Nonstop zabiegani

Archiwum / 24.02.2007

non stopNigdy nie lubiłam zawodów, banda napuszonych jak pawie chłopaczków (opcjonalnie panienek) pręży mięśnie przed startem, a kiedy już się okaże, jak bardzo są słabi, twierdzą, że im się kontuzja odnowiła. Ale pewnej jesieni wszystko przewróciło się do góry nogami.

phm. Katarzyna Stasiak

Pojechałam na rajd: harcerski – w porządku, po górkach – może być, ale z limitem czasu?  Harcerskie rajdy są po to, by się ze znajomkami spotkać, trochę poobijać w drodze, wyśmiać obsługę… A tu nic się nie zgadza: nie znam prawie nikogo, w drodze to albo się ciągniesz pod górkę albo z niej zbiegasz, a obsługa? Tego się nie dało wyśmiać, pełen profesjonalizm. To był mój pierwszy rajd zbliżony nieco do konwencji adventure (80 km pieszo, 20h limitu, nawigacja czasem trudna, rywalizacja bez przerwy). Kiedy go ukończyłam, myślałam, że to szczyt moich możliwości, teraz wiem, że jeszcze go nie poznałam.

Z czym to się je?
Rajdy przygodowe to w Polsce sport stosunkowo młody. Polegają na połączeniu kilku dyscyplin (biegi, rower, kajaki, rolki), wszystko rozgrywane na długich dystansach od kilkudziesięciu do kilkuset, a nawet tysiąca kilometrów, z własną nawigacją (czasem zgubną), należy zmieścić się w określonych limitach czasowych. Rajd przeplatany jest różnego rodzaju zadaniami specjalnymi: wspinaczka, mosty linowe, czasem wpadnie zagadka logiczna. To cudowne wyzwanie, ale nie należy go podejmować bez gruntownego przygotowania.

Po pierwsze primo: bieganie!
Każdy rajd poprzedza trening, co oznacza, że każdy tydzień powinien zawierać 4-5 dni biegu, nie należy zaniedbywać rowerka, czasem trzeba się wybrać na siłownię (choć brzmi to wyjątkowo żałośnie, czasem się jednak przydaje), ćwiczenie technik linowych lub takich drobnostek, które często zabierają cenny czas: podpinanie holu, nauka jedzenia w marszu (dla mnie wyjątkowo uciążliwe). Czasem o wiele trudniejsze jest po prostu wyjście z domu niż sam bieg, na dworze pada albo jest 30 stopni, ale musisz, bo w takich warunkach też się startuje. Im to co robisz jest trudniejsze, tym satysfakcja większa. Nie trudno zgadnąć, że przemyślenia, jakie masz, gdy Ci się uda przebiec 10 kilometrów szybciej niż zwykle, zaczynają się przekładać także na inne sfery życia. I zaczyna się robić ciekawie.

Najważniejszy jest zespół
Większość rajdów to starty w zespołach dwu (czasem nazywane Amator czy Speed) lub cztero (Masters) osobowych. Preferuję czwórki z kobietą, są bardziej złożone i wymagające lepszej koordynacji ekipy. Zespół przede wszystkim musi się znać i lubić, w takim wypadku o wiele łatwiej przełknąć gorzką pigułkę porażki, wspierać się, a i satysfakcja z dokonania wyczynu nie dzieli się przez 4 tylko przez 4 mnoży. Czy mówię tylko o rajdach? Nie.

Każdy jednak musi być charakterystyczny, być w czymś specem: ktoś nawiguje, ktoś potrafi zmienić dętkę w 45 sekund (z pompowaniem!) jeszcze inny ma dar rozładowywania napięcia. ZHP NONSTOP ADVENTURE liczy sobie 9 osób, jednych znam lepiej, innych słabiej, ale kiedy jesteśmy w trasie, mamy do siebie pełne zaufanie. I każdy kilometr w drodze to zaufanie zwiększa, z każdym rajdem lepiej wiemy, na co nas stać, w czym musimy sobie nawzajem pomóc, od kogo możemy oczekiwać pomocy, a kto oczekuje jej od nas. Nie ulec obojętności i lenistwu to też nie lada wyzwanie.

Wygrana nie jedno ma imię
Od kiedy istnieje 'nonstop’ udało nam się wystartować w kilku rajdach, w wielu z nich zawalczyliśmy o „pudło”, w kilku nie byliśmy nawet blisko, z każdego jednak wynieśliśmy cenne doświadczenia. Pisząc o wygranej nie mam na myśli pierwszego miejsca w rajdzie, tylko zrealizowanie celu, jaki sobie przed rajdem stawiamy, czasem osiągnięcie czegoś nad czym się wcześniej nie zastanawialiśmy: zaskarbienie szacunku członków zespołu, nauka podjęcia szybkiej (i dobrej) decyzji, poprawienie czasu na x kilometrów, czy podjazd pod górkę o jakiej wcześniej nie marzyliśmy. To są wszystko małe zwycięstwa, które wzbogacają nas bardziej niż puchar.

A gdzie ten wyczyn?
Jeśli uważnie przeczytaliście to zauważyliście, że jest go w ZHP NONSTOP ADVENTURE nie mało. To nie jest tylko bieganie 100 km z dobrym czasem, niekiedy to przełamanie strachu przed wejściem do jaskini, czasem wyprzedzenie zespołu z polskiej czołówki albo wytrenowanie organizmu do zimowych zawodów. Czasem niestety wyczynem jest odpuścić sobie zawody ze względu na kontuzję, czy jakieś sprawy rodzinne i to jest według mnie najtrudniejsze. Ten ciąg wyczynów buduje pasję, którą wszyscy dzielimy, dlatego właśnie nazywamy się zespołem. Dlatego nasz wyczyn to nie pokonywanie trasy w krótkim czasie, tylko dokonywanie tego razem.
Teraz kiedy widzę bandę prężących przed startem mięśnie chłopaczków (opcjonalnie panienek) wciśniętych w lycrowe wdzianka to stoję razem z nimi i myślę tylko o tym, czy tak samo dobrze będę czuć się na mecie.

 

 

Stacha co sie nie waha.... phm. Kasia Stasiak – zawodniczka zespołu ZHP NonStop Adventure, instruktorka Hufca……., studentka Inżynierii Chemicznej na Politechnice Wrocławskiej.