Otwórz swój umysł Neo…

Archiwum / 07.11.2007

Przykładowy obrazDrużyna którą prowadziłem powoli stawała się drużyną wędrowniczą. A ja przeżywałem szereg problemów. I powiem szczerze – z perspektywy czasu nikomu takiego rozwiązania nie polecam. A tym bardziej nie polecam drużyny wielopoziomowej. Bo wędrownictwo to zupełnie inna sprawa niż harcowanie z młodszymi.

 

 

W tą pułapkę wpada wielu drużynowych, nie potrafią oni odnaleźć się w realiach wędrowniczych i poddają się. Kiedyś, w materiałach wypracowanych bodajże przez Starszoharcerski Krag Metodyczny „Cisza” wyczytałem, że aby być dobrym drużynowym wędrowniczym (wtedy nazywało się to starszoharcerskim) należy… zapomnieć wszystkiego, czego nauczyliśmy się do tej pory jako drużynowy harcerski. Ostro powiedziane, ale… coś w tym jest. Oczywiście nie ma jednego przepisu na drużynę wędrowniczą, nie ma też możliwości zrobienia wielkiego skoku z dnia na dzień. Dlatego też lepszym rozwiązaniem jest przejście do drużyny wędrowniczej. Działającej w tym samym szczepie, lub hufcu.

 

Pierwsza różnica to rola drużynowego. Moi harcerze, dla których przeze wiele lat byłem „guru” nie mogli zaakceptować mnie do końca jako Primus Inter Pares. Mimo wszystko bali mi się sprzeciwić, czy wyjść ze swoimi (czasem o niebo lepszymi od moich) pomysłami. Oczekiwali, że ja będę podejmował za nich decyzje, itd. Bardzo ciężko byłoby im zgłosić innego kandydata podczas wyboru drużynowego… A i mnie było trudno zaakceptować to, że to nie ja decyduję.


Kolejna sprawa to styl pracy. Sztywny plan, zbiórki co pewien ustalony z góry czas – to wszystko niekoniecznie musi się sprawdzać, choć jesteśmy zakładnikami takiego sposobu myślenia. Pracować można projektowo, rozdzielając zadania i rozliczając się z projektów, coraz więcej wyjazdów wypada w ostatniej chwili (a na pewno nie wiadomo o nich we wrześniu). Nie trzeba na siłę wymyślać tego „co będziemy robić na zbiórce w piątek”, bo zbiórka może być w ogóle niekonieczna… Open your mind Neo…


I chyba najważniejsze – czyli balans między fantazją, a rzeczywistością. Zuchy to zabawa, harcerze to gra… No właśnie. Potrzeba obrzędowości i fantazjowania jest w nas tak silna, że odruchowo tworząc drużynę wędrowniczą chcemy ubrać ją w średniowieczne czy inne szaty. Obudowujemy się obrzędami, czy przejmujemy te z czasów harcerskich.

 

Tymczasem stosunki w takim gronie są zupełnie inne… Drużyna wędrownicza to często grupa dobrych znajomych, znających się dogłębnie i spędzających ze sobą sporo czasu. Trochę trudno nagle przestawiać się na tajemnicze obrzędy i wprowadzać tajemnicza atmosferę. Owszem – czasem warto, choć jest to o wiele trudniejsze. Nie oszukujmy się, bez dużej ściemy nie wytworzymy nie wiadomo jakiej atmosfery na boisku za szkołą. Atmosfera może wytworzyć się sama – gdzieś w górach, w schronisku, po długim marszu, przy gitarze. Ale to będzie atmosfera realna, a nie wymyslona i stworzona przez nas. Czy jest sens „ubierania” obozu żeglarskiego w szaty wyprawy Kolumba, albo Amundsena? Czy musimy cokolwiek udawać?


Robert Bokacki napisał w swojej wizji wędrownictwa, że to „Nic na niby”. I w tym jest dużo prawdy. Choć możemy doprawić funkcjonowanie drużyny szczyptą fantazji, nie ma chyba co z tym przesadzać. Tym bardziej, że często wydumane obrzędowości oparte na przeszłości po pierwsze są mocno zakłamane i wyidealizowane, co jest dobre dla dzieci (błyszczące żeby piratów, świst kordelasów i nucenie szant vs gwałty, zabijanie, szkorbut, bród i smród), po drugie wymuszają w drużynie style kierowania niekoniecznie zgodne z tym co powinno znajdować się w drużynie wędrowniczej (np. układy feudalne, czy wojskowe).


I ostatnia refleksja – drużyna wędrownicza wcale nie musi być duża. Wręcz przeciwnie – wg niektórych „prawdziwe” wędrownictwo to małe, 10 osobowe drużyny. Ja nie lubię stwierdzeń w stylu „prawdziwe” wędrownictwo, ale rzeczywiście 10 osobowa drużyna może być świetną sprawą. Na początku bardzo się martwiłem, gdy z ponad 20 osobowej drużyny harcerskiej została mi garstka wędrowników, ale później dostrzegłem tego zalety. Nie działaliśmy zastępami (taka drużyna jest małą grupą samą w sobie), ewentualnie 2-3 osobowe patrole podejmowały się konkretnych zadań. Podejmowaliśmy decyzje całym gronem (dość swobodnie), na wyjazdach zazwyczaj mieściliśmy się w jednym przedziale w pociągu. Byliśmy bardzo zżyci i sprawni w działaniu.


Tak więc uwolnijmy się od przyzwyczajeń wyniesionych z harcerstwa rozumianego jako grupy wiekowej i spójrzmy na wędrownictwo świeżym okiem.


Aha,  jeszcze jedno uprzedzając komentarze niektórych – tak, w pewnym sensie już praca z harcerzami starszymi zawiera takie elementy. Gdy mamy drużynę starszoharcerską, to już w niej jest więcej decyzji podejmowanych przez zastępowych, więcej działań na serio, itd.  Ale niestety metodyka starszoharcerska jest przez wiele osób nieznana, właściwie to jest ona w powijakach, a przez niektórych nie jest ona w ogóle akceptowana. I tak próbujemy wobec 16, czy nawet 19- latków stosować metody pomyślane dla 12- latków. A skutki… tragiczne. A o zaletach przechodzenia z drużyny do drużyny vs starzeniu się tejże napiszę w następnym artykule.

 

 

 

źródła zdjęć: http://wyprawa.zhp.pl oraz fot. Sylwia Kowalczuk 

Wybrany obrazhm. Michał Górecki – były  członek Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego GK ZHP, naczelny ogniomistrz serwisu Łatwopalni. Od niedawna drużynowy 64 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej „Everest”.