Rowerem po marzenia

Archiwum / 12.06.2007

Wybrany obrazZwariował? Nie! Spełnia swoje marzenia. Samotna wyprawa rowerowa Kaukaz 2006 i Duna Snow Leopard Bike Expedition 2007 – to wyprawa po marzenia, na którą wyruszył Paweł „Robinson” Dunaj. Z szalonym obieżyświatem rozmawia Sylwia Kowalczuk.

 

Wybrany obraz

 

 

 

 

Wiele razy powtarza, że zależy mu na spełnianiu marzeń, a nie na sławie. O wszystkim mówi z uśmiechem, promienieje z niego pozytywność. Chce pokazać że 'chłopak z Białegostoku' też może spełniać swoje marzenia, nawet te najbardziej niewiarygodne. W pokoju leży dużo sprzętu alpinistycznego, rowerowego, książek o górach. Zanim zaczęliśmy rozmowę pochwalił się genialnymi wielkoformatowymi zdjęciami z osiągniętego szczytu. Idealny moment by przy herbacie zadać pytanie.

 

Sylwia Kowalczuk: "Podróżnik, alpinista" taki podpis pod Twoim zdjęciem widziałam w którejś z gazet. To brzmi już bardzo profesjonalnie. Jak wyglądały Twoje początki w górach, nabieranie doświadczeń?

 

Paweł Dunaj: Wszystko zaczęło się od Bieszczad. Pojechałem z moją drużyną harcerską w 1999 roku w Bieszczady. Weszliśmy na Smerek. Łaziliśmy z całym swoim bagażem czyli namiotami, kuchenkami, śpiworami itd. Wszystko mieliśmy w plecakach i to mi się spodobało. W wyższych górach z kolei znalazłem się przypadkiem. O szóstej rano, przed którymś długim weekendem zadzwoniła do mnie dziewczyna mojego brata i zapytała, czy mogę jej pożyczyć śpiwór zimowy. Zgodziłem się bez zastanowienia, ale po godzinie siódmej, gdy człowiek jest już bardziej przytomny, zacząłem się zastanawiać, po co jej śpiwór zimowy w maju. Okazało się, że jedzie z ekipą w Dolomity Di Sesto we Włoszech. Skorzystałem z jednego wolnego miejsca w samochodzie i w taki sposób zdobyłem swoje pierwsze 3 tysiące. Później na obozie harcerskim poznałem ekipę z Węgier, która wróciła z Mount Blanc. Umówiłem się z nimi i w taki sposób rok później zdobyliśmy razem Zumsteinspitze (4563 m n.p.m) w Szwajcarii, trzeci najwyższy szczyt Europy.

 

Cofnijmy się o kilka lat. W jaki sposób zrodziły się pomysły na Twoje wyprawy rowerowe? Pewnego dnia po prostu postanowiłeś czerpać z życia garściami?

 

Przede wszystkim portfel mi to dyktował, bo taka wyprawa jest bardzo tania. Pierwszy raz pojechałem w 2005 roku na Bałkany. Przejechałem wtedy około 2 tysięcy kilometrów. Wyprawa ta trwała 2 tygodnie i kosztowała niecałe 200 zł, więc nie wiem czy można pojechać tak daleko jeszcze taniej. Razem z wyżywieniem, ubezpieczeniem i środkiem transportu, którym był oczywiście rower. W rower nie trzeba dużo inwestować, ponieważ 'napędzamy' go sami. Pomysł zrodził się także przy okazji tego, że bardzo lubiłem jeździć na rowerze. Zanim zrobiłem prawo jazdy, jeździłem nim dosłownie wszędzie. Pomyślałem, że skoro kocham rower i kocham góry, warto te dwie miłości połączyć. Podróżuję teraz pod góry na rowerze, a potem zdobywam szczyty.

 

"Za siedmioma górami…" tak zaczyna się wiele bajek. Jednak to nie była bajka, ale samotna wyprawa rowerowa na Kaukaz 2006. Miałeś dokładny plan tej wyprawy?

 

