Postawić pierwszy krok

Wyjdź w Świat / Piotr Pietrzak / 25.07.2014

Mówi się, że 98% „chcieć” to „móc”. Mimo że w 2012 roku nie kierowaliśmy się dokładnie tymi słowami, to można je w 100% odnieść do pomysłu wyjazdu na Roverway.

Obalić mit

Oczywistym jest, że nie mieliśmy pojęcia, jak się obala mity i, o ile nie uważam tego wyjazdu za organizacyjny majstersztyk z naszej strony, to śmiało mogę go nazwać jedną z największych przygód życia.

Z łatwością można sobie wyobrazić hufiec w niewielkim mieście (niecałe 60 tysięcy mieszkańców), gdzie nikt nigdy nie podjął się przedsięwzięcia wyjazdu na międzynarodowy zlot. Był to temat tak egzotyczny, że urósł niemalże do rozmiarów mitu. Postanowiliśmy więc ten mit obalić. Oczywistym jest, że nie mieliśmy pojęcia, jak się obala mity i, o ile nie uważam tego wyjazdu za organizacyjny majstersztyk z naszej strony, to śmiało mogę go nazwać jedną z największych przygód życia.

Po prostu to zrób

Jak głosi jedno z moich ulubionych powiedzeń – „Nie wiesz jak to zrobić? To po prostu to zrób”.

Zacznę od początku, bo tak będzie najłatwiej. Musieliśmy przeskoczyć bariery finansowe (odwieczny problem większości harcerzy), zmotywować wszystkich w 100% do angażowania się w cały cykl przygotowawczy do zlotu (mniej więcej rok) i dotrzymywania terminów, co w świeżym środowisku wędrowniczym nie jest wcale takie proste. Nie wiedzieliśmy też, z której strony mamy całą tę organizację wyjazdu ugryźć. I tylko jedno nam pomogło – postawienie pierwszego kroku. Potem to już tylko bułka z masłem. Jak głosi jedno z moich ulubionych powiedzeń – „Nie wiesz jak to zrobić? To po prostu to zrób”. Więc zgodnie z tym po prostu podjęliśmy decyzję i po prostu pojechaliśmy do Finlandii.

Szczypta szaleństwa

Po 4 godzinach rejsu usłyszeliśmy nasze pierwsze zadanie – spakować swoje rzeczy do worka i, po zbliżeniu się do „naszej” wyspy, wskoczyć z nimi do wody i dopłynąć do brzegu. A był to dopiero początek.

Przyświecające nam przekonanie, że będzie niesamowicie musiało zostać jeszcze przyprawione odrobiną szaleństwa. Tak więc nasz sześcioosobowy patrol, składający się z instruktorów i wędrowników naszego szczepu, przygodę tę rozpoczął od trzydniowej podróży Zgierz-Białystok-Ryga-Tallin-Helsinki (powrót przedłużył się do czterodniowej podróży), z noclegami, oczywiście nieodpłatnymi, w m.in. estońskim porcie i pod Stadionem Olimpijskim w stolicy Finlandii. Jakież było nasze zdziwienie, gdy kładąc się spać w nocy w Helsinkach były tylko 4 polskie namioty, a po przebudzeniu powitali nas skauci z całego świata – łącznie ok. 50 osób (a może i nawet więcej?) z Belgii, Brazylii, Malty czy Portugalii! Już wtedy wiedzieliśmy, że Roverway nie jest zwykłym zlotem – dla wielu „zasiedziałych” wędrowników wszystkie formy aktywności są mdłe i jałowe, w Finlandii zaś spotkaliśmy się z wieloma, które w pełni zaspokoiły nasz apetyt (dosłownie i w przenośni). Po ceremonii otwarcia i przetransportowaniu nas na początek naszej zlotowej trasy (tydzień w gronie 50 osób z różnych zakątków świata), wsiedliśmy na niewielki prom, obsługiwany przez fińskich skautów, i po 4 godzinach rejsu usłyszeliśmy nasze pierwsze zadanie – spakować swoje rzeczy do worka i, po zbliżeniu się do „naszej” wyspy, wskoczyć z nimi do wody i dopłynąć do brzegu. A był to dopiero początek.

Osobisty wyczyn

Osiągnięcie tego i doświadczenie na własnej skórze mogę uznać za swój osobisty wyczyn i to taki, którego żaden wędrownik w swoim życiu nie powinien przegapić.

Gdybym miał opisywać cały zlot, musiałbym napisać nie krótki artykuł, a książkę. Nie można w kilku zdaniach opisać niesamowitych pierwszych spotkań z nieludzko zakręconymi skautami z Luksemburga, nocy, których początku nigdy nie doczekałem, bo zawsze, jak kładłem się spać było jeszcze „szaro”, niewiarygodnej radości (nie umiem jej porównać do niczego innego, co później osiągnąłem, naprawdę) z przygotowania na ognisku dwóch ogromnych płatów łososia, które pokazały nam jak to jest czuć „niebo w gębie”, czy „toalet” z widokiem na bezkresne fińskie jeziora. Gdyby ktoś mi to wszystko opowiedział, uznałbym to za rzecz niemalże nierealną i niewykonalną. Osiągnięcie tego i doświadczenie na własnej skórze mogę uznać za swój osobisty wyczyn i to taki, którego żaden wędrownik w swoim życiu nie powinien przegapić.

Bo warto

„Tak” znajduje się w każdym z nas i wystarczy zacząć. „Nie” istnieje wszędzie dookoła i sukcesywnie utrudnia nam spełnianie marzeń.

Czy istnieje w takim razie jakiś gotowy przepis na to, co zrobić, by przeżyć taką przygodę? By przełamać tyle barier kulturowych, językowych w dwa tygodnie? By poznać swoje własne bariery rzucając się na głęboką wodę? Moja odpowiedź brzmi – i tak, i nie. „Tak” znajduje się w każdym z nas i wystarczy zacząć. „Nie” istnieje wszędzie dookoła i sukcesywnie utrudnia nam spełnianie marzeń. Negatywnie odbiera się stwierdzenie „dostał palec, to chce całą rękę”. Ja wiem tylko jedno – w tym przypadku, kiedy dostajemy od ZHP palec w postaci możliwości wyjazdów na zloty w Polsce, możemy bez skrupułów chcieć całej ręki i korzystać z takich okazji, jak Roverway i bez kompleksów, z odwagą wychodzić w świat. Bo warto.

Piotr Pietrzak - w ZHP m.in.. komendant Szczepu Harcerskiego „Niebieskim Szlakiem” w Zgierzu, prywatnie – (prawie) absolwent studiów I-ego stopnia na kierunku filologii japońskiej. Gra na gitarze dziwny twór jakim jest math-rock, lubi obserwować gwiazdy i robić rzeczy, jakich inni jeszcze nie mieli okazji.