Pan Hu wyjeżdża
Pościgi, strzelaniny, piękne kobiety i ogromne pieniądze – tak w skrócie można określić pracę redakcji Na Tropie. Czasem nasuwa się wątpliwość: czy jest to zgodne z metodą harcerską? Oceńcie sami.
– Halo? – Powiedział Robercik do słuchawki. Zawsze tak mówił i nie działo się potem nic dziwnego. Tym razem spotkała go wesoła niespodzianka.
– Za halo to w morde walo! – Odpowiedział żartobliwym tonem głos z drugiej strony. Należał do znanego kawalarza, członka redakcji, Pabla Piaskosky’ego.
– A to druh Pablo… – Rozpoznał bezbłędnie Robercik
– Pablo jak diablo! – Zarymował znów tamten, wiadomo – do śmiechu. Zresztą zaśmiał się, żeby Robercik też zrozumiał, że to takie żarty. „Mój Boże, nawet kogoś takiego jak ja to nie bawi” – pomyślał Robercik, ale był grzeczny, więc zapytał:
– O co chodzi?
– O ten tramwaj co nie chodzi! – nie mógł powstrzymać się druh Pablo, ale po chwili spoważniał – tak naprawdę, to grozi Ci śmiertelne niebezpieczeństwo. Bardzo na siebie uważaj!
*
Druhna Katia Pitrasik siedziała na balkonie i czytała powieść obyczajową. Zastanawiała się właśnie, jak to jest, że dla jednych, sufit to jednocześnie dla innych podłoga. Oczywiście, że rozumiała podstawowe założenie (jedno mieszkanie jest pod drugim, prosta sprawa), ale nigdy jej nie zadowalały oczywiste rozwiązania. „Przecież to krzywdzące uogólnienie – pomyślała – musi przecież iść zbrojenie, jakaś wełna mineralna, legary pod podłogę… Napiszę chyba do wydawnictwa, bo czuję, że ktoś spartolił równo…” Z zamyślenia wyrwał ją głos taty:
– Katiusza! Katiuuuuusza! Przyszedł do ciebie list. Świeci i gra!
– Faktycznie – sapnęła przybiegłszy z balkonu i przypatrując się kopercie ozdobionej różnokolorowymi diodami – szkoda że święta minęły, byśmy dali na choinkę!
Przy akompaniamencie dobywającej się ze środka hawajskiej muzyczki, starając się nie przeciąć żadnych kabelków, otwarła kopertę nożem.
– Wycieczka! – Jęknęła z zachwytu.
Fundacja „Harcerska emerytura” w wielkim losowaniu wybrała właśnie Ciebie! Nie marnuj czasu i już teraz wyruszaj z nami w świat!
– Chętnie, tylko gdzie? – Pomyślała Katiusza.
Dolny Śląsk to kraina legend, tajemnic i ukrytych skarbów Historii – tej wielkiej i tej codziennej! Zanurz się w nieczynnych sztolniach, odkop zapadłe miasta. Wielu już próbowało i wyszło im na dobre, spróbuj i Ty! (Do wyboru również Gliwice i Białystok, lecz szczerze nie polecamy).
– Bardzo fajnie byłoby zmienić swoje życie z dnia na dzień. I właśnie to zrobię – zadecydowała Katia Pitrasik i udała się do kuchni, by upitrasić kotlety (z chlebem najlepsze na podróż), a potem poszukać jakiejś walizy, najlepiej na kółkach, bo tak się teraz proszę Państwa jeździ.
*
– Spotykamy się tutaj, aby… – Zaczął bardzo poważnie Robercik.
– Jezu, ktoś umarł?! – przestraszyła się Redakcja Na Tropie.
– Tota vita discendum est mori – zauważył filozoficznie Druh Popović, który kiedyś studiował filozofię – całe życie uczymy się umierać. Seneka – wyjaśnił.
– Bogu dzięki wszyscy zdrowi – ustosunkowała się do powyższego Marta Dratewka, członkini Redakcji – no, prawie wszyscy – i wzniosła swe oczy ku górze, obejmując lampę, którą trzymała na kolanach.
– O tempora, o mores… – dopowiedział Druh Popović, coraz bardziej udowadniając, że faktycznie nie wszyscy.
