Skracać dystans

Archiwum / 18.06.2010

Możemy być blisko, lub trzymać się na wyciągnięcie kija, możemy dyskutować lub bez gadania wykonywać polecenia. Jak to się dzieje, że jedni drużynowi są dla swoich harcerzy straszni, a inni to najlepsi kumple? I kiedy można odpuścić, a kiedy przykręcić śrubę?

Zdarzyło się tak, że widziałam parę drużyn wraz z ich drużynowymi, byłam też więcej niż w jednej drużynie. Zanim napisałam pierwsze zdanie tego tekstu, zaczęłam się zastanawiać czy tego wszystkiego nie powinien pisać drużynowy. Jakiś taki, co właśnie jest bardziej kumplem, a nie dyktatorem. Potem pomyślałam, że może to wcale nie tak źle, jeśli pisze go przyboczna. W końcu my przyboczni, staramy się współpracować z Wami, drużynowymi, z różnym skutkiem
Ostatnio ktoś powiedział, że drużynowym często  nie chce się tłumaczyć swoich planów – mówią kawałek, co masz zrobić, nie wtajemniczają. Bo to skomplikowane, głupio jeśli nie zrozumiemy.

W drużynie wędrowniczej działa to inaczej. Jest demokracja.

Mimo tego był taki czas w życiu naszej drużyny, kiedy ludzie bali się postawić. Dlaczego? Bo drużynowy był starszy, doświadczony i panowało przeświadczenie, że zawsze ma rację. Czy tak było? Pewnie w większości przypadków miał rację, ale przecież nie zaszkodziło porozmawiać o swoich pomysłach. Gdzie leży problem? Nasi harcerze boją się wyrażać swoje zdanie. Bo myślą, że jesteśmy mądrzejsi. Tudzież, że Wy drużynowi jesteście. To z jednej strony wygodne, z drugiej strony przerażające. Bo jak można tak bezkrytycznie podchodzić do sprawy? Jak można się bać?

Że można, to wiem, widziałam. Było to ciekawe zjawisko. W jednej drużynie, wszystko mówiło się zastępowym, a druhenki mówiły „tylko nie mów X” (czyli drużynowej). Bały się, że się dowie i będzie dla nich niemiła za to co myślą. Ten pogląd nie był prawdziwy, aczkolwiek miejscami się sprawdzał. I wystarczyło czasami, żeby powstała wśród harcerek reguła.

Trzeba coś z tym zrobić, żeby nie grać roli tyrana. Na dobry początek zdać sobie sprawę z tego jak wyglądają Wasze relacje, drodzy drużynowi z kadrą i resztą drużyny. Czy rozmawiacie często? Czy harcerze dzielą się z Wami swoimi przemyśleniami? Może są młodzi, ale to jeszcze nie znaczy, że nie mają nic do powiedzenia. Po drugie. Przypomnijcie sobie jacy Wy byliście w ich wieku. Co robiliście, czym się interesowaliście. Już?

Z harcerzem można rozmawiać o różnych rzeczach i pokazać mu, że nie jesteście wcale tacy straszni. I nagle okazuje się, że drużynowy też ma ludzkie oblicze!

Czasami zdarza się zapomnieć – gramy jakąś rolę, dzięki temu, wydaje się, że wszystko umiemy, jest poczucie bezpieczeństwa. Zapominamy o tym, że tak nie jest. Nie zawsze musimy mieć rację i warto wysłuchać opinii drugiego człowieka. Tak, my też mamy wady. Zdrowa krytyka nie jest zła. A ktoś kogo posłuchamy chociaż trochę, może poczuć, że jest ważny. To dobrze gdy ludzie tak czują. Bo czują się potrzebni. A wtedy znacznie prościej o zaangażowanie w życie drużyny. Poza tym jest to także element wychowania – uczmy ludzi przyznawać się do błędów, pokazujmy, że da się rozmawiać. Chyba nie chcemy żeby wyrośli na bezdusznych tyranów lub bezwzględnie posłusznych wszystkiemu ludzi. A jak wiadomo – jaki drużynowy taka drużyna.

Oczywiście, nie można też przegiąć w drugą stronę. Drużynowy musi mieć szacunek. Tylko kwestia tego jak go zdobędzie. Czyż nie szanujemy naszych przyjaciół? Nawet jeśli skracamy dystans, to nie znaczy, że tracimy autorytet. Szacunek można budować na różnych rzeczach. Jasne, też na strachu. Ale jeśli oprócz prostej współpracy chcemy osiągnąć też inne cele, to nie tędy droga.

Istnieje niebezpieczeństwo w tyranii. Bo drużynę kiedyś trzeba oddać. Tylko komu i co się wtedy stanie? Czy ta osoba będzie w ogóle potrafiła mieć własne zdanie??  A nawet jeśli, czy my się opanujemy i nie będziemy się wtrącać? Bo coś mogłoby być zrobione inaczej, lepiej, po naszemu. Lecz nie na tym polega wychowanie by stworzyć identyczne kopie siebie…

Czy da się połączyć te dwie role – dobrego kumpla oraz przywódcy? Pewnie nie w stu procentach, nie zawsze również byłoby to wskazane. W końcu w drużynie młodszej, drużynowy jest postrzegany jako „ten mądrzejszy” i nie ma w tym nic złego, jeśli nie wykorzystuje tego zanadto. Z kolei wędrowników nie zjedna sobie nikt, kto zacznie podejmować za nich wszystkie decyzje.  Jednak zawsze i wszędzie potrzebna jest osoba, która umie podjąć ostateczną decyzję. Tak to właśnie Ty. To właśnie Wy.

A zatem gdzie leży złoty środek?

To dobre pytanie, a odpowiedź zależy od tego jaka jest Twoja drużyna. A na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam, druhu drużynowy. Jak skracać dystans? Głównie poprzez kontakt, zainteresowanie, rozmowy, delegowanie odpowiedzialności, zaufanie. Może coś się nie uda, może ktoś zapomni, mimo to warto dawać harcerzom wolną rękę jeśli jest taka okazja. Będą mieli szansę wypróbować własne siły i poczują, że im ufacie. Jeśli coś się nie uda, nie trzeba się załamywać. Czy Wam zawsze wszystko się udaje? Mamy jakieś oczekiwania, nie zawsze są one spełniane. Tylko czy to wina tych ludzi? Może po prostu nie znacie ich za dobrze i oczekiwania były nietrafione? Trudną i krętą drogą jest poznawanie drugiego człowieka, szczególnie gdy jest od nas sporo młodszy i brakuje wspólnego języka. Nie zapominajmy o tym, że jest młodszy. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami, nie wymagajmy żeby każdy harcerz był od początku dorosły i odpowiedzialny. To od nas przecież ma się tego nauczyć.

Czy jest recepta, przepis na relację? Pewnie nie ma. To co warto zrobić, to po prostu pomyśleć. Potem zastanowić się co zrobić by było lepiej. Rozmawiając. Tak, rozmowa, to pierwszy krok. Bo trzeba się przełamać i pokazać kawałek siebie. Wyłączyć tryb nakazowo– rozdzielczy. Bez tego nie da rady. Wykonać pierwszy ruch, a potem wszystko będzie prostsze.

A zatem, do dzieła!