Rozrachunek z historią, czyli…

Archiwum / 10.03.2012

W jaki sposób reżyserzy polskiego teatru przywołują traumy XX wieku.Wiek XX przynosi szczególnie Polakom wiele traum i przeciwności, z którymi musimy się uporać. Początek wieku to I Wojna Światowa i choć uzyskaliśmy niepodległość po wielu latach niewoli, to nie cieszyliśmy się nią długo. W 1939 roku wybuchła II Wojna Światowa – największe w historii ludobójstwo, które szczególnie uderzyło w Polskę.

 

Odcisnęło to wielkie piętno na późniejszych relacjach z innymi krajami, a także mentalności Polaków. Kiedy uporaliśmy się z tą wielką traumą, nastała kolejna, którą był komunizm i czasy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Cały ten okres wywarł wielki wpływ na naszą kulturę, literaturę i sztukę. Wszelkie próby ukazania prawdy były natychmiast tłumione, a dzieła cenzurowane. Współcześni twórcy teatru, mogąc swobodnie mówić o historii, bardzo często w swych dziełach odwołują się do wspomnień tragicznych dla Polaków czasów, starając się oddać realia i trud życia ludzi wtedy żyjących.

 

Jak było po wojnie…

 

Waldemar Krzystek w spektaklu Teatru Telewizji pt. Norymberga rozprawia się z prawdą historyczną II Wojny Światowej. Tytuł sztuki jednoznacznie nawiązuje do  procesu dygnitarzy III Rzeszy z 1946 roku, który miał miejsce w Norymberdze. Konstrukcja spektaklu nie jest skomplikowana. Dziennikarka, w którą wcieliła się Dominika Ostałowska, przychodzi do niewielkiego mieszkania przedstawiciela peerelowskich służb informacyjnych (Janusz Gajos) na wywiad. Chce się dowiedzieć jak było naprawdę. Po długich godzinach rozmów okazuje się, że to właśnie on był odpowiedzialny za zabójstwo ojca młodej dziewczyny. Człowiek, który w przeszłości był katem i donosicielem, dzisiaj jest zupełnie samotny, bez całego wojennego tła, które było dla niego podporą. Nie może sobie poradzić z przeszłością. Targają nim poczucie winy i wyrzuty sumienia.

 

Opowieść odkrywa kolejne zaskakujące i dotąd nieznane aspekty II Wojny Światowej. Zakończenie spektaklu jest niewyjaśnione. Mamy wrażenie, że losy oficera są już przesądzone, natomiast historia pokazuje zupełnie co innego. Krzystek chciał ukazać prawdziwe oblicze zbrodniarzy przeszłości. Ma się wrażenie, że chce ich usprawiedliwić, bo żałują tego, co zrobili.

 

„Ile polskości jest w dzisiejszej Polsce?”

„III Furie”, spektakl w reżyserii Marcina Libera to bardzo specyficzna rozprawa z przeszłością. Teatr Modrzejewskiej z Legnicy stara się odpowiedzieć spektaklem na pytanie: ile polskości jest w dzisiejszej Polsce? Z jednej strony zaprezentowano historię Danuty Muter, która własnoręcznie udusiła trójkę swoich dzieci, a potem chciała pozbyć się czwartego, Dzidzi, która urodziła się bez kończyn, z wszelkimi możliwymi schorzeniami. Z drugiej strony polskiej rzeczywistości stykamy się z opowieścią Stefana Markiewicza, sadystycznego akowca, który bez krzty skrupułów mordował setki niewinnych. Oboje stają przed sądem bogów greckich, którzy mają przesądzić ich los.

 

Spektakl doskonale ukazuje wady współczesnych Polaków. Uwydatnia nasz wielki problem z przeszłością i traumami historycznymi. Bardzo dobrze widać jak obarczamy nimi kolejne pokolenia i niemalże mścimy się na nich. Spektakl jest wybuchową mieszanką czarnej komedii i dramatu ludzkiego losu. W jednej chwili płaczemy ze śmiechu, śpiewając wraz z bohaterami „Gdzie są chłopcy z tamtych lat?”, a zaraz rozczulamy się nad losem nieludzko traktowanej Dzidzi. Spektakl kompletnie niszczy wszelkie konwenanse i momentami wykracza poza wszelkie granice. Całości towarzyszy muzyka na żywo zespołu Moja Adrenalina, którego nazwa w zupełności oddaje charakter wykonywanych utworów.  Jest z gatunku spektakli: „wychodzę i nie wiem co powiedzieć, bo nie mogę pozbierać myśli!”. Legnicki spektakl był okrzyknięty jednym z najlepszych w Polsce i obsypany wieloma prestiżowymi nagrodami teatru.

 

Jak Jaruzelski na proces czekał…

„Generał” to jedna z głośniejszych premier teatru Imka Tomasza Karolaka w reżyserii Aleksandry Popławskiej i Marka Klity, który to wcielił się w tytułową rolę. Twórcy prezentują historię Wojciecha Jaruzelskiego, który oczekuje na proces narodowy. Marek Klita nie tylko naśladuje ruchy i głos byłego prezydenta PRL, on po prostu nim jest! Zamknięty w niewielkim mieszkaniu dyktator nie dopuszcza żadnej myśli o swojej winie. Kreuje świat, w którym sam powoli staje się marionetką. Jego rodzina i współpracownicy przestali już wierzyć w jakiekolwiek szanse na dobre zakończenie.

 

Bardzo ciekawie zostały zaprezentowane relacje Jaruzelskiego z żoną i córką. Pierwsza jest uległą współtowarzyszką niedoli, która zmęczona już tym wszystkim pozostanie wierna przy mężu do samego końca. Córka natomiast jest buntowniczą feministką, która nie dość, że obwinia ojca za podjęte decyzje, to jeszcze jej natura i seksualność nie jest akceptowana przez rodziców.

 

Spektakl nie jest typową biografią, a próbą zrozumienia mechanizmów życia każdego dyktatora, uwikłanego w wirze historii i gąszczu własnych problemów. Scenografia, choć mało skomplikowana, idealnie oddaje patetyczny charakter świata komunizmu. Największym atutem spektaklu są cisza, potęgująca napięcie, i niepewność oraz nieprzewidywalność wszystkich zachowań głównego bohatera. Kreacje wszystkich twórców to mistrzostwo a spektakl to majstersztyk dopięty w każdym detalu.

 

Twórcy teatru coraz częściej sięgają do historii w swoich dziełach, aby pokolenia, które następują po tych, którzy przeżyli wszystkie te traumy na własnej skórze, pamiętały i nie powtarzały błędów przeszłości na nowo. Ciekawe jest to, że ile by nie powstało dzieł literackich czy dramatycznych, historia pokazuje, że niestety nie wyciągamy wniosków. A szkoda, bo może nie cierpieli by na tym niewinni.