimś kozackim Martinem Edenem i że w wojsku Chmielnickiego           służyło ni mniej, ni więcej tylko sześciu panów… Wołodyjowskich (Procyk, Stefan, Chomica, Lewko,                Semen i Jeremi).

Wiaczesławowi Lipińskiemu przyszło żyć w trudnych czasach i w trudnym miejscu. Był to teatr wojen, rewolucji, wytyczania granic. On się granicom, liniom demarkacyjnym wymykał. Gdy wokoło narodowość zaczęła przybierać „charakter fatalności rasowej”, jak to określał Jerzy Stempowski, triumfowały radykalizmy, on postulował obywatelski patriotyzm, władzę obdarzoną autorytetem, odpowiedzialną opozycję.

Wiaczesław Lipiński, nobilis ruthenus, jak podpisywał się pod swymi artykułami, poruszał się wśród dumnych hetmanów, Jerzego Niemirycza, Stanisława Krzeczowskiego, Stanisława Orzechowskiego. Przez całe swoje krótkie życie, ten ukraiński Kant przypominał o „moralnym imperatywie derżawnyctwa” – służbie państwu, dobru wspólnemu wszystkich obywateli.

Jak zauważył w jednym ze swych esejów, Iwan Łysjak-Rudnyckyj „Lipiński był ideowym przeciwnikiem demokracji, ale z jego dzieł demokrata może się wiele rzeczy nauczyć”.
 

Ziemowit Jóźwik