Wybrany obrazNie, nie miałem. Do wszystkiego pochodzę na wielkim luzie, tyle żebym miał wizy do wszystkich krajów przez które będę przejeżdżał i potem jak zwykle wsiadam na rower, co daje mi ogromną niezależność. Śmigam sobie gdzie chcę. Nie ma żadnego planu poza tym, że chcę zdobyć góry i to jest tak na prawdę jedyny cel wypraw. Jaką drogę przebędę, czy się pojadę 2 km w jedną czy drugą stronę nie robi różnicy. Wszystko wychodzi podczas pedałowania. Jednak wychodzę z założenia że w dużych miastach jest najmniej bezpiecznie, nie przeprowadzałem badań naukowych na ten temat jednak podczas wyprawy unikałem dużych skupisk ludzi. Jeździłem bocznymi drogami, ale asfaltowymi, przez małe miasteczka. Podczas samotnej wyprawy rowerowej Kaukaz 2006 przejeżdżałem przez takie kraje jak: Ukraina, Rosja, Gruzja, Armenia, Iran, Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Słowacja. Podsumowując w skrócie moje cele: główny- zdobycie Elbrusa (5642 m n.p.m) w Rosji, Demawend (5604 m.n.p.m)- Iran, Ararat (5165 m.n.p.m) – Turcja oraz Czeget (3667 m n.p.m)- Rosja, Kackar Dagi (3937 m.n.p.m) – Turcja, Moldoveanu (2543 m.n.p.m) – Rumunia, Gerlach (2655 m.n.p.m) – Słowacja. Byłem załamany gdy okazało się że przez biurokrację w Turcji nie będę mógł zdobyć biblijnej góry- Araratu. Zadzwoniłem wtedy do rodziców i powiedziałem:„Wiecie co? Powiedzieli mi po Araracie, że w Iranie będę miał taką samą sytuację i nie będę mógł zdobyć Demawendu!” Miałem ochotę wsiąść w pociąg i wracać do domu, ale okazało się że nie wystarczyłoby mi pieniędzy na bilet. Odezwała się we mnie żyłka sknery, że za wizę irańską zapłaciłem 400 zł i było to bardzo dużo, dlaczego więc będąc 20 km od Iranu, nie miałbym tam zajechać i zobaczyć irańskie kobiety (śmiech). Jednak już na granicy dowiedziałem się, że nie będą miał problemów ze zdobyciem Demawendu (najwyższej góry Iranu). Pojechałem kolejne 1,5 tys. km i udało się zdobyć szczyt. Wtedy wracałem już szczęśliwy do domu, do Białegostoku. Wyprawa trwała ok. 60 dni i przejechałem 7 tys. km.

 

Jakaś zabawna historia, która Ci się przytrafiła…

 

Dużo zabawnych. Choćby na przykład kiedy na środek drogi wybiegł mocno pijany mężczyzna. Było to dzień po tym, gdy zostałem okradziony i miałem uraz, że każdy kto wychodzi mi na drogę chce mnie okraść. Mężczyzna nie pozwalał mi przejechać, więc musiałem się zatrzymać. On, całkowicie pijany, rzucił mi się w ramiona i zaczął mnie całować. Zaprosił mnie do siebie, na ścianie wisiał plakat Julii Tymoszenko. Tłumaczył, że to jego przyszła żona. Oprócz tego poczęstował mnie pysznym narodowym ukraińskich barszczem.

 

 

Wielu było ludzi którzy Cię tak miło przyjmowali?

 

Tak, chcę powiedzieć, że w czasie zeszłorocznej wyprawy Kaukaz 2006 na jedzenie wydałem w czasie 60 dni tylko 25 dolarów. Praktycznie co 2-3 dni spałem u kogoś w domu, a codziennie u kogoś jadałem obiady albo kolacje. Ludzie zapraszali mnie do domu, częstowali. Było to na prawdę bardzo miłe.

 

W czasach renesansu ludzie zabierali ze sobą garderobę na różne pory roku, zapasy jedzenia, zastawę stołową, namioty i służbę. W ten sposób podróż stawała się wyprawą. Teraz
ludziom często potrzebna jest tylko karta kredytowa. A Ty na swoje wyprawy zabierasz…

 

Na pewno mam kartę debetową, ale w tych krajach, w których będę i tak mi się nie przyda, bo kraje wschodnie są zbyt dumne aby korzystać z amerykańskich systemów płatniczych, więc nie chcą kart Visa i innych. Muszę się obejść bez tego. Przede wszystkim zabieram ze sobą rower, kuchenkę gazową, śpiwór i namiot. Zabieram też cały sprzęt alpinistyczny, bo jadę po to by zdobywać góry. Konieczny jest cały warsztat rowerowy. Jadąc samotnie muszę mieć wszystkie części zapasowe i narzędzia. No i zabieram wszystko co zabiera ze sobą harcerz jadąc w góry.

 

Na swojej stronie internetowej zapowiadasz, że Twoja następna wyprawa będzie jeszcze dłuższa, jeszcze cięższa.. prawie niemożliwa. Jesteś z tych ludzi którzy są zdania, że nie ma rzeczy niemożliwych czy raczej nie?

 

Zdecydowanie uważam, że chcieć to móc. Jeśli ktoś ma w życiu jasno postawiony cel i chce do niego dążyć, na pewno ten cel osiągnie. Musi tylko podjąć to wyzwanie. Ważne jest, żeby się nie poddawać, tak jak ja nie wiedziałem co robić gdy nie mogłem zdobyć Araratu. Mój cel się rozmył, jednak udało mi się pozbierać i pojechałem dalej.

