PLUS/MINUS- Razem czy osobno?

Archiwum / 07.05.2007

Przykładowy obrazFilip Springer: Po świecie chodzą kobiety i mężczyźni, dziewczynki i chłopcy. Kulę ziemską mamy jedną, na niej przebywają istoty ludzkie obojga płci. I całe szczęście.

Olgierd Pankiewicz: – Tak postawiony problem mija istotę wychowania harcerskiego. 

 

 

 

 

 

 

Filip Springer: Po świecie chodzą kobiety i mężczyźni, dziewczynki i chłopcy. Wiele osób próbuje udowodnić, że pochodzą oni z dwóch światów – z dwóch osobnych planet. Fakt pozostaje jednak faktem- kulę ziemską mamy jedną, na niej przebywają istoty ludzkie obojga płci. I całe szczęście.

Największą radością jaką przeżywam spotykając się z ludźmi z mojej drużyny, których nie widziałem od lat jest to, że wiele z nich stanowi teraz harmonijne rodziny. Poznali się w harcerstwie, niejednokrotnie sami ich swataliśmy, kibicowaliśmy im, pomagaliśmy przezwyciężać niepowodzenia i trudności. Potem szliśmy w mundurach na ślub, na weselu spoglądano na harcerski stół ze zdziwieniem bo nie stała tam żadna butelka, a wszyscy bawili się lepiej od pozostałej części sali. Po jakimś czasie ktoś przychodził z informacją, że dziecko już w drodze. Kupowaliśmy zuchowy mundur w najmniejszym rozmiarze, czarną hustę i czekaliśmy na narodziny z nerwami nie mniejszymi od tych, jakie przeżywał sam szczęśliwy przyszły ojciec. A potem pojawiali się na jakichś rocznicach czy drużynowych wigiliach, z berbeciem w wózku. Berbeć podrastał i jedną z pierwszych rzeczy jakich się uczył było dorzucanie do ogniska(wszystkie dzieciaki są tym wprost zafascynowane). Te rodziny zawsze mają podobną opowieść o Początku- pamiętną wartę na obozie, biwak w Zegrzółkowie Zgierskim gdzie postanowili być razem. Zawsze uważałem, że to, iż z drużyny odeszli razem jest tysiąc razy ważniejsze od wszystkich innych umiejętności jakie harcerstwo przez te kilka lat im dało.

 

Tego wszystkiego by nie było, gdyby moja drużyna nie była koedukacyjna. Oczywiście przy okazji nie byłoby całej masy głupich i niepotrzebnych konfliktów, utarczek, kłótni. Nie byłoby też  cichych godzin, gdy żeńska część drużyny z sobie tylko znanych przyczyn (dla naszych dam absolutnie oczywistych) odmawiała jakiejkolwiek komunikacji „bo jesteśmy świnie i już”. Pewnie gdyby nie to, że drużyna zawsze była koedukacyjna, kilka osób by w niej zostało dłużej, nie odeszłyby razem za swoimi dziewczynami/ chłopakami albo uciekając od niespełnionej miłości. Nie byłoby złamanych serc, samczych popisów i babskiego(choć ponoć panowie są w tym nie gorsi) obgadywania. Tylko czym wówczas byłaby ta drużyna?

 

Cała masa harcerzy zapytanych jakie umiejętności powinni wynieść z harcerstwa w dorosłe życie jednym tchem wymieni zdolność organizowania i zarządzania swoim czasem, myślenia strategicznego czy otwartość na potrzeby drugiego człowieka, gotowość do niesienia mu pomocy. Inni dodadzą jeszcze ten moralny kręgosłup wartości, dzięki któremu każdy harcerz stoi prosto jak wartownik pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Niektórzy coś zaczną przebąkiwać o umiejętności pracy w zespole. O tym jaki to zespół pewnie się już nie zająkną. No jak to jaki? Taki jak ich drużyna.

 

Ano właśnie. Czyli jaki tak naprawdę? Umiejętność pracy w zespole składającym się z samych dziewcząt bądź chłopców jest czymś zasadniczo różnym od umiejętności harmonijnego działania na rzecz wspólnego celu w zespole mieszanym. To truizm. Ale niezwykle istotny jeśli się zastanowić po co my w tym zespole tak naprawdę jesteśmy. A jesteśmy po to by w przyszłym życiu jak najlepiej odnaleźć się w społeczeństwie. A to społeczeństwo jest koedukacyjne w samej swej istocie. Chyba, że ktoś planuje pobyt w więzieniu.

 

W drużynie składającej się z samych młodych chłopców czy dziewcząt łatwiej wyrobić w nich cechy określane mianem „męskich” czy „kobiecych”- uświadomić im ich płciowość i jej konsekwencje- powiedzą moi oponenci. Rezygnując z dyskusji nad zasadnością takiego stwierdzenia o wiele ważniejsze jest dla mnie to, że moi wędrownicy będą dobrymi ojcami, szefami i mężami niż „dobrymi mężczyznami”. Bo o ile wiem co to znaczy być dobrym szefem, o tyle definicja prawdziwego mężczyzny jest zdaje się bardziej względna. I z tego powodu mniej użyteczna w naszym procesie kształtowania młodych ludzi.

 

A to właśnie w koedukacyjnej drużynie uczymy się siebie nawzajem. I ta nauka potem procentuje we wszelkiego rodzaju relacjach- od służbowych po uczuciowe. Kompromis zawarty między kobietą a mężczyzną jest przecież czymś fundamentalnie różnym od kompromisu zawartego między dwoma samcami. I umiejętność jego szukania, a potem godzenia się na niego jest jedną z najcenniejszych jakie wynosimy z harcerstwa.

