Obóz kontra obóz
Niektórzy jeżdżą na obozy wędrowne, są tacy, którzy rozkładają się w namiotach „dychach” nad jeziorem, są również i tacy, którzy preferują obozowanie w bazach. Czy mimo to chodzi nam o to samo?
Co roku w wakacje na nowo odżywa przerobiona kiedyś przez nas piosenka Leonarda Cohena i śpiewamy „Harcerski obóz kiedyś stał, komendant dużo zajęć miał…”. Trudno się nie zgodzić, że harcerskie wakacje bez obozu byłyby niepełne. Obóz to dla większości środowisk czas na podsumowanie całorocznej pracy, okazja do zorganizowania Przyrzeczeń lub Obietnic, najlepszy sposób na poznanie własnych harcerzy. Na obozie, jak nigdy, mamy realną szansę wychowywania młodych ludzi, zastępujemy im nierzadko na jeden miesiąc w roku mamę i tatę. Obóz to także czas docierania się dla zastępów, samej kadry, czas, który powinno się wspominać przez resztę roku.
Ile środowisk w ZHP, tyle stylów obozowania. Niektórzy jeżdżą na obozy wędrowne w góry, inni na rowerach przemierzają niziny, są tacy, którzy na miesiąc rozkładają się w namiotach „dychach” lub NS-ach nad jeziorem, rzeką, na polanie, są również i tacy, którzy preferują nocleg w budynkach i obozowanie w bazach lub stanicach. Można pojechać na dwa tygodnie, można na trzy, ale są też wytrwali, którzy jeżdżą na pełen miesiąc. Od czego to zależy? Czy jest lepszy/gorszy sposób obozowania? Czy może mimo różnic chodzi nam o to samo?
Wyjaśnień słów kilka
Zanim przejdę do dalszej części rozważań, chciałabym uściślić kilka pojęć, których będę używała. Są to definicje na potrzeby tego artykułu, nie konsultowane, mające przede wszystkim zarysować różnice pomiędzy typami obozów i w związku z tym proszę traktować je umownie.
Obóz leśny − obóz, na którym harcerze śpią w „dychach”, cała infrastruktura obozowa powstaje podczas kwaterki i znika na koniec wakacji, w większości jest wykonana z żerdzi, harcerze myją się w miskach w sanitariatach, jedzą z własnych menażek; w kuchni najprawdopodobniej czuwa, poza kucharką, zastęp służbowy, a w nocy są warty; czesto zuchy obozują razem z harcerzami, śpią tez w namiotach, choć nie budują pionierki.
Obóz na bazie leśnej − teren w lesie, który jakieś środowisko/hufiec/choragiew np. wydzierżawiło na parę lat od nadleśnictwa i urządza tam zwykły obóz leśny. Część infrastruktury może być stała jak np. studnia; zależnie od umów z korzystającymi z bazy mogą się znajdować różne udogodnienia jak światło w namiotach zuchowych itp., ale zasadniczo taki obóz niewiele różni się od obozu leśnego.
Obóz na bazie − najczęściej harcerze śpią w namiotach nieopodal ośrodka, zuchy nocują w domkach/budynku; stołówka jest murowana, można umyć się w bieżącej wodzie; zależnie od bazy je się w menażkach bądź na talerzach; nie obowiązują służby kuchenne.
Obóz wędrowny − obóz bez stałego miejsca noclegowego, polegający na przemieszczaniu się z miejsca na miejsce.
Pozostaje nam jeszcze obóz w stanicy, coś pomiędzy bazą a bazą leśną.
Najważniejszy zawsze jest cel
Jeśli tylko realizujemy cele, które sobie postawiliśmy przed obozem, to nie ma większego znaczenia jak będzie zorganizowany
Niezależnie od tego, co pomyślimy, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jak nas wychowano i jakie mamy doświadczenia, należy pamiętać, że każdy obóz harcerski ma swoje zalety. Może uczyć samodzielności, odwagi, wytrwałości − cokolwiek sobie postanowimy. Ale każdy, bez wyjątku, ma też swoje wady. Ale przede wszystkim − nie to jest najważniejsze.