*
Są różne zwiastuny nieszczęścia. Najczęściej przejmujemy się tymi, które możemy zobaczyć. Na przykład: czarny kot przebiegający drogę, rozbite zwierciadło, napotkana na rozstajnych drogach starucha, szepcząca coś na nasz widok i śmiejąca się złowróżbnie. Dużo częściej jednak nie zauważamy zbliżającej się katastrofy. Całe szczęście, inaczej jest w opowiadaniach – tutaj możemy zobaczyć to, czego nie są świadomi nasi bohaterowie i chociaż psychicznie przygotować się na jatkę.
Gdy druhna Katiusza pakowała walizkę, spod kuchennego stołu wyszedł Chińczyk. Azjata drobnej postury, w czarnym stroju nawiązującym do tradycji kung – fu, zacierając małe rączki i chichocząc, skradał się do drzwi wyjściowych, które bezszelestnie przekroczył i czmychnął do lasu, bo było tam całkiem niedaleko. Odnalazłszy zamaskowaną radiostację, połączył się z Centralą.
– Zadanie wykonane – powiedział po chińsku
– ku chwale Chińskiej Republiki Ludowej, sierżancie Xiao Che! Bez odbioru.
Gdyby druhna Katiusza częściej zauważała śledzących ją Chińczyków, uniknęlibyśmy sporej ilości kłopotów. Jednak nie tylko ona…
*
Robercik poprawił wszystkie odznaki, sprawdził, czy chusta ułożona równo i spróbował zacząć jeszcze raz:
– W obliczu tak poważnej zmiany…
– Sic transit gloria mundi – wtrącił Druh Popović – Tak przemija chwała tego świata… – I pokiwał światu palcem w zadumie.
– Mógłbyś się nie wtryniać, fajansiarzu? – Spytał żarobliwie Pablo Piaskiesky – bo powiem przy wszystkich, że wyglądasz jak lama, a podobno znosisz to źle…
Popović zbladł. Zapadła cisza, Robercik po raz trzeci rozpoczął swoją przemowę:
– Czuwaj. Ekhm… Chciałbym powiedzieć, że druhna Naczelna jest na wczasach i trzeba wybrać nowe dowództwo. Zebrałem was wszystkich tutaj, w naszej siedzibie, ale zanim zaczniemy dyskutować, chciałbym przeczytać Główne Założenia Harcerstwa, które sobie wynotowałem w zeszycie. Proszę o uwagę i skupienie. Myślcie o swojej harcerskiej drodze. Jest trochę za ciemno… – zakończył niespodziewanie i nawet druh Popović, który zrobił się nieco mniej blady, nie mógł zrozumieć ostatniego, bardzo enigmatycznego zdania. Całe szczęście Marta Dratewka była przygotowana i postawiła przed Robercikiem swoją lampę. Tę samą, którą cały czas trzymała na kolanach, czekając na odpowiedni moment. Nastąpił on właśnie teraz.
– Dziękuję za to światło, które pozwoli nam odnaleźć ścieżkę wśród mroków – powiedział Robercik, bardzo już przejęty tym, co za chwilę miał przeczytać.
Główne Założenia Harcerstwa i opis Jego Najgłębszej Istoty – przeczytał tytuł, a potem cały swój referat.
*
Dzień wcześniej Druhna Dratewka maszerowała wesoło po ulicach stolicy. Gdyby wiedziała, że idzie za nią drobnej postury Chińczyk, na pewno lepiej przygotowałaby się na to, co się może stać. Ale nie miała, jak to się powszechnie powiada, oczu na plecach, więc została zaskoczona.
– Pani, pani! – szarpnął ją za rękaw sierżant Xiao Che, jeden z najlepszych i najtajniejszych chińskich agentów specjalnych.
– Słucham Cię mały człowieczku – uśmiechnęła się Dratewka, bo Xiao Che użył już swojego tajnego talentu bycia ujmującym i od razu ją oczarował. Uśmiechnął się zalotnie i powiedział:
– Niech pani chce kupić tę lampę w dużej mierze zgodne z moją babcią stylu dekoracji? Chciałbym zaproponować, bo to jest Twój dobry smak!
I uśmiechnął się słodko, prezentując półmetrową lampę z plecionym abażurem, po części porcelanową, z narysowanymi wzorami kwiatowymi. Druhnie Dratewce schlebiała uwaga o dobrym smaku, ale nie mogła się przemóc.
– Wiem, że w świetle radości! – Próbował dalej Che, zalotnie unosząc brew.
