Rób to dobrze albo spadaj
W harcerstwie niestety nie dostaje się pensji za pełnienie swojej funkcji. Oczywiście bardzo to szlachetne i piękne, ale jednocześnie często jest to przyczyna bylejakości w naszym Związku. W pracy by nas zwolnili, ale nie w ZHP.
Wiem, czym jest współpraca w harcerstwie, czyli w miejscu, gdzie za normalną pracę nikt nikomu nie płaci.
Przez lata pracy w „Na Tropie” (najpierw jako szef działu, później jako redaktor naczelna) miałam okazję współpracować z wieloma osobami. Delegowanie obowiązków, dzielenie odpowiedzialności, wspólne pomysły, wspólne wdrażanie, ewaluacja, zarządzanie wewnętrznymi kryzysami. Wiem, czym jest współpraca w harcerstwie. W harcerstwie, czyli w miejscu, gdzie za normalną pracę (zawodowo jestem dziennikarką i redaktorką) nikt nikomu nie płaci. Gdzie trzeba pracować z ludźmi, którzy robią coś, bo ich to interesuje, bo się dzięki temu rozwijają, bo chcą dawać coś z siebie i chcą „zostawić świat lepszym, niż go zastali”. Brzmi pięknie, wygląda gorzej.
Nasza praca w harcerstwie to dla innych często manna z nieba i szybko z osób początkujących na funkcji stajemy się na tej funkcji niezastąpieni.
Według „Słownika języka polskiego” wolontariat to ‘dobrowolna, bezpłatna praca społeczna’. W definicji tej kluczowe są dwa słowa: „praca” i „bezpłatna”. Pracuję, ale nie dostaję za to pieniędzy. Jedynie satysfakcję i spełnienie, a w lepszych przypadkach jeszcze chwałę i splendor. Tak właśnie jest w harcerstwie. Oprócz tej chwały i splendoru. Bezpłatna praca – jak już pisałam we wstępie – jest rzeczą bardzo potrzebną, szlachetną, wspaniałomyślną, wielkoduszną i tak dalej – to nie ulega żadnej wątpliwości. Jednocześnie nasza praca (bo, umówmy się, dla wielu z nas to satysfakcjonująca, ale jednak – praca!) w harcerstwie to dla innych często manna z nieba i szybko z osób początkujących na funkcji stajemy się na tej funkcji niezastąpieni. Najważniejsze, że jesteśmy, że nam się w ogóle chce coś robić, że było komu przejąć funkcję, że mamy czas, kiedy inni go już nie mają i nawet jeśli nie do końca wiemy, jak się do czegoś zabrać, to i tak „lepszy rydz niż nic” (gdzie my, oczywiście, jesteśmy nieszczęsnym rydzem).
Brak wynagrodzenia za pracę to proste wytłumaczenie dla wszelkich niedociągnięć, niedotrzymanych obietnic, opóźnień, braku zaangażowania, nierzetelności i niesolidności. Bo skoro ten harcerski wolontariat jest dla nas tylko jednym z wielu zadań w życiu, kolejnym, na pewno nie tym znajdującym się na górze listy priorytetów, to chyba jasne, że nie zawsze będziemy dawać z siebie sto procent, coś sobie odpuścimy, czegoś nie dopilnujemy, bo „studia, dom, praca (zarobkowa!) i-ogólny-młyn”, prawda? No, nieprawda, ale o tym za chwilę.
Jeśli w harcerstwie ktoś zawala swoją robotę, to głaszczemy go po głowie, wspieramy i współczujemy nawału pracy. Przyzwalamy na bylejakość.
Jeśli ktoś dostaje za swoją pracę pieniądze, to łatwiej od niego wymagać. „Stary, to jest w zakresie twoich obowiązków, jeśli się z nich nie wywiązujesz – obcinamy ci pensję albo szukasz innej roboty. Proste. Jeśli nie dajesz rady – szukasz innej roboty. Jeśli robisz coś byle jak – masz określony czas na poprawę albo szukasz… no, wiesz”. W harcerstwie to niemożliwe. Jeśli w harcerstwie ktoś zawala swoją robotę, nosi sznur zamiast pełnić funkcję, nie wychowuje i nie stymuluje, a tylko dopilnowuje, to… głaszczemy go po głowie, wspieramy i współczujemy nawału pracy. Zamiast powiedzieć: „Albo się poprawisz, albo szukaj innej… funkcji”. Przyzwalamy na bylejakość.