 

Nie wyobrażam sobie by moja drużyna składała się tylko z chłopaków. Pewnie byłoby fajnie, może nawet zrobilibyśmy kilka wspaniałych rzeczy, na które nie zdobyliśmy się będąc drużyną koedukacyjną. Ale właśnie to, że czegoś takiego nie zrobiliśmy, że umieliśmy z tego zrezygnować, sprawia, że w ostatecznym rozrachunku chyba więcej tym zyskaliśmy.

 


Olgierd Pankiewicz: Problem koedukacji w harcerstwie stawia się tak: jak budować jednostki harcerskie? Z osób różnych, czy tej samej płci? Jednak tak postawiony problem mija istotę wychowania harcerskiego. W ZHR nie ma jednopłciowych jednostek. Jest w nim coś, o czym będzie w tych paru słowach.

Najpierw braterstwo. Harcerze to bracia, którzy idą razem przez życie. Idzie się do drużyny harcerskiej po to, żeby razem wędrować, bo wspólnota wędrówki jest każdemu chłopcu potrzebna. Ważne są obie rzeczy razem: i wspólnota, i wędrówka. We wspólnocie kształtuje się tożsamość i otwartość na innych. U chłopców, których znam, te dwa elementy kształtują się zwykle w turniejach, zapasach, wyścigach, czy zwykłych bójkach najróżniejszego rodzaju. Chłopiec, aby poznawać swoje granice, potrzebuje równego sobie towarzysza – partnera. Ta równość to podobieństwo; potrzeba, aby podobne zdolności, sprawności były ważne, żeby chcieli się ze sobą próbować. Natomiast dużo mniej ważny jest ten sam stopień sprawności. Dlatego ta wspólna wędrówka, której potrzebują, jest wspólnotą zainteresowań i potrzeb, które razem idą realizować w życiu. Wędrować razem można wtedy wszędzie; nie chodzi przecież o przemieszczanie się, lecz o przygodę, czyli spotykanie razem nowych wyzwań.

Jednak bracia nie tylko współzawodniczą, ale też pomagają sobie w potrzebie. Wspólna wędrówka hartuje podobne umiejętności i cechy, stawia chłopców w podobnych tarapatach. Ten, kto jest lepiej zaprawiony, może pomóc słabszemu. Musi jednak wiedzieć, w czym pomóc, rozumieć tego, kto
potrzebuje pomocy. A to jest możliwe tylko wtedy, kiedy ulepiony jest z tej samej gliny; nie przykleja plasterka, ale pomaga się zmierzyć z problemem. Ze współzawodnictwa i pomocy trafiającej w potrzebę rodzi się starszeństwo uznane wśród braci – podstawa systemu zastępowego. Takie braterstwo łączy chłopców z chłopcami.
Po drugie – wodzostwo, które w harcerstwie dotyczy całej osobowości chłopca. Chłopiec potrzebuje wodza, który go poprowadzi do dorosłości, a dorosłością chłopca jest męstwo i w końcu bycie mężczyzną. Dlatego wodzostwo nie może się wypełnić w nauczaniu technik harcerskich i specjalnościowych umiejętności. Nie może się też wypełnić w nauczeniu zasad dobrego życia. Nie polega ono na przekazaniu wrażliwości i światopoglądu. Nie chodzi też chłopcu o to, aby mógł polegać na wodzu. Dowodzenie to też nie wodzostwo. Spełnienie wszystkich tych rzeczy i dodanie innych też nie wystarczy, jeśli braknie jednego. Wodzem dla chłopca jest ten i tylko ten, kto go prowadzi i za kim chłopiec chce iść. Nie wystarczy imponować, pomagać i rozumieć; to wszystko realizuje starszy brat, który jednak wodzem nie jest. Nie jest wodzem dlatego, że jest bratem, a więc kimś równym.

Tymczasem chłopiec potrzebuje przewodnika, aby dorosnąć. Wódz prowadzi więc dlatego, że uosabia pełnię, ku której chłopiec zdąża. Przy tym chce go prowadzić i bierze na siebie przewodnictwo. Wódz nie będzie przewodził przez całe życie, bo z chwilą osiągnięcia męstwa przez chłopca jego rola się kończy. Każdy wódz wie, że męstwa nie można przekazać. Męstwo rośnie w chłopcu, gdy drzemiące w nim siły się rozwijają. Wódz, który zna chłopca, tylko zaświadcza o jego męstwie. Chłopiec uwierzy temu, w którego męstwo ufa, i temu tylko, kto go zna i potrafi docenić.

W drużynie harcerskiej rozwój ani się nie zaczyna, ani nie kończy. Jednak potrzeba, aby wódz przekazał harcerzowi wiarę w sens i możliwość osiągnięcia przez niego męstwa, ku któremu zdąża. Dlatego na wodza chłopca nadaje się tylko mężczyzna. Ostatecznie tylko on będzie wiarygodny.

 

Wybrany obrazphm. Olgierd Pankiewicz – doktorant prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, pracownik jednej z poznańskich kancelarii adwokackich, instruktor Górnośląskiej Chorągwi Harcerzy Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej oraz drużynowy 2 Częstochowskiej Drużyny Harcerzy "Osiek", mąż , a już wkrótce także ojciec.

 

 

 

 

 

 

 

Wybrany obrazpwd. Filip Springer – redaktor naczelny Na Tropie, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów FORUM i Głosu Wielkopolskiego.