 

Snow Leopard Bike Expedition 2007, czyli…

 Przykładowy obraz

Kolejna samotna wyprawa. Jak wcześniej pytałaś o rzeczy niemożliwe, jeszcze trudniejsza i bardziej ekstremalna. Ta wyprawa jest rozwinięciem wyprawy Kaukaz 2006 i biegnie na początku przez podobne kraje. Zaczyna się w Ukrainie przez Rosję, Kazachstan, Kirgizję, Tadżykistan, Chiny, Indie, Nepal, Pakistan, Iran, Turcję, Bułgarię, Rumunię, Węgry, Słowację. Podczas poprzedniej wyprawy przejechałem 10 tys. km, w tym roku zamierzam 20 tys. km. W zeszłym roku zamierzałem zdobyć 3 pięciotysięczniki, w tym roku chcę zdobyć 5 siedmiotysięczników (Khan Tengry – 7010 m n.p.m., Pik Korzeniowskiej – 7105, Pik Lenina – 7134, Pik Komunizmu – 7495 i Pik Pobiedy – 7439) a co za tym idzie, chcę zdobyć prestiżowy tytuł alpinistyczny 'śnieżnego leoparda'. Dokonał tego na razie jeden Polak, na świecie chyba 5 ludzi. W internecie się o tym nie pisze, bo każdy kto zdobył te szczyty wcześniej czy później ginie. Na pewno tylko jeden Polak, więc to o czymś świadczy, ponieważ można przytoczyć fakt zdobycia 14 ośmiotysięczników przez 5 Polaków. Polak jednak dokonał tego na przestrzeni 3 lat. W ciągu roku udało się to dwóm alpinistom, ale oni latali helikopterami z baz szczytów. Zdobywca Korony Himalajów jest więc więcej niż zdobywcą śnieżnego leoparda. To jest pewne.

 

Ile ta wyprawa będzie trwała?

 

Nie mam ustalonego planu, wyjeżdżam i to wszystko zależy 'jak noga będzie podawała' na rowerze, jaki będę miał wiatr, czy w plecy czy w oczy. Planuję minimum 6 miesięcy, ponieważ sam dojazd pod górę będzie trwał 2 miesiące. Następnie akcja górska potrwa 2-3 miesiące. Gdybym chciał już wracać to kolejne 2 miesiące, ale ponieważ chcę pojechać jeszcze bardziej na wschód potrwa to dłużej. Chcę przejechać rowerem Karakorum Highway – najtrudniejszą drogę świata wybudowaną przez człowieka. Myślę, że wyprawę zamknę w 7-12 miesiącach. Jednak planem jest fakt, że nie mam planu.

 

To co "wyczyniasz" i "wyprawiasz" na pewno wielu się w głowie nie mieści. Jak reagują Twoi znajomi, rodzina?

 

„Wariat!” tak reagują znajomi, to znaczy reagowali przed rokiem, gdy myśleli o Kaukazie. Byli przekonani, że się nie uda. Wjechali mi na ambicję i powiedziałem, że dam radę. W tym roku jednak nabrałem pokory do gór. Po zeszłorocznej wyprawie, ale przede wszystkim po śmiertelnym wypadku mojego kolegi, któremu dedykuję Duna Snow Leopard Bike Expedition 2007. Rodzice przeżywają najgorzej. Jestem jednak wielkim egoistą, bo ryzyko jest bardzo duże. Nie ryzyko, że się nie uda, ale ryzyko zapłacenia największej ceny za realizację marzeń. Jednak marzenia są silniejsze i chcę je realizować.

 

Tytus na koszulce mówi: "To ZHP zrobiło ze mnie człowieka". Odniósłbyś to jakoś do siebie?

 

Wybrany obrazWiele razy to powtarzam, tak jak wielu moich znajomych. Od 10 lat jestem harcerzem, od kilku lat instruktorem ZHP. Mogę szczerze powiedzieć, że to ZHP mnie wychowało. Wszystkie moje pasje: góry, rower, fotografia, zrodziły się podczas zbiórek harcerskich i wypadów ze znajomymi harcerzami. To właśnie ZHP zrobiło ze mnie to co teraz jest. Czasami rodzicom mówię: „Wiecie żebyście mi nie pozwolili wstąpić do ZHP, to bym teraz siedział grzecznie w domu, przy komputerze i pisał programy jako student informatyki na Politechnice Białostockiej.”

 

Realizując marzenia, trzeba pamiętać o…

 

O jasno postawionym celu. No i przede wszystkim trzeba je bardzo mocno chcieć realizować, bo pojawi się wiele przeciwności losu, ale trzeba walczyć i się nie poddawać. Przede wszystkim trzeba marzyć i wierzyć że marzenia się spełniają.

 

Paweł Dunaj 25 maja 2007 wyruszył na Duna Snow Leopard Bike Expedition 2007. Relacje z jego wyprawy można śledzić na http://leopard.w.duna.pl oraz w następnych numerach „Na Tropie”, które jest patronem medialnym imprezy.

 

Wybrany obraz

 

 

Sylwia Kowalczuk – fotoedytorka Na Tropie, drużyna 118 Białostockiej Drużyny Starszoharcerskiej "Sfora",członkini 11 KI. Reprezentantka Polskiego Kontyngentu na wyspie Brownsea podczas Jamboree 2007. Zapalona turystka

 

 

 

Przykładowy obrazPaweł  Dunaj – instruktor ZHP, kwatermistrz 8 SZDHiZ Hufiec Białystok. Dla gór i roweru jest w stanie poświęcić wszystko. Student informatyki na Politechnice Białostockiej. Ministrant, ratownik WOPR, płetwonurek CMAS, akwarysta, filatelista, fotograf – amator.