Rzecz o nadziei
W 2009 roku, chwilę przed Zjazdem ZHP, na blogu ZHP24.net pojawił się pewien wpis. Wybuchło niemałe zamieszanie. Jedni łapali się za głowy, inni zastanawiali się, o kogo właściwie chodzi.
Szkoda, że dzisiaj pod adresem bloga wita nas strona po chińsku. Cztery lata później warto byłoby przypomnieć delegatom teksty, które się tam pojawiły. Wciąż byłyby aktualne. Wspomniany wpis dotyczył nieujawnionej wcześniej kandydatury na funkcję Naczelnika ZHP. W ostatniej chwili miała ujawnić się tajemnicza osoba dająca delegatom możliwość wyboru. Pojawiła się nadzieja na wprowadzenie w naszym stowarzyszeniu pewnych zmian. Mimo kłębiącego się w nas uczucia, że ta informacja była bardziej trollingiem „ku pokrzepieniu serc” niż zapowiedzią faktycznych wydarzeń, uchwyciliśmy się tej myśli. Na Zjeździe może coś się wydarzy!
Tym razem nie chodziło tyle o to, że ewentualna reelekcja poprzedniej ekipy będzie złym wyborem. Nawet jeśli tylko w głowach, pojawiła się możliwość, że w ogóle będziemy mieć możliwość wyboru. Bo co to za głosowanie, kiedy kandydat jest jeden. Musiałby zrazić do siebie ponad połowę delegatów na tyle, żeby uznali kompletną niewiadomą za lepsze rozwiązanie niż pełnienie funkcji przez tę osobę. O coś takiego trzeba by się postarać dużo bardziej niż zrobiła to GK kadencji 2007-2009. Dzięki artykułowi do delegatów na krótką chwilę wróciło przeświadczenie, że „na Zjeździe może zdarzyć się wszystko”. Wcześniej już pojawiały się ekipy na ostatnią chwilę, więc dlaczego tym razem nie mogłoby być podobnie.
Pojawiły się domysły, kto może być tajemniczą kandydatką. Po szybkim wybraniu ofiary, przez salę przetoczyła się czarna fala kontrrewolucyjnej antypropagandy. Kto z kim, kiedy i dlaczego sypiał i jak to miało wpłynąć na ich umiejętności do zarządzania ZHP. Zupełnie niepotrzebnie, bo w końcu wystartowała tylko Małgorzata Sinica. Trochę szkoda. Mam wrażenie, że mandat zaufania osoby, która okazała się być najlepszym kandydatem, byłby większy niż tej wybranej, ponieważ nie było nikogo innego.
Niedawno wykwitła mi w głowie zabawna myśl, że jeżeli nikt nowy się nie pojawi, powinienem sam zgłosić swoją kandydaturę. W głowie ułożyłem sobie nawet skład swojej Głównej Kwatery. Fajnych ludzi, których tu nie wymienię. Tak zrobić coś dla samej radości oglądania chaosu, który taka deklaracja wywoła. Z rozbawieniem obserwować ostrzenie haków i wykopywanie pozornie nieistotnych szczegółów z mojego życia. Kogoś przeglądającego moją tablicę na Facebooku w poszukiwaniu dyskredytujących mnie treści. Komendantów Chorągwi szybko próbujących się dowiedzieć, kim właściwie jestem i jak bardzo niekompetentny bym był. Może nawet telefony do znajomych. Pytania, na które musiałbym odpowiadać ,nie mając żadnego planu na to, co właściwie miałbym robić, gdybym został wybrany.
Powstrzymuje mnie jednak głęboko zakorzenione poczucie, że kandydowanie na Naczelnika to w 100% poważne zadanie. Byłby to żart na poziomie anonimowego telefonu do szkoły z informacją o nieistniejącej bombie. Ewentualny kandydat powinien brać taką sprawę całkiem serio. Zarządzanie ZHP to nie zabawa. Nawet osoba doskonale przygotowana z doświadczeniem organizacyjnym i popularnością miałaby przed sobą trudne zadanie. Znacznie ciężej jest wygrać z osobą ubiegającą się o reelekcję. Przykładem mogą być powojenne Stany Zjednoczone, gdzie tylko trzech z dwunastu prezydentów nie utrzymało władzy.
Chciałbym, żeby na zbliżającym się Zjeździe pojawiła się jakaś alternatywa. Nie po to, aby koniecznie nie wybrać panującej ekipy. Miło byłoby, gdyby delegaci mieli po prostu możliwość wyboru. Zagłosowali na osobę ich zdaniem bardziej odpowiednią na stanowisko Naczelnika zamiast jedynej możliwej. Po zmianach w ordynacji wyborczej kandydatów poznamy na długo przed Zjazdem. Jeśli ktoś się zdecyduje, będzie mieć szansę przeprowadzenia kampanii wyborczej, w której da się poznać wszystkim delegatom, umożliwiając im świadomy wybór.
Andrzej Walusiak - członek Rady Naczelnej ZHP i hufcowej KSI, przez 3 lata prowadził drużynę wędrowniczą, student towaroznawstwa, fan fotografii analogowej, autor bloga vandrey.tumblr.com