Robercik – odcinek krótki

Archiwum / 17.03.2011

Dziś będzie krótki odcinek, tak jak i życie jest krótkie i nie należy marnować czasu. Poznamy więc pewną dość skuteczną osobę, dowiemy się co nieco o skrajnościach i na koniec serdecznie się pożegnamy.

– Następnyyyy! – zawołał Harcmistrz Mirek Siuda. Do pokoiku wszedł któryś z kolei delikwent i gdzieś po piętnastu minutach wyszedł, ze wzruszeniem gładząc krzyż harcerski z granatową podkładką pod spodem. Odbywała się Komisja Stopni Instruktorskich. Wychodzący, świeżo upieczony instruktor, był zbyt szczęśliwy, żeby zauważyć inną postać, która pochylona i zgarbiona prawie niepostrzeżenie wkradła się do pokoju przez uchylone drzwi.

– Czuwaj! – powiedziała Postać.

– Czuwaj! – odpowiedział Harcmistrz Mirek Siuda. – Do rzeczy, szybko i konkretnie, bo nie ma czasu.

– To ja – powiedziała Postać i zdjęła kaptur od kangurki, która zasłaniała jej twarz.

– Druh K.! – zdziwił się Harcmistrz. – Jaki to zaszczyt, że osoba z tak wysokiego stołka zniżyła się do nas – powiedział może niezbyt finezyjnie, ale szczerze i radośnie.

– Stołki stołkami, a sprawa nie cierpi zwłoki – odrzekł Druh K.

– Czy wszystko w porządku?! – wchodząc, zapytał człowiek w okularach przeciwsłonecznych i ciemnym garniturze. – Gdzie znajdują się zwłoki?

– Możecie iść pozabezpieczać teren, tutaj wszystko w porządku.

– Tak jest! – stuknął obcasami człowiek i wyszedł.

– To tak – zaczął Druh K. – Zajmuję dość wysokie stanowisko, jeśli nie najwyższe. Harcerze często zastanawiają się, jaki mam stopień. Niektórzy twierdzą, że harcmistrz, a ja udaję, że się tym nie przejmuję albo że nie dosłyszałem.

– To nie harcmistrz? – zdziwił się Druh Mirek.

– Nie do końca – zniżył głos Druh Niewiadomoczyharcmistrz K. – Miałbym tego harcmistrza, gdyby nie pewne zadanie, którego nie wypełniłem.

– Czy to chodzi o ***************?

– Oj, zostawmy politykę na boku! – zaśmiał się jowialnie Druh K. – Zresztą na to wciąż jest troszkę czasu, zdążę jeszcze. A i z Litwinami jakoś się ułoży, mam nadzieję. Chodzi o coś innego. Podobno załatwia Druh sprawy taśmowo.

– No pewnie, wytwarzamy tu instruktorów jak fabryka konserw albo inna esencja masowej produkcji. Sam jestem zdania, że to papiery są dla nas, a nie my dla papierów. Szybko i sprawnie, bo życie jest za krótkie na takie ceregiele. Więc jaki problem?

– W moim hufcu… W moim hufcu są bardzo skrupulatni. W sumie uporałem się z moją próbą harcmistrzowską dość dobrze, ale dopatrzyli się rażących nieprawidłowości w innej mojej próbie. Próbie na młodzika.

– MŁODZIKA?!

– Też nie przypominam sobie, żebym robił taką próbę, ale znaleźli ją. A w sumie znalazł ją Przewodniczący Hufcowej Komisji Stopni Instruktorskich, taki świeżo mianowany. Uznał on, że:

1) Wstępne śledztwo wykazało, że nie rozliczyłem się z jednego zadania.

2) Być może nie wiedziałem, że to próba na młodzika, bo wtedy mogło nie być młodzika. Ale młody przewodniczący uznał, że ignorantia iuris nocet, a przepisy się zmieniły. Co prawda próbowałem mu wyperswadować, że ius retro non agit, ale nie chciał słuchać.

3) W związku z powyższym należy przesłać do Chorągwianej Komisji Stopni Instruktorskich odpowiednie papiery, opóźniające znacznie przyznanie mi stopnia harcmistrza.

– No to jest grubo! – zawołał Druh Mirek, ale zaraz dodał: – Bywało grubiej, zaraz to załatwimy. Jakie ma Druh dokumenty?

Druh K. wyciągnął trochę pozaginaną i poplamioną różnymi domowymi produktami kartkę, na której jego żona i liczne potomstwo potwierdzali, że faktycznie sam zmywał naczynia przez tydzień.

– Dobra. Papiery się załatwi, to nie problem. Trzeba będzie tu i tam szybko podmienić, tam donieść, tu zabrać… W Chorągwianej Komisji mam kilku przyjaciół, to mi pomogą i wszystko będzie załatwione. Nie ma co się martwić – poklepał Druha Zachwilęharcmistrza po ramieniu. – Papierkowa robota jest dobra pod warunkiem, że to my ją kontrolujemy, a nie ona nas. Jakby jeszcze druh dał wzór podpisu tutaj na kartce, może się przydać. O, dziękuję.

– Czy to już wszystko?! – zapytał Druh K.

– No, w zasadzie upłyną ze dwa, trzy dni, zanim przygotuję dokumentację i dostarczę gdzie trzeba, potem trzeba będzie uzupełnić rozkaz. Ale cóż to jest za kłopot…

– A tamta hufcowa komisja?

– Młodzi, jak to się mówi, nie wiedzą co czynią. Proszę się nie przejmować, wszystko załatwię. A tutaj proszę, czerwona podkładka, już sobie można nosić.

Druh K. wzruszony założył podkładkę pod krzyż harcerski (był już bowiem przygotowany na taki obrót spraw, nawet miał na sobie mundur), dokręcił tę nakrętkę pod spodem i wzruszony zasalutował. Jego radość zmąciło tylko ciut za długie oczekiwanie w samochodzie na jego kierowcę, który poszedł nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co. Wrócił po piętnastu minutach. Z granatową podkładką.

Z tego morał, że należy starać się i robić stopnie instruktorskie (nawet jeśli zejdzie nad tym więcej niż pół godziny).