Republika czekolady
Czarna kawa w kubku w końcu przestaje nas bawić, a czekolada ze sklepu traci dawny smak. W poszukiwaniu wyjątkowości, Cacao Republika zaprasza nas do ponownego odkrycia piękna picia kawy, herbaty, czekolady…
Pewien słoneczny dzień, godzina 10:05 – otwierają się drzwi. Wchodzi dziewczyna z pudełkiem i termosem w ręce. Wygląda na nieco podnieconą i zniecierpliwioną. Podchodzi szybkim krokiem do baru i pyta – Dzień dobry. Czy ja bym mogła dostać dwa kawałki sernika i czekoladę w termos? Za pół godziny mam pociąg z powrotem do Warszawy.
Możliwych kontynuacji tej historii jest tyle, ilu ludzkich wyobraźni. Okazało się, że dziewczyna była tutaj dwa tygodnie wcześniej na randce. Musiał być to wyjątkowy wieczór bo przyjechała do Poznania z Warszawy, żeby kupić ten sernik, który tego wieczoru jedli i tą czekoladę, którą pili, wrócić i zrobić prezent swojemu chłopakowi…
To tylko jedna z wielu onieśmielających i inspirujących historii z Cacao Republika, doskonałej kawiarni, której motywem przewodnim jest czekolada. Pozwoliłem sobie porozmawiać o Cacao z jego bywalcami: Michałem, Pauliną i Marcinem oraz właścicielką, Martą Piotrowską. Wszyscy bardzo chętnie opowiadają o tym miejscu.
– Przychodzę tutaj z kilku względów. Szeroki wachlarz menu – różne rodzaje kaw, czekolad… Miła obsługa. Są też te wspaniałe czerwone sofy – jest wygodnie, a to jest ważne! – opowiada Michał z rozbawieniem. – Jest nietypowo. Można się rozłożyć, wypić coś pysznego i przeżyć tutaj cały dzień – dodaje.
– Jest fajny klimat: spokój, ciepło, intymność. Ma taki paryski styl, paryską atmosferę. No i ta pyszna gorąca czekolada i doskonałe panini (wyborne kanapki tostowe – przyp. autor) – wymienia Paulina zapytana o to, co ją przyciąga do Cacao.
Do wypowiedzi dołącza się Marcin, ujmując w jednym zdaniu cały emocjonalny ładunek, jaki zawiera się w przebywaniu w kawiarni – Cacao to bardzo przyjemne i przytulne miejsce – swoim wystrojem przypominające coś takiego abstrakcyjnego w stosunku do otaczającej nas rzeczywistości, miejsce, w którym da się swobodnie pomyśleć, uwolnić od codzienności i pozwolić sobie na wyrażenie pewnych uczuć i emocji, którymi nie potrafimy się posługiwać w normalnych warunkach…
Otóż to! Przychodzi kiedyś taki czas w życiu, że przestaje być dla ciebie obojętne to, gdzie spędzasz czas z przyjaciółmi, jak przyrządzoną kawę pijesz i jaką obsługę ci się oferuje. Wtedy trzeba znaleźć miejsce, w którym czujesz się dobrze i do którego chętnie wracasz. Takim miejscem jest na pewno ta stylowa kawiarnia (a właściwie to czekoladziarnia) mieszcząca się w zaułku poznańskiego Starego Rynku – na ulicy Zamkowej.
Szczególnie czarujący jest okres przedświąteczny (o czym na pewno warto wspomnieć w grudniu…). Wtedy kawiarnia dodatkowo emanuje swoistym klimatem. Jego narkotyzujące działanie podkreśla się w czekoladzie świątecznej, której picie jest jednym z największych rytuałów tego miejsca, a zarazem najcieplejszym wspomnieniem, które każe ci tu wracać.
