Nowe wyzwanie Maćka Stańczaka

Archiwum / 14.01.2012

28 lutego 2008
Od: Anna Mazurczak
Do: Lista dyskusyjna szefostwa HSR
Temat: A wiecie co teraz robi nasz kolega Rudy?
Rudy teraz NAPIERA! Jest na trasie SPEED, 150 km. Trzymajcie kciuki!

Maciej Stańczak znajdował się wówczas na rajdzie przygodowym, czyli w środowisku dla siebie naturalnym. Zimno, ból, emocje, brak snu – tym nasz kolega się żywi. Rudy napierał, odkąd go poznałem. Gdyby jego życie było filmem, z pewnością byłby to pełen zwrotów akcji film drogi. Z rajdu przygodowego w Tatrach Maciek jechał malować kominy na Śląsku, potem 2 doby w karetce (jest ratownikiem medycznym), w weekend kurs pierwszej pomocy dla harcerzy. Trochę mnie denerwowało, że z Rudym nigdy nie można było się umówić o ludzkiej porze. Zapowiadał się na 20:00, przychodził kilka minut przed północą. Posiedział godzinę czy dwie, wypytał o wszystko i wszystkich, powiedział, że u niego jest dobrze, ale wciąż musi nad sobą pracować i jechał dalej. Dosypiał gdzieś w przerwach pomiędzy spotkaniami z ludźmi. Bo zapomniałem napisać – oprócz zimna, bólu, emocji i braku snu Rudy żywi się jeszcze ludźmi. To chyba jego ulubiona potrawa.

Potrawa ta może być każdego rodzaju. Widziałem, jak pod wiejskim sklepem spożywczym nawiązał błyskawiczną więź z podchmielonymi autochtonami. Kulturalnie przedstawił się z imienia i nazwiska, uścisnął dłoń i uciął sobie dwudziestominutową pogawędkę. Trochę nam się spieszyło, ale Rudy wciągnął się w rozmowę. Był szczerze zainteresowany. Widziałem też jak do domu Rudego przyszedł kominiarz sprzedawać kalendarze. Maciek kupił kalendarz, po czym odbył wcale nie zdawkową rozmowę, dopytując o trudy pracy kominiarzy i zakres ich obowiązków. Ja o takiej pogawędce raczej bym nie pomyślał. Generalnie kominiarze nic mnie nie obchodzą. A Rudego i owszem.

Nic więc dziwnego, że wokół Maćka tych ludzi zawsze było pełno, a jego telefon często sygnalizował o przyjściu nowej wiadomości. Zamiast standardowego smsowego „tidi-tidi” Maciek ustawił jakąś orientalną melodię. Chyba kobiecy głos śpiewał w nieznanym mi języku. Może to był rosyjski? Rudy jest przecież czwartym Polakiem, który zdobył tytuł „Śnieżnej Pantery” przyznawany osobom, które wspięły się na wszystkie siedmiotysięczniki byłego ZSRR. A może jednak tybetański albo nepalski? Po Tatrach, Alpach i Tienszanie przyszedł bowiem czas na Himalaje. Wiosną 2011 Maciek pojechał tam zmierzyć się ze swym pierwszym ośmiotysięcznikiem – Cho Oyu (8201 m n.p.m.). Szczytu nie zdobył, ale po powrocie mówił, że ma mnóstwo nowych doświadczeń i wie, nad czym musi jeszcze pracować. To charakterystyczne dla środowiska, z którego się wywodzi. W Harcerskiej Grupie Ratowniczej Opole w cenie są pokora („pokorka musi być”), szacunek dla bardziej doświadczonych i ciężka praca. W Himalajach te trzy cechy są bardzo pożądane.

Pojechał więc Rudy w Himalaje po raz drugi – tym razem na Makalu (8463 m n.p.m.). Nasz kolega napierał, bo w napieraniu jest naprawdę znakomity. Szło mu tak dobrze, że znalazł się w czteroosobowej grupie, która bezpośrednio atakowała szczyt. Wyszedł z ostatniego przed szczytem obozu, ale na wysokości 8000 metrów poczuł, że nie może rozgrzać palców. Wrócił więc do obozu. Trzech pozostałych kolegów zdobyło szczyt, Rudy nie zszedł jednak niżej. Po pierwsze był już bardzo zmęczony, po drugie czekał na Tomka, który na szczyt Makalu wszedł najpóźniej, najwolniej też schodził. Kolegów się nie zostawia – może to jedna z tych prawd, których Rudy nauczył się w harcerstwie? Wycieńczeni, z pojawiającymi się odmrożeniami, zaburzeniami orientacji zaczęli więc schodzić we dwóch. Powoli, po drodze biwakując na wysokości ponad 7000 metrów. Trochę boimy się powiedzieć to głośno, ale fakty są takie, że Rudy otarł się o śmierć. Ale żyje, wrócił. Na całe szczęście akcja ratunkowa z udziałem śmigłowca uratowała dwóm wspinaczom życie. Maciek trafił więc z powrotem do Polski, ale nie do swoich Niwek koło Opola, gdzie każdy zna rodzinę Stańczaków. Rudy znalazł się w Trzebnicy. W tamtejszym szpitalu pracuje jeden z najlepszych polskich specjalistów w dziedzinie chirurgi rekonstrukcyjnej ręki. To właśnie dr Adam Domanasiewicz zajął się odmrożonymi palcami u rąk. Niestety – wszystkimi dziesięcioma. Niestety – musiał je amputować.

Rudy nie ma więc większości palców. Stracił palce alpinista i ratownik medyczny. Podharcmistrz z Opola, szef Harcerskiej Grupy Ratowniczej, członek zespołu NonStop Adventure ZHP, komendant szczepu, szef zabezpieczenia medycznego Zlotu ZHP Kraków 2010, ratownik WOPR, strażak ochotnik, były członek szefostwa HSR. Nasz kolega. Człowiek, którego podziwialiśmy.

Teraz też go podziwiamy. Rudy nie obraził się na rzeczywistość, nie ma do nikogo pretensji. Szuka rozwiązań. Ciągnie go do ludzi – z zabandażowanymi łapami przyjechał na warsztaty instruktorskie HSR wcale nie po to, żeby roztkliwiać się nad sobą. Chciał zobaczyć, co nowego w Szkole, której instruktorem jest już ponad 8 lat. Potrafi śmiać się sam z siebie, zębami otwierać puszki i prosić o pomoc w założeniu kurtki. Maciek sobie poradzi. Maciek jest silny i mądry, rozumie więc, że w jego życiu teraz czas na nowe wyzwania.

Więcej informacji na stronie: www.maciejstanczak.pl