Zarówno w Prawie Harcerskim, jak i w Zobowiązaniu Instruktorskim brakuje mi zapisu o tym, że naszą funkcję powinniśmy wypełniać najlepiej, jak tylko się da.
A ja się na to nie zgadzam! Nie zgadzam się, żeby osoby, które ze mną współpracują, mówiły mi, że przez trzy tygodnie nie było z nimi żadnego kontaktu, bo „miały masakrę na studiach”. Nie zgadzam się, żeby mówiły mi, że chciały coś zrobić lepiej, ale ostatecznie „nie dały rady”. Nie chcę słyszeć „dobra, nikt nie zauważy” i „dobra, wymyślmy cokolwiek”. Nie chcę zderzać się z niedotrzymanymi obietnicami, niespełnionymi obowiązkami, wycofywaniem się ze wcześniejszych ustaleń, łamaniem początkowych przyrzeczeń. Czy komuś płacę za jego pracę, czy nie płacę. Zarówno w Prawie Harcerskim, jak i w Zobowiązaniu Instruktorskim brakuje mi zapisu o tym, że naszą funkcję powinniśmy wypełniać najlepiej, jak tylko się da. Że zobowiązania to dla nas rzecz święta. Że chcemy nie tylko „coś robić”, ale robić to porządnie, od początku do końca, z uwzględnieniem konsekwencji, jeśli nie dotrzymamy obietnicy. Że zależy nam na tym, aby nasza praca była wykonana tak, żeby inni – i nasi przełożeni, i nasi podopieczni, i wszyscy, którzy nas obserwują – byli z tej pracy zadowoleni, czuli jej celowość i rzetelność. Tak naprawdę dopiero wtedy należy nam się zapłata w postaci satysfakcji i spełnienia, kiedy możemy o sobie powiedzieć: „powierzone mi zadanie wypełniłem najlepiej, jak tylko się dało”.
Jeśli już teraz nauczymy się sumiennie realizować swoje zadania, to za kilka lat okażemy się po prostu dobrymi pracownikami.
Warto też podkreślić fakt, że przykładne wypełnianie harcerskich obowiązków spowoduje, że w przyszłości będziemy bardziej atrakcyjnymi „kąskami” na rynku pracy. Jeśli już teraz – jako przyboczni, drużynowi, członkowie kapituły HO, kwatermistrzowie obozowi – nauczymy się sumiennie realizować swoje zadania, to za kilka lat okażemy się po prostu dobrymi pracownikami, na których można polegać, którym bez obawy można powierzyć odpowiedzialność. Ja po doświadczeniach współpracy z różnymi osobami przy różnych harcerskich przedsięwzięciach jestem w stanie bez problemu powiedzieć, kto według mnie byłby dobrym pracownikiem, a kogo raczej bym nie zatrudniła. Warto ćwiczyć i zbierać doświadczenie już teraz.
Nie podoba mi się to, że pozwalamy w harcerstwie na bylejakość, tłumacząc ją innymi obowiązkami, których każdy z nas ma mniej lub więcej. Odpowiedzialność na funkcji w ZHP polega też na tym, że jeśli nie jesteś w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków, to – znalazłszy uprzednio swojego następcę – powinieneś się wycofać.
Albo rób to dobrze, albo spadaj.
Marta Tittenbrun - ma trudne nazwisko, więc nazywają ją tym wcześniejszym – Szewczuk. Zawodowo zajmuje się pisaniem i redagowaniem. Jest dziennikarką sportową i pisze głównie o bieganiu, a sama najbardziej lubi biegać w górach. W harcerstwie redaktor naczelna "Na Tropie", instruktorka Zespołu Wędrowniczego Wydziału Wsparcia Metodycznego GK oraz instruktorka Zespołu ds. informacji Wydziału Komunikacji i Promocji GK.