– Dobra, biorę, a co tam! – I Druhna Dratewka wzięła lampę. Była podekscytowana i nawet nie zwróciła uwagi na to, że Chińczyk nie chciał żadnej zapłaty! Od tej pory polubiła lampę (bo to był jej dobry smak!) i zawsze nosiła ją przy sobie. A chiński wywiad cieszył się, bo mógł podsłuchiwać jeszcze więcej.
*
… I tym jest według mnie Istota Harcerstwa – Robercik zakończył odczyt i skłonił się skromnie. Nastąpiły pojedyncze, grzeczne oklaski.
– O czym mówił? – zapytał po chińsku pan Hu Jintao, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Chin.
– Bardzo dobrze mówi, wszystko się zgadza z najważniejszymi zasadami totalitaryzmu. A my tu takie sprawy lubimy, więc z przyjemnością posłuchałem. – odpowiedział zdejmując słuchawki oficer dyżurny (również po chińsku, chociaż z wyraźnym akcentem kantońskim).
– Bardzo fajnie. Strasznie się ucieszyłem. Będzie nam doskonale pasował. Robimy akcję. – wyszczerzył zęby w uśmiechu Pierwszy Sekretarz.
Dalej już nie słuchali. Nie mieli czasu, organizowali bowiem największą chińską operację szpiegowską, jaką widziała kiedykolwiek Rzeczpospolita Polska.
Zebranie w Głównej Siedzibie Na Tropie trwało jednak dalej.
– Proponuję przedyskutować sprawę i wybrać nowego naczelnego. Ale przez dyskusję, a nie przez głosowanie – zabrała głos Marlena Antkowiak z Poznania.
– A nie możemy zagłosować? – Zdziwiła się Redakcja Na Tropie.
– Nie wolno. Trzeba przez Dyskusję i Konsensus. Takie są Pradawne Zasady Wyboru Redakcji. Z tej książki! (Tu pokazała wszystkim niedoścignione Pradavne zasady wyboru redakcyi „Na Tropiae” w wyborze M.M. pod natchnieniem spisane, z Duchem Wędrowniczem w pełni zgodliwe, wyd. Weterani Harcerstwa, Calissia MCMXCV)
– Consesnus! – Ożywił się Popović.
– Proponuję, żebym Naczelną była ja – kontynuowała Marlena Antkowiak – ponieważ się nadaję. Otwieram dyskusję.
– Też uważamy, że się bardzo nadajesz – zgodziła się Redakcja, zamykając dyskusję.
– Kto jest za przyjęciem konsensusu w tej sprawie, proszę podnieść dłoń – to Piaskiesky wziął sprawy w swoje ręce – pamiętajmy, że nie jest to głosowanie.
Wszyscy zgromadzeni zgodzili się przez podniesienie kończyny.
– Littera scripta manet – podsumował Popović, widząc, że Robercik zapisuje wszystko w zeszycie. Potem nastąpił uroczysty meldunek, wszyscy stanęli na baczność.
Po chwili niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi i zaraz potem do oświetlonego blaskiem lampy pokoju wkroczył listonosz. Dziwny listonosz.
– Z nieposkromionymi rozkoszami dać list pana, miły panie Popowić! – Powiedział w tak ujmujący sposób, że Popović uśmiechnął się szeroko, od razu otworzył kopertę i wysypał zawartość na stół. Zawartością była jedna, jedyna fotografia.
– To lama czy alpaka? – Zainteresowała się Marlena Antkowiak – i czy nie jest czasem do ciebie podobna, Druhu Popović?
Druh Popović zbladł, co dodatkowo upodobniło go do białej lamy widocznej na fotografii. Cóż, podobieństwo było ewidentne. Nawet coś więcej niż podobieństwo…
– Stara lama bez dynama! – „Zażartował” Druh Pablo i parsknął śmiechem. Wszyscy zgromadzeni również pochylili się nad fotografią i… Zaczęli się zataczać rechocząc, część położyła się na stole i biła w niego pięściami, nie mogąc złapać oddechu, a jeszcze inni leżąc pod tym samym stołem ze śmiechu aż płakali, wylewając w dywan litry łez. Jedynie Robercik nie był na tyle inteligentny, by skojarzyć o co chodzi, więc siedział nieruchomo na krześle i przyglądał się ze zdziwieniem całemu zajściu.
