Notes w kratkę- A ja lubię swoje studia

Archiwum / 23.10.2006

W ciągu kilku dni zdążyłam stoczyć niejeden zażarty bój, udowadniając sobie i światu, że ekonomiści, historycy, iberyści, matematycy, czy filozofowie niech się zajmują czym chcą, ale od wędrownictwa powinni się trzymać z daleka. Mało tego! Wymyśliłam, że napiszę o tym do Na Tropie.




phm. Monika Marks

Geografowie powinni robić w wędrownictwie – powiedział Paweł. Miłe – pomyślałam i bez namysłu wrzuciłam hasło do opisu na gadu-gadu. Po chwili przy słonkach Zuzy i Kuby pojawiło się: Politolodzy również. Zaczęło się. Kładąc się spać miałam już w głowie potencjalny przebieg dyskusji o wyższości geografii nad […]. Następnego wieczora byłam głęboko przekonana, że nikt lepiej się do wędrowników nie nadaje, jak geografowie właśnie. A przez kolejnych kilka dni zdążyłam stoczyć niejeden zażarty bój, udowadniając sobie i światu, że ekonomiści, historycy, iberyści, matematycy, czy filozofowie niech się zajmują czym chcą, ale od wędrownictwa powinni się trzymać z daleka. Mało tego! Wymyśliłam, że napiszę o tym do Na Tropie.

Co jest takiego w studentach, że tak zawzięcie bronią zawsze swojej dziedziny jako jedynie słusznej i, w imię szumnie choć niepoprawnie zwanego „patriotyzmu lokalnego”, przekonują wszystkich naokoło, że to ona jest absolutnie najlepsza. Znacie to? Geografowie tak mają.

Są na przykład głęboko przekonani, że żaden inny kierunek nie skupia takiej ilości zapalonych pasjonatów. Fakt, biorąc pod uwagę możliwości zawodowej kariery po ich ukończeniu, trzeba być chyba szaleńcem, żeby wybierać geografię. Wiadomo, że czynnik finansowy nie zadecydował raczej o podjęciu decyzji o studiowaniu tego kierunku. W publikowanym co jakiś czas rankingu pewnego poczytnego dziennika, dotyczącym kierunków, po których najłatwiej znaleźć zatrudnienie, geografia raczej się nie pojawia. Nasi pasjonaci studiują zatem wyłącznie dla przyjemności i osobistej satysfakcji. No, chyba, że czują powołanie, by przed narodem nieść oświaty kaganiec, ewentualnie mieli coś wspólnego z harcerstwem i jak na prawdziwego członka/instruktora organizacji wychowawczej przystało, zaliczają uparcie żmudne ćwiczenia z bloku dydaktycznego, aby i na polu zawodowym realizować się w pracy z młodzieżą. Pogłoski, jakoby traktowali to jedynie jako kolejną kropkę w CV, tudzież dodatkowy papierek do teczki z dyplomami, to podłe pomówienia.

Nie wiem też zupełnie, skąd ta ich pewność, że nie ma od nich wytrawniejszych turystów, górołazów i włóczęgów. I że tylko oni prawdziwie i w pełni przeżywają każdą wędrówkę, bo potknąwszy się o kamień, zastanawiają się z jakich minerałów jest zbudowany, widząc odsłonięcie lub wyrobisko szkicują profil glebowy, a czytając mapę komentują głośno każde niedociągnięcie kartografa, który ją kreślił. Istne współodczuwanie przyrody i otaczającego ich świata. A inni tylko idą i idą.

Geografowie posiedli też niesamowitą zdolność do wypowiadania się na każdy temat. Od prędkości wiatru, z jaką związane jest tworzenie się jardangów na pustyni w południowej Tunezji, po wpływ rozwoju sieci internetowej na model rodziny we wschodniej Mandżurii. Tu znów należy uciąć kąśliwe uwagi (najczęściej, nie wiedzieć czemu, padające z ust geologów), jakoby geografia, jako nauka o powierzchni, o wszystkim traktowała powierzchownie. Oni chyba nigdy nie widzieli naszych 2,5 metrowych dołów glebowych!
Człowiek z pasją, rozmarzony włóczęga, intelektualista i gawędziarz, w dodatku z bardzo silnym poczuciem wspólnoty i przywiązania do swoich towarzyszy – czy nie takich ludzi potrzebujemy do pracy z wędrownikami?
Mówię Wam, to naprawdę świetna sprawa – przekonać się, że jest się do czegoś stworzonym.

phm. Monika Marks – namiestniczka  wędrownicza hufca Warszawa Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady", szefowa działu felietonów Magazynu Wędrowniczego Na Tropie, studentka geografii na Uniwersytecie Warszawskim