Prawdziwe Wyprawy
Po 5 tysiącach kilometrów wiesz, na co kogo stać, jakie kto ma słabości, umiecie sobie z nimi radzić. I mimo, że chwilowo nie możecie już na siebie patrzeć to wiesz też, że w tym samym składzie ruszycie w następną podróż – o swoich doświadczeniach opowiadają organizatorzy dwóch najciekawszych wypraw wędrowniczych 2006 roku.
pwd. Filip Springer
Wielka Wyprawa, podróż życia, nieosiągalne na pozór marzenie, które dojrzewa w Tobie, kusi, w końcu dajesz mu się porwać. Droga jaka wiedzie do tego marzenia jest niezwykle trudna, ale to jej wspomnienie powoduje, że u kresu wędrówki każdy już planuje następną.
Podjęcie się organizacji prawdziwej wyprawy to decyzja, która wpływa na życie całej drużyny nie tylko w trakcie przygotowań ale także po jej zakończeniu.
Ani grosza z własnej kieszeni
– 5000 kilometrów, 40 osób, 18 psów zaprzęgowych, 30 dni i ani grosza z własnej kieszeni – wylicza Darek Radko z 172 Drużyny Harcerskiej „Czeneka” z Kobyłki. Latem 2006 roku postanowili przejechać Polskę – od gór do morza. Rozpoczęli w Małopolsce – Kraków, Oświęcim, Częstochowa, wspinaczka w Jurze. Potem Bory Tucholskie, Warmia, wreszcie wybrzeże. Jechali samochodami, rowerami i pociągami, płynęli kajakami, szli pieszo, ale przede wszystkim jechali psimi zaprzęgami – Było lato, strasznie gorąco, więc psy mogły biec tylko w nocy. Wobec tego także i my jechaliśmy w nocy. – wspomina Darek. Gdy rozmawiamy ja kilkakrotnie mówię słowo „obóz”, on uprzejmie zwraca uwagę, że to była Wyprawa – Było ciężko, ale postanowiliśmy to zrobić, żeby sprawdzić się przed prawdziwym wyzwaniem, jakim jest Wyprawa Wędrownicza 2007. Paradoksalnie w tym roku dystans pewnie będzie mniejszy – śmieje się. W miarę jak opowiada czym było całe przedsięwzięcie, ja nabieram głębokiego przekonania, że słowo „obóz” jest rzeczywiście nie na miejscu.
Przygotowania do eskapady trwały kilka miesięcy – Założenie było takie, by nikt z nas nie dokładał do tego pieniędzy. Cały projekt sfinansowaliśmy ze środków, które pochodziły z naszych akcji zarobkowych, od samorządu i kilku sponsorów, z których największym była składnica Trzy Pióra. I napisz to – mówi z naciskiem.
Nauczyć się rękodzieła
– Pomysł przyszedł spontanicznie i w gruncie rzeczy sporo w tym prozy życia – mówi Gaba Paszkowska z 40 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczek. – Ot, w szkole usłyszałam o prawdziwym "krańcu świata”, Przylądku Finisterre. Pomyślałam, że byłoby fajnie tam pojechać z harcerkami. Więc pojechałyśmy.
Wiosną ubiegłego roku harcerski internet obiegła informacja, że kilka harcerek razem z własnoręcznie wykonanymi kolczykami sprzedaje kilometry, jakie dzielą je od tego krańca świata. Akcja była banalna w swojej prostocie, idealnie czytelna i atrakcyjna. W krótkim czasie dziewczyny sprzedały blisko 1000 par kolczyków. Ze środkami pozyskanymi z grantu wystarczyło na podróż życia. – W ciągu kilkunastu dni przejechałyśmy 1000 kilometrów szlakiem „Camino de Santiago”, u kresu tej drogi czekał na nas ocean – wspomina Gaba. Jednocześnie dodaje, że wszystko, czego musiały się nauczyć, to trochę rękodzieła oraz… naprawiania rowerów – Dziewczyny z reguły się na tym nie znają, jakoś musiałyśmy sobie radzić – mówi.
Pewni siebie
– Nie było słabych ogniw – mówi z przekonaniem Darek. – każdy pracował na tyle, na ile było go stać. Przedsięwzięcie było naprawdę ogromne, więc nie mogliśmy sobie pozwolić na lenistwo. Jego zdaniem każdy, kto by w zespole próbował choć trochę ściemniać, dostałby od reszty po przysłowiowych uszach – To było 30 dni szybkiego przemieszczania się, braku snu i ciężkiej pracy. Ale mieliśmy już za sobą intensywne obozy wędrowne, podejmując decyzję o organizacji wiedzieliśmy, że damy radę.
U dziewczyn z Warszawy było trochę inaczej – Część osób była bardziej zaangażowana, inni udzielali się nieco mniej w czasie przygotowań. Było nas jednak raptem kilka osób, trudno się obijać w tak niewielkiej grupie.
Zarówno Darek, jak i Gaba przyznają, że podróż miała decydujące znaczenie na nastawienie ich harcerzy – To, że razem przeżyłyśmy tak niesamowitą przygodę powoduje, że mamy do siebie większe zaufanie, po dziewczynach widać, że mają za sobą takie wielkie COŚ. Darek nie umie przecenić zysków z wyprawy – Jesteśmy siebie pewni. Tamta czterdziestka, która objechała Polskę, weźmie też udział w podróży do Wielkiej Brytanii. Jestem tego pewien.
Koniec jest początkiem
Kres podróży dla każdego z nich był początkiem następnej. – Choć u nas koniec wyprawy był naprawdę smutny. Zachorował nam jeden z psów, do końca nie dotrwał, zakończyliśmy więc eskapadę w niepełnym składzie, bo pies dla nas to członek drużyny. Smak sukcesu był więc gorzki – mówi Darek. – Ale i tak wiemy, że było warto, że ten wysiłek zaprocentuje.
– Jak to jest dojechać na kraniec świata i zasnąć nad oceanem? – Gaba nie umie odpowiedzieć po prostu – Pewnie byś chciał usłyszeć, że napadła nas nostalgia? Trochę tak, ale najdziwniejsze było to uczucie, które miałyśmy na początku tej podróży. Gdy wysiadłyśmy z samolotu w Madrycie pomyślałam: kurcze, sprzedałyśmy tylko trochę kolczyków, a jesteśmy w Hiszpani! Potem myśl o końcu podróży dawała nam się oswoić podczas zbliżania się do oceanu. Nie było im smutno, to była raczej ciekawość: co dalej?
– I co dalej? – pytam.
– Nie wiem, może Australia, może Japonia. Coś na pewno.
pwd. Filip Springer – redaktor naczelny Na Tropie, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów FORUM i Głosu Wielkopolskiego.