– Hej, Roberciku! – Usłyszał nad sobą czyjś głos. Podniósł wzrok i zobaczył nieznajomą brunetkę.
– Mam na imię Ilona i jestem Twoją fanką. Czy mogę zaprosić cię na obiad? – I spojrzała mu głęboko w oczy, dodając:
– BĘDZIE SCHABOWY.
– No nie wiem, trwa spotkanie redakcji… Nie mogę go opuścić, jeszcze nie zrobiliśmy kręgu i…
– Zrobimy krąg u mnie w domu. A tak w ogóle, to co to za harcerze, którzy się tak zachowują?
Faktycznie, wszyscy płakali ze śmiechu, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół nich, krzyczeli „alpaka, lama, alpaka!”, poklepywali się po plecach i próbowali złapać oddech.
– Faktycznie, to nie jest prawdziwe harcerstwo… – Odpowiedział Robercik i wyszedł z nieznajomą przed siedzibę Na Tropie. Potem wsiedli do samochodu.
– Dokąd jedziemy? – zapytał po chińsku mały chiński szofer.
– Podwieź nas do mnie do domciu – odpowiedziała Ilona. Również po chińsku. Ruszyli z piskiem opon.
*
Druh Popović siedział nieruchomo i wpatrywał się w zdjęcie. Oto miała miejsce największa trauma jego życia, nastąpiło to, czego bał się nieustannie, odkąd odkrył swoje łudzące podobieństwo do tego skądinąd sympatycznego, a przez niego od lat znienawidzonego gatunku zwierzęcia. Nawet głębokie studia filozoficzne nie pomogły mu odciąć się od problemu. Teraz czuł, że jego życie się skończyło. Nic nie miało znaczenia. Wciąż wybuchały coraz to nowe salwy śmiechu. Drżącymi palcami podniósł fotografię i delikatnie obrócił. Coś tam było napisane!
Powstrzymać się nie mogli, żeby zaanonsować Wam takie nowiny. Chińska Republika Ludowa znowu wam uczyniła WIELKIE BAMBUKO, cześć frajerzy!
(-) Hu Jintao
PS. Robercik wyborowym Sekretarzem z nawiązką tego w telewizorze nie oglądajcie, ha ha ha!
Rozejrzał się dookoła. Robercika porwano!
Wtedy właśnie Pablo zadzwonił do Robercika, informując go o śmiertelnym niebezpieczeństwie.
*
– Niemożliwe – odpowiedział Robercik trochę niewyraźnie, bo przeżuwał kotleta – jest mi tu bardzo przyjemnie. Zadzwonię jak zjem, dobrze? – I odłożył słuchawkę.
– W jakim ja mogę być niebezpieczeństwie?
– Nie wiem. Jeszcze kotlecika? – Zawołała z kuchni Ilona – Mogę ci usmażyć ile chcesz!
Robercik jadł już czwartego. Chyba nigdy w życiu nie był najedzony, bo większość swoich pieniędzy dokładał do harcerstwa i zawsze starczało mu co najwyżej na najtańsze parówki. Reszta szła na składki albo podróże służbowe. W pewnym momencie zakrztusił się z powodu myśli, która mu strzeliła do głowy, spychając przy okazji kotleta z wyznaczonej ścieżki. Wiele razy już obiecywał sobie, że nie będzie myśleć, jedząc…
– Ty! Znam Cię!
– Skąd? – Zdziwiła się Ilona. Tego w swoim przebiegłym planie nie przewidziała.
– Harcerski Zespół „Wetlinianki”! Byłaś na kalendarzu, który mieliśmy w hufcu!
– No… Tak. – Zgodziła się Ilona. To była prawda.
– Ilona Nadmorska! – Robercik wiedział więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać – na koncercie w Mielcu dedykowałaś mi piosenkę!
I zaśpiewał z rozrzewnieniem:
Radosny naszych wędrówek czas,
Wśród świata uśmiechów i łez…
Rzecz, która wszystkich łączy nas:
Harcerski krzyż na piersi twej!
Więc idźmy znów w jasną
Dal z błękitów utkaną,
Wraz z pieśnią radosną, na górskim szlaku spotkaną!
„No tak… – pomyślała Ilona – sprawa już dograna, a gość mi wyskakuje z czymś takim. Jak ja mam go teraz utuczyć i przekazać chińskim służbom specjalnym, skoro właśnie poruszył mnie do głębi i wcale nie chcę, żeby został następcą Pierwszego Sekretarza?”
