Podwodne wędrowanie
Wyzwanie. Wędrownictwo to szukanie wyzwań. Wędrownictwo to ciągłe stawianie sobie celu, który jest tuż za horyzontem – jeden krok dalej, niż wydaje się, że wędrownik jest zdolny dojść. Pokonać samego siebie – to moje wędrownicze wyzwanie. Z nurkowaniem jest jak z wędrowaniem. To znacznie więcej niż przemierzanie kilometrów i wytrwałość fizyczna. To zarazem przygoda, pokusa i lekcja pokory.
Niesamowita jest pokusa, która wyrasta z codzienności życia w wielkim mieście. Żeby na skróty, żeby prędzej, żeby łatwiej, żeby oszczędzić siły na sprawy naprawdę ważne. Tylko sprawy ważne mają to do siebie, że nigdy nie przychodzą same. Opowiadam młodym wędrownikom o płomieniach wędrowniczej watry, o drodze, którą one wytyczają. I też zmagam się z pokusą, żeby podjechać na tej drodze autobusem.
Wyzwaniem w duchu Wędrowniczej Watry była dla mnie od lat woda. Nie czuję się w wodzie pewnie – gdyby Bóg chciał, żebym był istotą wodną, miałbym błonę pławną wiadomo gdzie. Bałem się wody. I dlatego postanowiłem zdobyć uprawnienia nurkowe. Dziwne, nieprawdaż?
Szkolenie nurkowe jest bardzo intensywne – w ciągu 5 dni schodzi się pod wodę 11 razy, na różne głębokości i różny czas. Budzisz się rano, idziesz na odprawę, kompletujesz sprzęt i wchodzisz do wody, porządkujesz sprzęt, jesz obiad, idziesz na odprawę, kompletujesz sprzęt, wchodzisz do wody, porządkujesz sprzęt a tu na zegarku nagle 22. Tempo szkolenia wyczerpuje fizycznie, sama natura nurkowania z początku wyczerpuje psychicznie. Przebywanie pod wodą to ciągła koncentracja, wypatrywanie potencjalnych zagrożeń, obserwowanie reakcji swojego ciała i obserwowanie partnera. To jest właśnie w nurkowaniu najważniejsze, ale i najtrudniejsze. Troska o drugiego człowieka pod wodą, świadomość tego, że jeżeli stanie się coś złego, to od życiodajnego powietrza dzieli nierzadko kilkanaście metrów wody i można liczyć tylko na swojego partnera. Te kilkanaście metrów to odległość pozornie mała, ale trzeba też pamiętać, że nagłe „wystrzelenie” nurka do powierzchni często kończy się poważnym urazem – barotraumą płuca ewentualnie ucha lub też (rzadziej) chorobą dekompresyjną. Ta świadomość wymaga ciągłego panowania nad emocjami i myślenia o każdym ruchu. Częstą przyczyną śmiertelnych wypadków nurkowych pod wodą jest lawina zdarzeń – jedna sytuacja awaryjna na skutek paniki i braku opanowania nurków prowadzi do kolejnych, których sumę już dużo trudniej opanować niż pojedyncze zdarzenie.
Nurkowanie to surowa sztuka. Jak każda sztuka, rządzi się pewnym zestawem zasad, jednak nie wszystko w niej daje się ująć w sztywne ramy i przekazać w formie wykładu. Nurek ciągle uczy się na doświadczeniach swoich i innych, doskonaląc swoje umiejętności. Surowa sztuka nurkowania uczy odpowiedzialności i konsekwencji. Na powierzchni „uciekł mi autobus”, „ukradli mi portfel”, „nie udało się”. Pod wodą to nurek zalodził automat, źle kontrolował pływalność, nie umiał zastosować procedury awaryjnej. Śmiertelny wypadek zaczyna się już na brzegu, przy planowaniu nura, konfigurowaniu sprzętu, lekkomyślnej ocenie własnych umiejętności. Pod wodą nie ma na kogo zrzucić odpowiedzialności..
Mogłoby się wydawać, że nurkowanie, jako sport ekstremalny, to zajęcie tylko dla wysportowanych, odważnych i żądnych wrażeń młodych ludzi. Oczywiście, kondycja fizyczna jest istotna, jednak to opanowanie, zdolność przewidywania i umiejętność zachowania zimnej krwi w każdej sytuacji decyduje o przeżyciu. Dobrze zaplanowane nurkowanie jest bezpieczniejsze niż podróż samochodem,
jednak ja za każdym razem nie mogę się oprzeć wrażeniu, że każde zejście pod wodę to wyzwanie rzucone żywiołowi. Zwłaszcza wtedy, gdy poniżej termokliny, gdzie temperatura wody spada poniżej 4 stopni, z jakiegoś powodu gaśnie światło latarki i nurków otacza atramentowa ciemność. Zachowanie zimnej krwi w takie sytuacji to nie lada wyczyn. Zmierzenie się ze swoim najbardziej prymitywnym strachem i bezwarunkowymi odruchami było dla mnie bezcennym doświadczeniem. Za każdym razem, gdy wychodzę żywy z wody, czuję się lepszy, silniejszy, mądrzejszy wręcz. Wciąż jednak patrzę na wodę z pokorą i należnym jej szacunkiem. To też jest piękne w nurkowaniu – uczy krytycznego podejścia do własnych umiejętności i możliwości, uczy pokory i skromności. Ci, którzy przechwalają się niesamowitymi wyczynami pod wodą rzadko mają okazję powtórzyć swoją historię więcej niż kilku osobom – woda jest bezlitosna gdy chodzi o brawurę, lekkomyślność i zadufanie w sobie.
Choć to sport dość drogi, polecam go wszystkim, którzy chcieliby zmierzyć się z samym sobą. Cóż mogę powiedzieć tym, których to nie przekonuje? Jest taki moment, po głębokim nocnym nurkowaniu, gdy leży się z napompowanym jacketem na powierzchni wody. Pod plecami ma się gęstą jak atrament, nieprzeniknioną toń. Nad głową zaś bezkresne, rozgwieżdżone niebo. Nie sposób czasami określić, gdzie przebiega granica między tymi dwoma oceanami. Droga do brzegu jest długa. Jest tyle czasu, żeby pomyśleć, nacieszyć się pięknem, poczuć się częścią tego pięknego świata. I zaplanować inne, być może trudniejsze wędrówki.
pwd. Michał Skoczyński – 22 lata, drużynowy 243 Warszawskiej Drużyny Ratowniczej "Werbena", ratownik HGR "Bemowo", instruktor-asystent HSR. Płetwonurek P1 KDP CMAS.