Rzeczpospolita szlachetna

Archiwum / Przemysław Jóźwik / 14.09.2010

„Niewielka w tym uciążliwość (jeżeli jest jaka), a Rzeczpospolitą może uczynić trwałą, ojczyźnie jest na zbawienie” – pisał Jan Ostroróg. Słowa te śmiało mogą służyć za motto dla nowego – pierwszego cyklu tkniętego Nosem Kleopatry poświęconego refleksji nad „filarami i fundamentami” Pierwszej Rzeczypospolitej.

Tak postanowiliśmy zatytułować nasz nowy, a przy okazji pierwszy cykl w dziale „Nosem Kleopatry”. Czymże będzie ta „Rzeczpospolita szlachetna”? Będzie to próba opowiedzenia o tej dawnej Rzeczypospolitej zwanej szlachecką, przez pryzmat jej często zapomniancyh, a jakże kluczowych dla jej „konstytucji” – myślicieli, pisarzy czy sejmowych oratorów, słowem tych ludzi wiodących „żywot człowieka poćciwego”, których „tradycyjny” ojciec polskiej literatury politycznej  – Jan Ostroróg określa jako „filary i fundamenta ojczyzny”.

Będzie to również próba odnalezienia wśród tych licznych cennych myśli, przeważnie zakrytych zapomnieniem lub leniwą obojętnością, takich, które mogą służyć jako inspiracja dla tzw. „ducha publicznego”, a także jako punkt wyjścia do refleksji na serio na temat Europy i Polski.

Można rzec, że postaramy się z tej szlacheckiej Rzeczypospolitej wyłonić (subiektywnie, rzecz jasna) pierwiastki prawdziwie szlachetne, które mogą przysłużyć się choćby trochę „uszlachetnieniu” naszej współczesnej Rzeczypospolitej. Stanisław Tarnowski pisał, że myśl polityczna tamtych czasów „nie sprawiła skutku, jej nauk i wróżb nie słuchano”. Może więc my, również nie zawsze zadowoleni z kształtu polskiej kultury politycznej, wsłuchajmy się w te „nauki i wróżby”, bowiem mimo ich pozornej czasowej odległości, zawierają one wciąż wiele prawd istotnych, zaskakująco nam dziś bliskich i naszym zdaniem potrzebnych.

Ten nasz wielki skarb, który winniśmy uczynić również elementem wspólnego dziedzictwa jednoczącej się Europy, wciąż jest niestety w dużej części nieznany. Można w tym miejscu znowu zacytować Ostroroga: „co za niedbalstwo nasze, co za wstyd i zelżywość i sromota niewidziana, co za głupstwo”. Gdzież indziej szukać formuł dojrzałego patriotyzmu, krytycznej refleksji o państwie, inspiracji dla aktywności obywatelskiej, jeśli nie wśród dzieł tych rodzimych myślicieli politycznych.

Szczególnie w momencie rozchwiania naszej wspólnoty politycznej, która jest obiektem ciągłego rwactwa, szczególnie, gdy podgrzewany wciąż spór jest prowadzony, zdaje się często, tylko dla samego faktu spierania i odbywa się w atmosferze tak (delikatnie mówiąc) nieszlachetnej – potrzeba nam tego pierwiastka szlachetnego. Potrzeba nam tych Katonów Rzeczypospolitej, którzy przypomną o pewnej „sferze powinnej” polityki, która wcale nie jest (wbrew pozorom) działalnością parakryminalną lub conajmniej cyrkowym festynem, a polega na działalności społecznej – „obronie pewnej całości”, dobra wspólnego, za króre odpowiedzialni są wszyscy obywatele, o ile nie chcą być (arystotelejskimi) idiotami. A skoro wspomniano już jednego z mentorów „zwierząt politycznych” dawnej Rzeczypospolitej, grzechem byłoby (szczególnie w jego przypadku) pominięcie drugiego – św. Tomasza, który raczył kiedyś stwierdzić z całą mocą starożytności języka łacińskiego: „ut omnes aliquaam partem habeant in principatu” – w dobrym rządzie wszyscy powinni uczestniczyć.

Chcemy więc zaproponować podróż do tej dawnej Rzeczypospolitej. Nie będzie to jednak wycieczka sentymentalna. Bo skoro, jak przypomina Norwid „najlepszym sposobem, aby jakąś sprawę uczynić niepopularną, to często i śmiało mówić na jej temat, a zarazem nigdy jej nie studiować”, skłoniwszy się Panu Zagłobie, postaramy się jednak przezwyciężyć pewną grunwaldzko-częstochowsko-wiedeńską powierzchowność i oddać temu dawnemu dziwnemu krajowi zasłużoną refleksję głębszej natury.

Cóż nam pozostaje poza zachętą do uczestnictwa. Pierwszym przewodnikiem na szlaku, a zarazem symbolicznym patronem naszych podróży, będzie Paweł syn Włodzimierza, Włodkowicem zwany, który nie raz po grunwaldzku, a czterykroć Krzyżaków zwyciężał…