– Wasze piosenki sprawiają, że kocham harcerstwo jeszcze bardziej! – dobiegł ją głos Robercika, który właśnie zabierał się za kiszoną kapustę – A szczególnie polskie harcerstwo, bo czuję się patriotą!
Zadzwonił telefon.
– Jak tam nasz przyszły dyktator? Nabiera ciałka? Wiemy, że nie może być za chudy, bo go ludzie nie będą szanować! – zagadywał wesoło Pierwszy Sekretarz. Po chińsku.
– Panie Hu, jest problem… Chyba zrezygnuję z udziału w tej akcji…
– To niepoważne. Pamiętaj o korzystnym wpisie w CV oraz o miliardzie juanów, który zarobisz. Co innego możesz robić, studiując język chiński, oprócz pracy dla Komunistycznej Partii Chin?
– No tak… Czyli wszystko idzie zgodnie z planem. – Ilona odłożyła słuchawkę. Starała się myśleć o pieniądzach.
*
– Należy odbić Robercika! – Marlena Antkowiak stuknęła palcem w mapę stolicy, na której poustawiane już były małe chorągieweczki, oznaczające miejsca do sprawdzenia. W świetle lampy Druhny Dratewki Redakcja ustalała plan działania.
– Dlaczego siedzisz osobno? – Zainteresował się Druh Piaskosky, widząc Popovića kiwającego się na krześle.
– Zniszczyliście moje życie. Idę pierdyknąć z mostu – powiedział Popović całkiem po polsku, chociaż odruchowo się poprawił:
– Mors est quies viatoris, finis est omnis laboris. Śmierć jest spoczynkiem podróżnego, jest kresem mozołu wszelkiego.
Skierował się w stronę drzwi.
– Zaraz, zaraz, nie wszystko naraz! – Piaskosky nie tracił nigdy fasonu – przecież nie możesz obrażać się o taką bzdurę. Faktycznie, wyglądasz jak lama, ale czy to powód do zmartwień? Wyluzuj, bo pękniesz!
– Ja mam śmieszne nazwisko kojarzące się ze zwierzęciem. Ale wcale się nie przejmuję, nawet lubię to zwierzątko! – Odezwała się milcząca dotąd Dorota Wydrzyńska, członkini Redakcji.
– No widzisz?! – Ucieszył się Piaskosky – poza tym chciałem podzielić się z Tobą pewną tajemnicą. Otóż jesteśmy rozdzielonymi przez przypadek braćmi bliźniakami. Oczywiście dwujajowymi, bo inaczej wyglądałbym tak samo jak ty, czyli… Jak lama… W każdym razie cieszę się, że jesteśmy znowu razem!
– Gaudeamus igitur! – Popović rozpłakał się z radości, zapominając o wszelkich krzywdach.
– Sweet Jesus! Ja jeszcze bardziej! – I rzucili się sobie w ramiona.
– Koniec tych czułości – zakomenderowała Marlena Antkowiak – jedziemy na poszukiwania! Do wozu!
Rozemocjonowani wybiegli przed siedzibę redakcji, wsiedli do wozu i…
– Jakiś dokumencik by się przydał – pan Strażnik Miejski zaglądał przez okno – i ile was tu w ogóle jedzie? Proszę wysiadać.
*
– Obiad mi bardzo smakował! – Robercik poklepał się po brzuszku i uśmiechnął szeroko – ale muszę już iść, bo jutro jadę na biwak i muszę wszystko dla harcerzy przygotować… I w ogóle jestem bardzo zajęty służbą Polsce, czyli naszej Ojczyźnie – wstał i zasalutował.
– No to idź, odwiedź mnie jeszcze kiedyś, to ci coś dobrego ugotuję.
– No pewnie! I pośpiewamy harcerskie piosenki! Czuwaj!
„Czuwaj, czuwaj… Nie wiem czemu ja to robię, tyle kasy… No trudno, realizujemy plan B”.
Wybrała numer do Xiao Che.
– Panie Czesiu, ugotuję panu całkiem dobry polski obiad. Tylko musimy trochę zmienić plan…
*
Ta historia, chociaż względnie krótka ma kilka zakończeń:
1.
