Powiedz mu, że może

Archiwum / 20.03.2009

Organizacje skautowe nazywają to aktywnym uczestnictwem w kształtowaniu przyszłości świata, my – mieszaniem się w nie swoje sprawy. Skauci na każdym kontynencie krzyczą, że mogą zmieniać świat, my mówimy, że to zadanie dorosłych. I znowu zamykamy się w przezroczystej bańce i udajemy, że wokół nic się nie dzieje.

 

 

Kiedy w którymś z ostatnich numerów Filip Springer skrytykował brak zaangażowania ZHP w wydarzenia towarzyszące konferencji klimatycznej ONZ w Poznaniu, odezwały się głosy, że nie powinniśmy się w to mieszać, bo konferencja to wydarzenie polityczne, a harcerze od polityki powinni się trzymać z daleka. I nieważne, że w tym politycznym wydarzeniu uczestniczyły tysiące młodych ludzi z całego świata – my nie będziemy, bo jeszcze ktoś (ciekawe kto poza nami samymi) posądzi nas o opowiadanie się za jakąś stroną. Dowiedziałam się też, że mamy ważniejsze sprawy na głowie oraz że przy konferencji w zasadzie nie było dla harcerzy miejsca. To trochę dziwi, bo dla dziesiątek innych młodzieżowych, społecznych organizacji – nie tylko ekologicznych – to miejsce jakoś się znalazło. Sami je sobie znaleźli; być może dlatego, że młodzi ludzie z reguły lubią brać sprawy w swoje ręce. No ,chyba, że przyjdą do ZHP, gdzie mogą trafić na dorosłych, którzy będą ich od tego odwodzić. Obawiam się, że ci dorośli zrobią to pewnie w imię  słusznej sprawy, ale w gruncie rzeczy – z lenistwa.

Zaznaczę to już na wstępie: nie oczekuję od nikogo, że przyjmie, a w dodatku będzie w ramach ZHP wygłaszał jakieś jedynie słuszne poglądy. Nie będę nikogo (przynajmniej na łamach tego felietonu) przekonywać, że globalne ocieplenie istnieje albo że odpowiedzialny za nie jest człowiek. Możemy nawet zapomnieć na moment o klimacie i ograniczaniu emisji dwutlenku węgla. Świat nękają też inne problemy: głód i ubóstwo, sytuacja uchodźców, choroby zakaźne, coraz wcześniejsze macierzyństwo, handel kobietami. Jeśli komuś się wydaje, że to sprawy odległe, niech lepiej poczyta ostatnie prasowe doniesienia, nie tylko ze zgniłego zachodu czy też z dzikich obrzeży Europy, lecz także z własnego podwórka – chociażby swojego miasta. I niech odpowie na pytanie, czy te kwestie na pewno nas nie dotyczą? Światowy skauting jakoś odnalazł w tych problemach liczne wyzwania do podjęcia. A my?

Zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego w dobie nieustannego narzekania na słaby, nieatrakcyjny program z taką rezerwą podchodzimy do problemów, które mieszczą się w Top Ten całej światowej społeczności. I podążamy wciąż tymi samymi, utartymi ścieżkami.

Wrócę do konferencji. Była spotkaniem polityków. Na sale obrad harcerzy wprowadzić by się nie dało. Pewnie też nie byłoby szansy na uczestnictwo drużyny w większości towarzyszących jej „side-eventów”, – a szkoda, bo takich skumulowanych w jednym miejscu i czasie zasobów wiedzy trudno szukać.

Ale…

– pójść na jeden z dziesiątków koncertów, wykładów i spotkań, które przy tej okazji się odbywały,
– zabrać drużynę na wystawę „Technologie dla ochrony klimatu”,
– zorganizować debatę „Człowiek a klimat”, zapoznać się także z głosami naukowców-sceptyków,
– wziąć udział w Global Day of Action, który obchodzony był – niespodzianka! – na całym świecie, nie tylko w Poznaniu,
– dowiedzieć się, a może nauczyć innych, jak i dlaczego warto oszczędzać energię,
– zaprosić na zbiórkę specjalistów, naukowców (i nie tylko), którzy w końcu wytłumaczyliby nam, o co tyle zamieszania,

– nawiązać kontakty z mieszkańcami wyspiarskich państewek, którzy zjechali wtedy do Poznania, zapytać ich, czy rzeczywiście ich domom grozi zalanie w wyniku podnoszenia poziomu morza
…to już chyba nie byłoby tak trudno?

Dziesiątki podobnych zadań można by zaproponować dla dowolnego z wymienionych wyżej globalnych zagadnień. I chyba trudno to nazwać niepotrzebnym mieszaniem się do polityki?

Zatem proszę: niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego w tym tłumie młodych ludzi, wołających „to są nasze problemy!” akurat harcerze mają pozostać niewidoczni? Jakiż to wyższy cel przyświeca harcerstwu, skoro nie może (nie chce) ono składać na barki młodych ludzi odpowiedzialności za przyszłość świata? Dlaczego w imię jakiejś źle pojętej apolityczności nie wolno mi założyć munduru i wystąpić w imieniu przyszłych pokoleń wobec światowych przywódców? W końcu to oni mają w rękach narzędzia, żeby tę przyszłość budować.

Gdzie – jeśli nie u nas! – ma się ten człowiek dowiedzieć, że może zmieniać świat? Kto, jak nie drużynowy, ma go tym światem zainteresować i pokazać, że warto głośno wypowiadać swoje zdanie? Odnoszę wrażenie, że nastoletni wędrownik jest nie tylko lepiej rozeznany we współczesnym świecie, lecz także nierzadko bardziej tego świata ciekawy niż jego dorosły drużynowy. To kto tu od kogo ma się uczyć?

28 marca mieszkańcy miast na całej Ziemi włączą się do akcji Earth Hour – Godzina dla Ziemi (http://www.wwf.pl/godzinadlaziemi/). Nie zabraknie wśród nich skautów – WOSM został oficjalnym partnerem akcji. O 20:30 wykonają prostą czynność: zgaszą światło. Nie dlatego, że wierzą, że odłączając prąd na godzinę, uratują planetę, ale dlatego, że rozumieją, iż dysponują realną siłą, by wpłynąć na jej losy. A jeśli nadal nie mają pewności – może chociaż poświęcą tę jedną godzinę na poszukiwanie odpowiedzi.

 

 

phm. Monika Marks – zastępczyni redaktora naczelnego Na Tropie, namiestniczka  wędrownicza hufca Warszawa-Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady". Geograf, klimatolog. Pracuje w międzynarodowej organizacji ekologicznej WWF.