Paprykarze do Holandii?!
Ekipa ze Szczecina od pewnego czasu robi genialne rajdy za granicą. W tym roku do Holandii zabierają ponad stu harcerzy! Warto. Znam ich.
Za pomysłem „Exkursion” od samego początku stoi dh. Janek Bober. Zawsze miał ten swój vanderlust – jeździł za granicę w ramach wolontariatu i Erasmusa, zapisywał się na wszystkie chorągwiane (i wyższe) wyjazdy. W pewnym momencie stwierdził, że brakuje czegoś takiego u nas. Pamiętam, że dyskutowaliśmy o tym wyjeździe na biwaku instruktorskim we wrześniu, więc pierwszy pomysł padł pewnie w okolicach 2013.
Jak dotąd obie edycje „Exkursion” były w Berlinie – zdecydowała o tym bliskość (ze Szczecina jest naprawdę niedaleko) i „rozeznanie” Janka (akurat studiował w tym czasie w Niemczech). Przy drugiej edycji – chyba – brak pewności, że zmiana lokalizacji będzie słuszna. Na szczęście przy tegorocznym wyjeździe wszystkie obawy zniknęły. Poprzednie podróże okazały się sukcesem (bo jak inaczej nazwać fakt, że na praktycznie nieznany rajd zgłasza się ponad setka osób z całej Polski?), więc teraz znacznie śmielej patrzą w przyszłość i myślą, co będzie za rok.
Exkursion 2016 – co to za zamieszanie? W jednym zdaniu poproszę.
Exkursion to zagraniczne szaleństwo dla tych, którzy nie boją się poznawać nowych miejsc i ludzi.
Czemu używacie akurat niemieckiego słowa, skoro rajd zabiera nas do Holandii („exkursion” po niemiecku oznacza wycieczkę)?
Niemiecka nazwa? Cóż, dotychczasowe edycje odbywały się pod hasłem „Rajd na Berlin”. W zasadzie wymyślając ją, nie myśleliśmy chyba nawet o tym, że pojedziemy gdzieś indziej. Poza tym, holenderski jest zbliżony do niemieckiego. Jak będziemy jechać na Węgry to pomyślimy nad zmianą nazwy
Możesz pokrótce opisać ekipę, która stoi za organizacją tego wydarzenia?
Sercem, duszą i motorem napędowym był – i miejmy nadzieję, że będzie – dh. Jan Bober. Już wcześniej ciągnęło go do takich rzeczy – pierwszą edycję zorganizował będąc w hufcowym zespole ds. współpracy zagranicznej. Teraz działa w takim samym zespole, tylko ze złotym sznurem. Od samego początku za sprawy organizacji odpowiadał też dh. Tomasz Krugowiec i dh. Krzysztof Szymkiewicz (którego – co prawda – nie ma z nami w tym roku, jednak miło wspominamy współpracę). Do tego był dh. Wojciech Taraciński, który zajmował się programem rajdu i kwestiami fabuły. W drugiej edycji mieliśmy też nieocenioną pomoc dh. Jakuba Chmiela. Ogólnie mówiąc, nasza ekipa nie jest zbyt duża, lecz dajemy radę.
W regulaminie piszecie o tym, że niezbędne są telefony z systemem Android. Po co w ogóle harcerzom telefony na rajdzie? Jakiś lobbing?
Lobbing? Jaki lobbing? Przecież kadra rajdu od zawsze jeździła sportowymi ferrari. A tak bardziej na poważnie – już przy pierwszej edycji stwierdziliśmy, że chowanie karteczek na punktach to nie najlepsze rozwiązanie. Zamiast tego postanowiliśmy wykorzystać telefony uczestników. Początkowo dawaliśmy im do sczytania QR kody, później zmieniliśmy to na zaszyfrowane pliki pdf. Takie rozwiązanie jest dużo praktyczniejsze. Nie jest to jakiś szczególnie ciężki wymóg, zwłaszcza że na jeden patrol wystarczy jeden telefon.
Myślicie, że taka interaktywna forma przypadnie do gustu uczestnikom?
Jak dotąd mieliśmy dwie edycje pełne zadowolonych uczestników, więc nie wydaje nam się żeby coś miało się nie spodobać. Już przy pierwszym wyjeździe pojawiały się pytania, czy nie lepiej zrobić coś bardziej znanego i „przyjaznego” dla uczestników. Ale tu nie chodzi o to, żeby było lekko i przyjemnie. Ma to być stawianie nowych wyzwań, ciągła wyprawa w nieznane. Tak według nas powinno wyglądać harcerstwo i tego staramy się trzymać.
Nie boicie się organizować de facto sporej imprezy w innym kraju? Jak poradziliście sobie z barierą językową i takiego typu problemami podczas organizacji? Czy może w ogóle ich nie było?
Szczerze? Nie jest to takie straszne, jak by się mogło wydawać. Za granicą łatwo się porozumieć po angielsku, choćby w stopniu podstawowym. Więc może nie każdy uczestnik będzie w stanie umówić się na wizytę w kawiarni, ale raczej nie będzie problemów z pytaniem o kierunek. Plusem są zagraniczni skauci – niesamowicie pomocni i cierpliwi. Tolerowali wszystkie nasze pytania (i z lekka łamany angielski).
Możesz uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić jakieś rajdowe zadania?
Może nie powiemy wiele o samej fabule, ale zdradzimy, że wrócą rajdowe „osiągnięcia” (lub jak nazywamy je „po zagranicznemu” – achievmenty). Dla tych, którzy się z tym nie spotkali – są to małe „dodatki” do trasy rajdu, takie poboczne zadania, które trzeba potwierdzić zdjęciem lub krótkim filmikiem. Zazwyczaj wymagają od uczestników kreatywności albo nawiązania kontaktu z obcokrajowcem. Liczymy, że i w tym roku ekipy wykażą się pomysłowością.
Planujecie już kolejną edycję i w przyszłym roku znowu nas zaskoczycie zapraszając na wycieczkę za Szczecin?
Nie zamierzamy spocząć na laurach, jeśli o to chodzi. Może za pierwszym razem była taka myśl, ale teraz za bardzo się do tego przywiązaliśmy. Kiedy wkładasz w coś swój wysiłek i czas, a potem widzisz, jak to procentuje, to nie chcesz przestać. Masz ochotę robić to dalej, zarażać tym ludzi. Może liczymy po cichu na to, że inni podchwycą nasz pomysł i sami zaczną współpracę z zagranicznymi skautami? W każdym razie, na pewno będziemy próbować dalej. Ale gdzie, jeszcze nie wiemy. Wierzymy jednak, że gdzieś tam są przyjaźni ludzie, którzy będą chcieli nas przyjąć.
Trasę od początku organizowało środowisko instruktorsko-wędrownicze z Hufca Szczecin-Pogodno. Chociaż Janek (formalnie) działa teraz w Chorągwi Zachodniopomorskiej, sercem i duszą nadal jest ze swoją starą ekipą. Są małą, ale zgraną grupą, która znała się już wcześniej z rajdów, biwaków i obozów. Może dlatego takie kwestie, jak skład grupy czy podział obowiązków przyszły tak naturalnie. Po prostu wiedzieli, czego mogą od siebie nawzajem oczekiwać.
Maciej Pietrzczyk - podharcmistrz wywodzący się z Chorągwi Kieleckiej i 33 Kieleckiej Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej „Pasat”. Student Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Szef działu Na Tropie Kultury.