PO-LIN. Okruchy pamięci

Na Tropie Kultury / Maria Suchocka / 17.12.2008

W polskim kinie wspólna polsko-żydowska historia dotyka  zazwyczaj tylko jednego wydarzenia – Holokaustu. Tragedia niezawiniona, ani przez Żydów, ani przez Polaków na trwale zmieniła społeczny obraz Rzeczpospolitej.

Film Jolanty Dylewskiej przenosi nas w zupełnie inny świat – Polskę, którą pamiętają już tylko nasi dziadkowie. Polskę, w której istnieje wiele mniejszości narodowych, a naród żydowski – posiadający własną kulturę jest najwyraźniejszą spośród nich.

Pani Jolanta, która wykonała tytaniczną pracę przeszukując europejskie i amerykańskie archiwa, przenosi nas w świat tak nam bliski – wszak to film o naszej Ojczyźnie, a jednocześnie tak daleki – świat, który nigdy już nie powróci.

Tytuł filmu nawiązuje do XIII-wiecznej legendy opowiadającej o tym, jak Żydzi uciekli przed zarazą i pogromami z Niemiec do Polski. Zatrzymawszy się na ziemiach polskich powiedzieli: „Pol-lin” – co oznacza: „tu zamieszkamy”. Odtąd nasz kraj w języku hebrajskim nosi nazwę Po-lin.

„Po-lin. Okruchy pamięci” przenosi nas w świat nierealny, ale jakby po trochu obecny w każdym mieście. W prawie każdym polskim miasteczku zachował się jakiś przedwojenny budynek będący synagogą, mykwą lub zwykłym sklepikiem czy po prostu domem żydowskiej rodziny. Często mijamy je dzisiaj nie zdając sobie sprawy z tego, czym były wcześniej. Tylko najstarsi mieszkańcy mają owe „okruchy pamięci”, ale czy z tych okruchów pozostanie coś dla innych pokoleń?

Dzięki filmowi Dylewskiej będzie to obraz współżycia Polaków i Żydów – takiego prostego, sąsiedzkiego życia. Autorka nie dotyka tematów stricte  politycznych, nie pokazuje antysemityzmu, ani też jemu nie zaprzecza. Przy pomocy odszukanych przedwojennych filmów żydowskich kronikarzy-amatorów maluje obraz współżycia Polaków i Żydów w Kałuszynie, Bałutach, Kurowie, Sejnach … po prostu w II RP. Obraz realny, a jednocześnie metafizyczny. Obraz opatrzony profesjonalnym komentarzem historycznym, ale i tym poskładanym z „okruchów pamięci” zwykłych ludzi.

Ten film warto zobaczyć  z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze jest to wciągający dokument, którego wartość podnoszą unikatowe, oryginalne filmy pochodzące z lat 30-tych XX w. Po drugie warto, aby te „okruchy pamięci” pokolenia naszych dziadków nie zniknęły  z naszej świadomości historycznej.

Maria Suchocka - pełniła funkcję drużynowej i namiestniczki hufca Otwock. Z wykształcenia historyk.