Powinowactwo więtsze

Archiwum / 19.12.2010

Janowi Kochanowskiemu nie tylko serce rosło, patrząc na lipę i dom w Czarnolesie. Zajmował się również tematami politycznymi. O tym w trzeciej części cyklu Rzeczpospolita Szlachetna.

Wszyscy znamy Kochanowskiego. Każdy, świadomie lub nie, potrafi zacytować z pamięci kilka wersów trenów czy pieśni.

Serce roście patrząc na te czasy!
Mało przed tym gołe były lasy,
Śnieg na ziemi wysszej łokcia leżał,
A po rzekach wóz nacięższy zbieżał.

Kochanowski zupełnie niechcący determinuje nasze spojrzenie na świat. Opisując przyrodę, posługujemy się kategoriami Kochanowskiego. Nasza polska podświadomość przesycona jest spojrzeniem XVI-wiecznego artysty.

Teraz drzewa liście na się wzięły,
Polne łąki pięknie zakwitnęły;
Lody zeszły, a po czystej wodzie
Idą statki i ciosane łodzie.

Gdyby w XVI w. istniała telewizja, w niedzielne poranki przy drugim śniadaniu siedzieliby artyści, dyskutując o polityce.

Kochanowski zawsze aktualny, bezwzględnie uniwersalny, niezmiernie zachwycający. Ale jest pewna strona poety, o której nie uczą w szkołach: Kochanowski jako pisarz polityczny. Być może nazywanie go tak jest nieco przesadzone, ale nie można zaprzeczyć, że Kochanowski pisał o polityce. Dziś nazwalibyśmy go komentatorem politycznym. Gdyby w XVI w. istniała telewizja, w niedzielne poranki przy drugim śniadaniu siedzieliby artyści, dyskutując o polityce. Zupełnie tak jak dziś. Właśnie tam za stołem siedziałby starannie wykształcony erudyta. Może nieraz mijałby się z prawdą, czasem zbyt dużo dodawał od siebie, ale zawsze wypowiadałby się pięknym językiem, odznaczał humanistycznym obyciem. Zawsze by błyszczał, wyróżniał się, miał coś ciekawego do powiedzenia. Tyle że nie zawsze coś odkrywczego i celnego – z perspektywy politologicznej.

Tak jak dziś w telewizji mówi się o polityce w sposób aż nadto telewizyjny, tak w XVI w. (gdy telewizji brakowało) osoby „medialne” musiały się w jakiś sposób do polityki odnosić. Dziś w niedzielne poranki oglądamy aktora, który ze zmarszczonym czołem i pewną siebie miną głosi (jego zdaniem) odważne poglądy. W XVI wieku szanujący się pisarz musiał się odnaleźć i w tym elemencie życia publicznego.

Kawa w niedzielny poranek, nieskładnie wypowiadane zdania, przeplatane angielskimi (nie)mądrymi słowami w popularnej telewizji, w której dzień wcześniej siłacz próbował swych sił na parkiecie…

Gdyby Kochanowski żył, toby się na mnie obraził. Nie tyle za krytykę, co za porównanie. Biję się w piersi. Porównywanie Kochanowskiego i jego dzieł do artystów z niedzielnej przedpołudniowej telewizji jest wysoce nie na miejscu. O tempora! O mores! To duża różnica. Przepaść. Humanistyczne obycie i erudycja to dużo. To tworzy różnicę. Zaczynając od tego, że Kochanowski przemycał swoje poglądy polityczne w pełnych klasy dziełach literackich przy okazji znaczących wydarzeń (choćby wystawienie „Odprawy posłów greckich” podczas ślubu Jana Zamoyskiego). Kawa w niedzielny poranek, nieskładnie wypowiadane zdania, przeplatane angielskimi (nie)mądrymi słowami w popularnej telewizji, w której dzień wcześniej siłacz próbował swych sił na parkiecie… Kochanowski opierał swoje spostrzeżenia na Platonie, Homerze i Cyceronie (ach!), własnoręcznie tłumaczył „Fenomeny” Arystotelesa. Współcześni komentatorzy polityczni Homera znają z podstawówki, o Platonie słyszeli, a Cyceron wygłaszał mowy (ewentualnie zwane „Filipkami”).

Ad rem…

Pisarze polityczni opisują politykę – sposób zorganizowania wspólnoty – na płaszczyźnie teoretycznej. Teoria oparta o rozważania filozoficzne, nieraz kulturoznawcze, a nawet antropologiczne, jest nierozerwalnie powiązane z praktyką. Teoria budowana w oparciu o pewną wizję realnego świata, ma ten świat opisywać – dając uzasadnienie dla procesów zachodzących w społeczeństwie. Gdy choć trochę pozna się świat pisarzy politycznych, szybko nasuwa się wniosek, że wszelkie problemy targające wspólnotę są spowodowane rozdźwiękiem między polityczną teorią a praktyką, niedoskonałą teorią lub niedoskonale realizowaną.

Odwołania do klasyków były bardziej przejawem nieprzeciętnej erudycji niż wnikliwym badaniem przyczyn.