Jeśli od lat jeździliście na obozy typowo leśne i uważacie, że są najlepsze, bo wymagają od harcerzy (wstaw odpowiednie słowo) to tak, macie rację, ale tylko po części. Od lat uczyliście harcerzy myślenia inżynierskiego (budowa pionierki), uczyliście ich odwagi (warty nocne), pokazywaliście, że czasem trzeba zrobić coś dla innych (służby w kuchni), uczyliście samodzielności, współpracy z innymi (życie w jednym namiocie z zastępem) to wszystko to ma sens, a jakże. Ale trzeba postawić sobie pytanie − jaki był wasz cel? Drużyna czy środowisko, które jeżdżą na obóz na bazie, na którym harcerze nie muszą myć po sobie talerzy, też może realizować swoje cele. Na takim obozie być może prościej zagwarantować harcerzom atrakcyjne formy zajęć, zdobnictwo kolonijne może pochłonąć zuchy do reszty i wciągnąć je w obrzędowość, można harcerzy na obozie uczyć korzystania z technologii (dzięki nieprzerwanym dostawom prądu), można nie przejmować się deszczem i dalej robić program, nie kombinując jak go zmienić. Jeśli tylko realizujemy cele, które sobie postawiliśmy przed obozem, to nie ma większego znaczenia jak będzie zorganizowany. Owszem, odwieczny spór na temat tego, który obóz jest lepszy, trwa. I mam wrażenie, że nigdy się nie skończy. Jak to kiedyś Kamiński proponował − umiejmy się różnić.
Najważniejsze różnice
Obóz leśny od kadry wymaga znacznie więcej przygotowania (…)
Obóz leśny od kadry wymaga znacznie więcej przygotowania − począwszy od samego zorganizowania, po czas na obozie/kolonii. Zuchów trzeba pilnować, wytrzymać ich strachy i płacze, harcerzy trzeba często gonić, by myli się mimo braku ciepłej wody. Czasem jest strasznie np. w nocy na warcie, czasem mokro i zajęcia trzeba zmieniać, mieścić się w świetlicy, kombinować jak wysuszyć rzeczy jeśli pada drugi tydzień bez przerwy. Mamy za to okazję nauczenia pionierki, zmywania po sobie, obierania ziemniaków, robienia kanapek, dbania o higienę, czyli wielu rzeczy przydatnych w życiu domowym. Nie wspominam już o zwyczajowo-obozowym zestawie umiejętności jak korzystanie z mapy i kompasu, samarytanka etc., bo tego można nauczyć na każdym obozie.
Na bazie łatwiej nauczyć, zwłaszcza zuchy, utrzymywania porządku − normalne półki i szczotka w pokoju to jednak coś więcej niż harcerskie regaliki. Dzięki brakowi służb kuchennych, a czasem wart, mamy więcej czasu na inny program (służby w kuchni też mogą nim być!), możemy skorzystać z nowych technologii, wyświetlić film, iść z planem niezależnie od pogody. Argument części zuchowców za tym typem obozów to zdobnictwo, którego żaden obóz leśny nie zastąpi. Można zwykłą szkolną świetlicę zmienić nie do poznania w jaskinię, las, cokolwiek. Zuchy prędzej się wkręcą w obrzędowość.
Dla każdego coś dobrego
(…) szukajmy takich rozwiązań, które zrealizują nasze cele
Przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że istnieją obozy leśne i obozy leśne, a każdy każdemu nierówny. Można na obozie mieć agregat prądotwórczy, a można na miesiąc wyjechać i odciąć się od wszelkich dobrodziejstw cywilizacji. To samo z bazą − jedne mają więcej udogodnień, inne mniej, na niektórych harcerze nie korzystają z wszystkiego, co mają do dyspozycji zuchy, na innych sami też śpią w budynkach. We wszystkim trzeba znać umiar i przede wszystkim swój cel. Obóz leśny, który można nazwać hardkorowym, na który pojedzie 20 harcerzy, też może być dobry, jeśli chcemy wychowywać najlepszym/najtwardszych/najzaradniejszych (niepotrzebne skreślić). Ale jeśli chcemy, żeby pojechało z nami 200 osób, to zróbmy im łatwiejsze warunki, nie kręćmy nosem, że w kranikach zawsze jest woda, a z parnika można wziąć jeszcze ciepłą, bo to też ma swoje zalety. Bądźmy rozsądni. I szukajmy takich rozwiązań, które zrealizują nasze cele.
Dorota Wieluńska - studentka Kulturoznawstwa Europy Środkowo-Wschodniej, podharcmistrzyni, przyboczna harcerska i wędrownicza, miłośniczka gór, książek, fotografowania oraz łucznictwa sportowego. Dla znajomych Wydra.