Pochwała egoizmu

Archiwum / 08.01.2008

Pewnie głowę masz pełną pięknych myśli o służbie, budowaniu ojczyzny i kształtowaniu charakteru kolejnych pokoleń. Zapewne w pocie czoła przygotowujesz kolejną zbiórkę, biwak czy rajd. A teraz zatrzymaj się, usiądź, poczekaj 10 sekund i zadaj sobie pytanie: lubisz to?

Zastanawiam się, czy najlepszym rokiem z dziesięciu lat, które spędziłem w harcerstwie, nie był ten pierwszy. Pamiętam przyjemność czerpaną z uczestnictwa w kolejnej zbiórce wachty (tak w naszej drużynie żeglarskiej nazywają się zastępy), niecierpliwe oczekiwanie na następne spotkanie z moimi rówieśnikami, rajdy, na które chodziliśmy wspólnie z kolegami, no i wachtowego, który był dla mnie wówczas pół-bogiem.

Już po roku Związek Harcerstwa Polskiego wkroczył w mój sielankowy świat harcerskiego naturszczyka z pierwszymi obowiązkami – sam zostałem wachtowym. Wtedy to, jako 13-latek, usłyszałem pierwszy raz, że ciąży na mnie duża odpowiedzialność, że „moi ludzie” (ci sami, o których pisałem kilka wierszy wyżej „koledzy”) na mnie patrzą i biorą ze mnie przykład. To czas pierwszych harcerskich rozczarowań, frustracji i łez. Tak – mój pierwszy rok członkostwa w ZHP był najlepszy, bo mógłbym go opisać tylko jednym słowem – radość. Niczym nie zmącona.

Kilka lat temu byłem szefem patrolu przygotowującego się do udziału w Wędrowniczej Watrze. Z ogromnym entuzjazmem zabrałem się do pracy nad przygotowaniem tego przedsięwzięcia. Udało mi się zapalić do pomysłu kilkunastu wędrowników z drużyny – pojechaliśmy na Watrę, gdzie przeżyliśmy wspaniałe przygody i poznaliśmy ludzi, z którymi kontakt utrzymujemy do dziś. Na moim wspomnieniu tej imprezy cieniem kładzie się tylko jeden fakt.

Gdy podzieliliśmy obowiązki między siebie, zabrakło chętnego do poprowadzenia zajęć, które na Watrze musiał poprowadzić każdy patrol. Bohatersko, jako szef, wziąłem na siebie to zadanie. Bez większego entuzjazmu rozpocząłem przygotowania do zajęć, których tematyka, delikatnie mówiąc, nie była moją pasją. Brak pomysłu na zaciekawienie odbiorców, męczarnie przy próbie skonstruowania konspektu, podział pracy pomiędzy równie negatywnie nastawionych do pomysłu członków patrolu – to wszystko okazało się doskonałym przepisem na kompletną klapę. Przygotowałem i przeprowadziłem najgorsze zajęcia w moim życiu, właśnie dlatego, że absolutnie nie chciałem tego robić.

Przeciętny polski wędrownik jest uczniem albo studentem – znajduje się w kluczowym dla swojego życia okresie. Z każdym rokiem przybywa mu pracy i pojawiają się nowe role społeczne, także w harcerstwie podejmuje się coraz bardziej odpowiedzialnych funkcji. Jest jednak pewne pytanie, które powinien zadać sobie jako pierwsze podejmując się kolejnej służby. To wcale nie pytanie o to, czy środowisko go potrzebuje, czy drużyna bez niego przetrwa, ani co będzie z hufcem, jeśli nie zostanie członkiem jego komendy. Najpierw musi spytać samego siebie: „Czy będzie mi to sprawiało radość?” Odpowiedź negatywna automatycznie dyskwalifikuje kandydata z pełnienia danej funkcji.

Większość młodych Polaków ma na swoich barkach wystarczająco dużo odpowiedzialności i ważnych decyzji. Codziennie poświęcają się dla wielu istotnych spraw – przyszłej pozycji zawodowej, rodziny, wreszcie dla społeczeństwa. Od ZHP, któremu ofiarowują swój czas i wysiłek, mają prawo oczekiwać czegoś w zamian – radości. Opłaca się to z resztą obu stronom – im więcej przyjemności czerpie się z funkcji, tym lepiej się ją wykonuje. Nie chciałbym być w drużynie, której drużynowy marzy o oddaniu granatowego sznura, ani pracować z opiekunem próby, który musi zmuszać się do każdego spotkania ze mną. Boję się nawet myśleć o Związku Harcerstwa Polskiego, którego Naczelnik nie lubi zarządzać naszą organizacją. Funkcja, która nie sprawia radości, generuje bowiem frustrację i zmęczenie tak u osoby, która ją pełni, jak i u otoczenia.

I to koniec felietonu do „Na Tropie”. Napisałem go, bo lubię pisać do tej gazety. A jeśli kiedyś przestanie mi to sprawiać przyjemność, to nie będę pisał kolejnych tekstów. Mam nadzieję, że Naczelny zrozumie.

  phm. Jakub Sieczko – wywodzi się z 33 KHDŻ „Pasat” (Hufiec Kielce-miasto). Szef działu "Specjalności" w “Na tropie”, 1 grudnia 2007 r. został wybrany szefem Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Student V roku medycyny na Akademii Medycznej w Warszawie.