Komentator polityczny widzi świat takim, jaki jest. Nie wnika w przyczyny, nie wgłębia się w teoretyczne podwaliny – to nie jego zadanie. Kochanowski widział politykę taką, jak ona go otaczała. Rozumiał ją dzięki wrażliwości i inteligencji. Odwołania do klasyków były bardziej przejawem nieprzeciętnej erudycji niż wnikliwym badaniem przyczyn. Był artystą: miał poczucie smaku, estetyki. Głównie przez ten pryzmat oceniał pewne procesy i zjawiska. Ponadto, jako człowiek starannie wykształcony, odznaczający się humanistyczną intuicją, potrafił celnie dostrzegać, oceniać i przede wszystkim opisywać życie wspólnoty.

Wiek XVI to w historii Polski „złoty wiek”. Ten niezwykły okres naszych dziejów nie zapowiadał, że gdzieś, kiedyś w przyszłości może dojść do „rozbiorów”, to zniknięcia Polski z map świata. Zresztą to tak jak my próbowalibyśmy wywróżyć naszą przyszłość na kolejne 150-200 lat. Pod koniec swojego życia Kochanowski napisał pismo polityczne tytułem „Wróżki” (dziś należy rozumieć ten tytuł jako „Wróżby”). Jan Kochanowski opisując dialog między Plebanem a Ziemianinem, „wróży” przyszłość Rzeczypospolitej. Jego zdaniem ta skłania się w stronę utraty niepodległości, upadku. Zabawne, że taka teza pojawia się w czasach mlekiem i miodem płynących. Dostrzega nadchodzące problemy i zagrożenia:

A my właśnie i sąsiadów mamy, którzy na zgubę naszą czyhają, i drugich, których szanować nie umiemy, choć ich za przyjaciół mieć chcemy.

Kształt Rzeczypospolitej kształtują jej obywatele – gdy między nimi dochodzi do ciągłych sporów, automatycznie w państwie dzieje się źle.

Oprócz nieumiejętnej i rodzącej zagrożenia polityki zagranicznej, większym niebezpieczeństwem są spory wewnętrzne: konflikty o podłożu religijnym, co rodzić musi „zepsucie obyczajów” (lub jak kto woli, „wojnę polsko-polską). „Moribus antiquis stat res romana virisque” (Rzym istnieje dzięki mężom starożytnym i ich obyczajom). Innymi słowy, kształt Rzeczypospolitej kształtują jej obywatele – gdy między nimi dochodzi do ciągłych sporów, automatycznie w państwie dzieje się źle. „Złe tedy a swawolne obyczaje są przyczyną zginienia Rzeczypospolitej”.

Wielką obawą Kochanowski otaczał zbliżającą się wolną elekcję.

Król syna nie ma, a my, jakżeby nas to nic nie obchodziło, sposobu elekcji obmyślić nie chcemy i skończy się to tym, że zanim uradzimy, jak króla obierać mamy, już ich kilku mieć będziem.

Wszelki chaos, zamieszanie – swary, spory i kłótnie – są niebezpieczne. Kochanowski to wiedział. Umiał dostrzec i opisać to, co jego zdaniem mogło uderzać w złotą Rzeczpospolitą. Troska o dobra państwa wydaje się mieć nadrzędne znaczenie.

Zmieniają się okoliczności, nieco inaczej rozłożone są akcenty, coś bardziej razi w oczy, co innego jest w cieniu, ale gdyby przeanalizować grunt tych problemów, to wydaje się, że niewiele się zmieniło.

Kochanowskiemu brakowało geniuszu Machiavellego. Sam nie był nigdy politykiem. Jego obserwacje bywają dość naiwne i wywołujące uśmiech. Zdaniem Kochanowskiego „odmiana muzyki” wpływa na życie publiczne. Powołując się (jego zdaniem) na Platona, uważa, że fakt wprowadzania „lżejszej” muzyki w kościołach rodzi nieprzyzwoitość, co w dłuższej perspektywie godzi w porządek Rzeczypospolitej. Jest komentatorem politycznym. Komentatorów od pisarzy odróżnia jeszcze to, że nie podają oni nigdy propozycji rozwiązań problemów. Nie są fachowcami. Potrafią coś dostrzec, opisać, opowiedzieć – wpłynąć na wyobraźnię (opinię publiczną). Ale jedynie zwracają naszą uwagę na pewne problemy. Nie można tego bagatelizować. Co ujmuje w Kochanowskim, oprócz umiejętności operowania słowem, to fakt, iż umiał opisując problemy z XVI wieku, nadać im pewien charakter uniwersalny. Jakoś tak się dzieje, że podczas czytania „Wróżek” można odnieść wrażenie, że problemy naszej Rzeczypospolitej wciąż są te same. Zmieniają się okoliczności, nieco inaczej rozłożone są akcenty, coś bardziej razi w oczy, co innego jest w cieniu, ale gdyby przeanalizować grunt tych problemów, to wydaje się, że niewiele się zmieniło. Historia lubi się powtarzać. Warto znać Kochanowskiego, aby unikać dramatów i tragedii, które „wróżył”.