Dowód rejestracyjny samochodu redakcyjnego gdzieś się zapodział, a z możliwych czterech miejsc aż sześć było zajętych, więc Redakcja została ukarana gigantycznym mandatem. Całe szczęście obok przechodził Bogdan Bogaty – obrzydliwie bogaty właściciel fabryki wkrętów odwrotnie gwintowanych z dziurką. Bogdan Bogaty nie chciał wcale tłumaczyć czemu to robi, więc bez słowa wręczył Straży Miejskiej odpowiednią kwotę. To dla Bogdana Bogatego była drobnostka. Potem Bogdan Bogaty powiedział, że musi już iść. I rzeczywiście, odszedł, zostawiając wszystkich w osłupieniu.
Redakcja nie kontynuowała jazdy – zresztą i tak nie znalazłaby Robercika. Robercik zaś nieświadomy powagi sytuacji pojechał następnego dnia na biwak ZHP Sinopapuziatego Szczepu Synów Giewontu.
2.
Hu Jintao, Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej wstał i jak co rano pomyślał po chińsku: Boże, jakby mi się tak chciało, jak mi się nie chce… Potem zaczął rozmyślać o emeryturze. Całe szczęście jego plan znalezienia nowego dyktatora działał. Po południu przyprowadzono do niego osobliwych gości.
– Dlaczego jest ich dwóch? – zapytał zdezorientowany – Panie Czesiu, miał być jeden przecież…
– Słodki Jezu, nic nie rozumiem! – Piaskiesky był wyraźnie ubawiony sytuacją.
– Adulescentia est tempus discendi, sed nulla aetas sera est ad discendum. Młodość jest czasem nauki, ale żaden wiek nie jest zbyt późny do jej podjęcia. – rzekł Popović.
– Mówią że są braćmi i nie dadzą się rozdzielić. Więc wziąłem dwóch. – Wytłumaczył Xiao Che, po czym zwrócił się do druhów:
– Mata rządzijcie teraz naszą republiką, zaprawdę dobre parady wojskowości!
– Widzę że sobie świetnie radzicie, więc jadę na działkę! Witaj emeryturo! – zawołał Przewodniczący i dość szybko się ulotnił. Chińska Republika Ludowa upadła jakiś czas później. Można to było zobaczyć w telewizji.
3.
Marlena Antkowiak rządziła redakcją jeszcze długi czas, z licznymi sukcesami. Efektem jej starań był między innymi reprint Pradavnych zasad wyboru redakcyi „Na Tropiae” oraz skuteczne zablokowanie możliwości druku Głównych Założeń Harcerstwa autorstwa Robercika, wraz z zamknięciem rękopisu w Archiwum Głównej Kwatery na 50 lat.
4.
Katia Pietrasik spędziła najlepszy czas swojego życia na południowo-zachodnich rubieżach kraju, na harcerskiej emeryturze, ufundowanej oczywiście ze środków Komunistycznej Partii Chin. Do końca życia nie była świadoma tego, że była jednym z trybików ogromnej międzynarodowej operacji, której etapem było zwabienie Robercika do stolicy na zebranie Redakcji Na Tropie.
5.
Studiująca język chiński Ilona Nadmorska w sprytny sposób zainkasowała miliard juanów, co pozwoliło zakupić mięso na tysiące nowych kotletów oraz względnie dostatnie życie jej dzieci i wnuków. Robercik jeszcze długi czas chodził do niej na obiady, co zaowocowało tym, że utył na tyle, by być bez problemu wybranym do władz chorągwianych.
6.
Lampa Druhny Dratewki służyła jej jeszcze przez wiele lat. Stojąc na honorowym miejscu w jej mieszkaniu dostarczała bez wiedzy właścicielki wiele rozrywki nudzącym się oficerom chińskiego wywiadu, szczególnie panu Czesiowi, który najlepiej znał polski.
7.
Liczba siedem jest podobno szczęśliwa, stąd siódme zakończenie. Druhna Sylwia S., wcześniej niewymieniona, ale również obecna na pamiętnym spotkaniu redakcji, z nadmiaru wrażeń zapadła w śpiączkę na miesiąc. Obudziła się jednak na czas i zdążyła wydać prowadzone przez siebie Na Tropie Wydarzeń. Serdecznie polecamy! A że musi być w historii morał, to będzie właśnie taki: jak masz coś zrobić, to uważaj żeby nie zaspać!