Standardy czy duch?

Archiwum / 10.05.2010

Kurs przybocznych, drużynowych, pierwszej pomocy. Warsztaty z tego i owego. Ile form kształceniowych masz już za sobą? Podział na grupy, zapisywanie na kartce, prezentacja. Ile razy powtórzyłeś już ten schemat?

 

Stały bywalec kursów przychodzi na zajęcia nastawiony niczym radioodbiornik na jeden rodzaj fal. Wszystko widział, niewiele go zaskoczy. Ma w głowie wszystkie sposoby prezentacji i schematy graficzne. Jeśli odezwie się podczas pracy w grupie, reszta słucha go jak wyroczni. Rozsiada się w kręgu i bacznie obserwuje prowadzącego. O, już się pomylił, bo powinien przerwać tej gadule. Teraz mógłby nas zapytać o nasze doświadczenia. Dlaczego on omawia wynik dyskusji trzy razy?! Mało daje się wykazać. Cel zadania był nieczytelny. Mało ten prowadzący ma wiedzy, choć trzeba przyznać, że się starał. Jednoosobowa komisja – w składzie obyty instruktor – ocenia zajęcia: 2 punkty na 6.

Przyzwyczailiśmy się do papieru, markerów i wybierania osoby prezentującej wyniki pracy grupy. Bardziej atrakcyjne zajęcia wybijają się ponad ten standard zmianą formy na bardziej aktywną, jak np. gra negocjacyjna. Jednak to, co najważniejsze w kursach, to wyniesione przeżycia. Poszczególne zajęcia pamiętamy później tylko wtedy, gdy udało im się wpłynąć na nasz światopogląd, utwierdzając go lub zmieniając, i gdy udało nam się wspólnie wykonać jakieś trudne zadanie. Warsztaty bez atmosfery dają nam jedynie wiedzę, a przecież tak naprawdę to tylko jeden z celów, dla których bierzemy udział w formach szkoleniowych. Jakkolwiek romantycznie to zabrzmi: jeździmy na kursy, żeby się zmotywować i wymienić doświadczeniami. Chcemy coś wspólnie przeżyć, spotkać się z innymi wariatami takimi, jak my.

Skoro nie wiedza jest najważniejsza, to nie forma zajęć powinna się zmieniać, tylko podejście do nich. Istnienie ZHP opiera się na ideałach, więc szkoleniowcy powinni zarażać uczestników ideą. Tu właśnie umiera schemat – pisaki i odliczanie do czterech można wrzucić do kosza.

Zamiast mówić o tym, jak przygotować kuźnicę, lepiej ją przeprowadzić. Jej przeżycie będzie dla uczestnika znaczyło więcej niż sucha regułka, którą i tak może bez trudu wygooglać w Internecie. Po co rozwodzić się nad każdym znakiem służby i czytać po kolei? Niech w kilkuosobowych zespołach napiszą kartę próby na znak służby. Wspólne wykonywanie zadań, nie w trójkach czy piątkach, ale całą kursową „drużyną” będzie praktycznym szkoleniem z budowania zespołu. Zajęcia ze służby niech znaczą po prostu wykonaną służbę. Nic nie nauczy lepiej tworzenia konstytucji drużyny, jak napisanie jej z nieznanymi z początku wędrownikami; dla niektórych zasady współdziałania mogą oznaczać zupełnie co innego, niż dla innych.

Oczywiście przeżycie koniecznie trzeba przegadać, umożliwić konfrontację własnego doświadczenia z doświadczeniem reszty grupy. Bardzo ważne w tym rodzaju zajęć nastawionych na przeżycie jest naprowadzenie uczestników na drogę do wniosków, które w przyszłej pracy wydadzą konkretne owoce. Czasem rozmowa będzie najlepszą formą, dzięki której kursanci uporządkują i zapamiętają wiadomości.

Nie weźcie mnie za przeciwnika rzetelnych informacji udzielanych na zajęciach. Jestem jak najbardziej za pełnym profesjonalizmem, żadnym tam „wędliniarstwem”, jak moja pierwsza drużyna wędrownicza określała gadanie naokoło i nierobienie niczego ukrywane pod hasłem wędrownictwa. Wydaje mi się jednak, że można bez straty połączyć obie cechy: przeżycie i rzetelność. Zaintrygowany ideą uczestnik kursu sam sięgnie do materiałów, dzięki którym dowie się więcej. Instrukcja obsługi drużyny wędrowniczej nie zarazi młodego człowieka pasją do podejmowania wyzwań.

W ferworze walki o jak najbardziej interesujące warsztaty wędrownicze czy kursy metodyki chyba ugrzęźliśmy w pułapce. Uczestnicy kursów to nie tylko fachowi liderzy, lecz także ludzie potrzebujący inspiracji. Jesteśmy – jako wędrownicy – grupą przyjaciół, którzy mają wspólny cel, a nie profesjonalną firmą organizującą szkolenia. Żadna prezentacja specjalisty od teambuildingu, choć też potrzebna i cenna, nie zastąpi przecież wspólnego ogniska i śpiewania „Czwartej nad ranem” o odpowiedniej do tego porze.

 

  {multithumb thumb_width=100} pwd. Katarzyna Rożek – Kierownik Referatu Wędrowniczego Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej, zastępczyni przewodniczącej kręgu akademickiego SKI im. Tony'ego Halika przy UMK w Toruniu, studentka grafiki i ochrony dóbr kultury. Jeździ rowerem i uwielbia jeść, niektórzy twierdzą, że pracoholiczka.