Kawiarnia istnieje już pięć lat, a historia jej powstawania, co nie zaskoczy, nieodłącznie wiąże się z czekoladą…
– Kiedy szukałam pomysłu na kawiarnię, pojawił się film „Czekolada”, po którym natychmiast dostałam kilka telefonów od znajomych, mówili, że oni już wiedzą, co to mogłoby być – zaczyna opowieść właścicielka Cacao. – W ten sposób pojawił się temat czekolady. Wtedy właściwie nikt poza jednym lokalem nie sprzedawał gorącej czekolady – podkreśla restauratorka. W samej rozmowie nie sposób nie wyczuć czekoladowej inwencji całości. Nie bez powodu. Pójść do Cacao i nie wypić czekolady to jak polecieć na Majorkę i nie zażyć kąpieli w morzu!
Cacao Republika to parter i piętro. Kto tu był choć raz, wie, że oba poziomy różnią od siebie diametralnie. Wyjaśnienie tej tajemnicy jest bardzo ciekawym i intrygującym zajęciem dla wyobraźni, skądinąd bardzo kreatywnej na tym polu. Prawda leży jednak zazwyczaj dużo bliżej. – Marzyła mi się taka trochę francuska knajpka z klimatem nieco krakowskim z jednej strony, a z drugiej orient, klimaty arabskie. O ile była taka możliwość, starałam się na parterze stworzyć aurę staroświecką, a na piętrze bardziej wschodnią i to wszystko kojarzyło mi się z tematem czekolady, z podróżami… – zdradza nam Marta Piotrowska.
Ta mozaika wystrojów może nieco onieśmielać. Co bardziej odważni idą jednak dalej. Słusznie. Wtedy bowiem zaczynamy patrzeć na ludzi. A jakich spotkamy w Cacao? – Największą grupą, która się tu pojawia to młodzież w wieku licealnym oraz studenci. Wynika to po części z klimatu, po części z cen, które celowo nie były śrubowane, aczkolwiek faktyczny rozstrzał mamy pełen: od klientów bardzo młodych, przez rodziny z dziećmi, aż po ludzi dużo starszych (te dwie ostatnie grupy głównie w weekendy) – odpowiada z namysłem właścicielka.
Ze znanych osób swego czasu przychodziła regularnie np. Kasia Bujakiewicz. Agnieszka Dygant odwiedziła Cacao, gdy grała w Teatrze Polskim. Poza tym sporo ludzi z Teatru Nowego. No i także kiedyś regularnie pojawiali się także poznańscy raperzy.
Nieodłącznym elementem lokalu jest muzyka, jakiej możemy posłuchać. Ile to razy rezygnowaliśmy z jakiegoś miejsca tylko dlatego, że nie odpowiadała nam muzyka?
– Muzyka po trosze zależy oczywiście od tego, kto w danym momencie pracuje na barze, czyli od pewnych indywidualnych preferencji. Panuje absolutny zakaz puszczania muzyki głośno popularnej z toplist. Jest natomiast pewne wskazanie na jazz… – przyznaje M. Piotrowska. Przytacza przy tym raczej pewne cechy, jakie muzyka powinna tutaj posiadać niż konkretne gatunki. Spokojna, nie narzucająca się, delikatna… Trudno wskazać na konkretnych, wiecznie odgrywanych, wykonawców. Repertuar jest zmienny i różnorodny.
– Mieliśmy kiedyś bardzo fajną dziewczynę. Ona wtedy często puszczała przepiękna muzykę przedwojenną/ krótko powojenną – takie damskie lub męskie grupy śpiewające jakieś szlagiery – i to jest najfajniejsza zabawa. – wieńczy Marta Piotrowska, właścicielka Cacao.
Cacao Republika to nie tylko kawiarnia. To sposób i forma spędzania czasu. I niepotrzebne są tu epitety. Wystarczy już i to, że przekraczając próg Cacao, czas odchodzi na dalszy plan, a ważne stają się rzeczy zgoła inne. I nie musi być to oderwanie. Czasem po prostu chodzi o zmianę nastawienia na takie, jakiego niekiedy nam brakuje i które chyba jest nam potrzebne…
– To chyba też trochę kwestia przyzwyczajenia… Przychodzimy tutaj ze znajomymi od dłuższego już czasu i skoro nadal to robimy, to znaczy, że faktycznie można tutaj przyjść, spokojnie porozmawiać i przesiedzieć cały dzień nie odnosząc przy tym wrażenia straconego czasu… – trafia w sedno sprawy Michał…
pwd. Damian Lewandowicz |